publikacje

Wróć do listy

Dziennik: 7.06.–3.09.1917

Dziewiąty zeszyt dziennika Romualdy Baudouin de Courtenay. W nawiasie podana jest informacja, że z powodu zakazu przewożenia rękopisów przez finlandzką granicę autorka zostawiła niedokończony dziennik w domu i zaczęła pisać w nowym. Pierwszy wpis pochodzi z 7 czerwca z miejscowości Kangasala w Finlandii. Ostatni – z 16/28 września z Petersburga (daty podawane według kalendarza juliańskiego i gregoriańskiego). Pismo czasami trudno czytelne, co autorka usprawiedliwia tym, że z powodu braku nafty i świec notuje po ciemku. Pisze dla rodziny, ale informacje z życia rodzinnego stanowią zdecydowaną mniejszość. Czuje potrzebę, a nawet obowiązek upamiętnienia przełomowych wydarzeń. Traktuje swój dziennik jak swego rodzaju historyczny dokument: „Czas ładny, nie bardzo chce się pisać, ale materiału takie mnóstwo, że choć trochę należy notować – na pamiątkę” (s. 37). Autorka opisuje najważniejsze wydarzenia polityczne, wojenne i rodzinne, podejmuje trudne tematy, jednocześnie wyznaje istnienie pewnych sfer tabu w swoim diariuszowaniu: „Tyle się teraz słyszy z różnych stron i różnych rzeczy, ale jak dawniej nie wszystko się pisało, tak i teraz nie wszystko się pisze” (s. 150) – słowa podkreślone ołówkiem. Mimo to dąży do obiektywnego formułowania obserwacji i komentarzy: „Sądząc objektywnie, jak ja sądzę z punktu widzenia spostrzegacza »postronnego« […]” (s. 74). Oprócz poczucia odpowiedzialności za to, co dzieje się w Europie, autorka odznacza się także pokorą i świadomością tego, że jej wiedza na temat zaistniałych wydarzeń opiera się jedynie na informacjach prasowych czy rozmowach ze znajomymi, zaangażowanymi ludźmi. Ów jedyny sposób uczestnictwa w życiu politycznym, formułowanie ocen z pozycji kogoś, kto siłą rzeczy patrzy na problem z daleka – można powiedzieć: z dystansu – przyczynił się do ukształtowania pokornej, ale i nieufnej, nierzadko ironicznej postawy autorki.

Podczas tych kilku miesięcy 1917 r. autorka przebywa w pensjonacie w Kangasali razem z córkami: Marią i Zofią, gdzie wypoczywają, wracają do zdrowia. Pozostali członkowie rodziny zostali w Petersburgu – syn Świętosław pracuje w Komisji Likwidacyjnej do spraw Królestwa Polskiego jako pomocnik sekretarza, „będzie miał 300 r[ubli] pensji miesięcznie” (s. 33). Córka Ewelina lada dzień wyjeżdża do Warszawy, m.in. w odwiedziny do najstarszej córki Baudouinów, Cezarii. Będzie jechać razem z zaprzyjaźnionymi Hryniewiczami i Buberami. Z matką spotka się podczas przesiadki na stacji w Tammerforsie (dzisiejsze Tampere w Finlandii). Autorka jest zaniepokojona, ale i radosna z powodu tej podróży. Pisze: „Ale co to za radość będzie stanąć wreszcie w Warszawie, zobaczyć Cezię! A kiedy dojdzie o tem jakie słówko do nas? Przecież od rewolucji nie mieliśmy już nic od Cezi samej, tylko raz parę słów o niej. To okropnie myśleć, że się nie będzie wiedziało może, jak dojedzie Ewcia i kiedy do Cezi. Myślę sobie czasem, jakie to dziwne, że teraz, od czasu odcięcia od Warszawy Wilna, miasta te wydają się daleko, daleko dalsze aniżeli dawniej. Pojęcie niemożliwości dostania się do nich identyfikuje się z pojęciem geograficznym odległości” (s. 19). Mąż Jan również jest w Petersburgu. Romualda kilkakrotnie wspomina, że endecy w „Dzienniku Polskim” krytykują jego artykuły zamieszczone w „Dzienniku Petrogradzkim”: „z powodu polskich sił zbrojnych, oskarżając go o nienawiść i wzgardę dla koalicji. Teraz podjął rękawicę i strasznie ostro im odpowiada znowuż w Dzienniku Petrogradzkim” (s. 21); „Wczoraj dopiero skończyły się duże artykuły Janka (»nienawiść i wzgarda do koalicji«) w Dzienniku Petrogr[odzkim]. Dużo słuszności, ale są ustępy zbyt jednostronne” (s. 28). Po blisko miesiącu autorka zapisuje, że według Ignacego Daszyńskiego artykuły męża były kilkakrotnie „przedrukowywane w kilku pismach polskich i nie tylko u nas zrobiły furorę” (s. 123).

10/23 sierpnia – początek ofensywy na froncie Rygi. Gdy Niemcy zdobywają kolejne tereny, diarystka zastanawia się, czy powinna już teraz razem z rodziną wracać do Petersburga, dopóki komunikacja – poczta, kolej – jeszcze działa. 12/25 sierpnia przychodzi kartka od Eweliny. Pisze z Warszawy o narodzinach dziecka u Cezarii i Stefana; o propozycji pracy w polskim biurze prasowym w Sztokholmie. Z kolei list męża zawiera niepokojące informacje o dawnym znajomym, jak i pamiętnikach matki Jana Baudouina de Courtenay z 1848–1849 roku. Mianowicie Wołodysław Fedorowycz, właścicielu majątku Okna, przebywał w Petersburgu i południu Rosji jako zakładnik, po powrocie zastał swój majątek doszczętnie spalony, sam został ciężko ranny. Jego córka przebywająca w Tarnopolu podobno zginęła podczas przemarszu żołdactwa. Autorka nie chce uwierzyć w tę wiadomość – dopisek sporządzony ołówkiem (zapewne przez jedną z córek autorki) potwierdza, że córka Fedorowycza odnalazła się (s. 129). Rodzina Baudouinów zna Fedorowycza sprzed kilkunastu lat, kiedy przyjeżdżał z polecenia księcia Romana Damiana Sanguszko – przyjaciela, interesującego się historią rodów. Chciał dowiedzieć się, „wiele pokoleń można prześledzić w naszym rodzie. [Fedorowycz] ofiarował mi wtenczas właśnie okieński kilim. W przeszłym roku w lecie, będąc w Petrogrodzie, często bywał u Janka (my byłyśmy w Kangasali), córkę też widywał. Janek zostawił mu b[ardzo] ciekawe pamiętniki swej matki (48 r. i 49)” (s. 129–130).

Gdy pisze swój dziennik, Baudouin de Courtenay przebywa w bezpiecznym miejscu, dlatego jest spokojniejsza, nie dokucza jej apatia. Język i styl autorki w zeszycie dziewiątym można nazwać reporterskim. Zapiski często przybierają formę czysto sprawozdawczą, np. gdy autorka streszcza informacje z prasy, dodaje komentarze, relacjonuje wydarzenia, w których sama brała udział. Nie brak metafor i fragmentów subiektywnych, emocjonalnych, np: „Anglia podobno poczęła zdradzać też wyraźnie miłość dla pokoju (trudno chyba inaczej, kiedy zabraknie rosyjskiego mięsa armatniego!!!). Zapowiadają też gazety nowy wielki gest teatralny Wilhelma – propozycję rozstrojenia powszechnego! To by było przecież takie szczęście, że nie ma sił nawet uwierzyć” (s. 65). Świat w letnich miesiącach 1917 r. absorbowały najbardziej dwie sprawy: kryzys polityczny w Niemczech i ofensywa rosyjska: „[…] jeszcze nie ma mowy urzędowo o zgodzie na parlamentaryzm i rząd parlamentarny w Niemczech. A zresztą na potrzebę pertrakcji z innymi członkami niemieckiego związku. Demokratyzacja Niemiec zbliża, jak obiecują, pokój” (s. 41).

Największymi problemami, z jakimi boryka się Rosja, to zupełna dezorganizacja kraju, w którym panują głód i anarchia. Autorka martwi się tym, kto obroni miliony spokojnych ludzi, zwanych burżujami, przed gwałtem ze strony bolszewików. Pisze, że z rządem tymczasowym nikt się nie liczy, mnożą się „republiki lokalne” (s. 23), samorządy, na których czele zasiadają „kryminaliści, katorżnicy, dezerterzy […] – a nawet, jak w Kirsanowie, notoryczni wariaci” (s. 23–24). 8/21 lipca diarystka dostaje informacje z Petersburga o wyborze na prezydenta Aleksandra Kiereńskiego. Przypuszczenia o finansowaniu bolszewików przez Niemców zostają potwierdzone, aresztowani są przywódcy bolszewiccy, „Lenina nie mogą znaleźć, żeby go aresztować” (s. 65). Brak żywności, wprowadzono limity żywnościowe (kartki), odbywają się rekwizycje zapasów w prywatnych domach. Rozpoczęto oblężenie ministrów w Pałacu Taurydzkim. Autorka pisze o próbach aresztowania całego Komitetu Delegatów Robotniczych i Żołnierskich, drastycznych scenach w kazamatach Twierdzy Pietropawłowskiej (s. 71), braku rządu, następcy. Rosjanie uciekają się do pomocy Kozaków: „Żaden generał nie chce objąć tych przyjemnych obowiązków. Kozacy – jedyna ostoja. Prędko się jedzie w tym rewolucyjnym świecie. Pogrzeb Kozaków broniących porządku wobec anarchji odbył się z ogromną uroczystością. Kiereński pierwszy niósł z innymi ministrami trumnę, a potem na schodach św. Izaaka mówił mowę patriotyczną” (s. 84). O dymisji Kiereńskiego autorka pisze: „po nieudanych próbach i zaproszeniach różnych ludzi do swego ministerium sam się podał do dymisji. Ze wszystkich urzędów. Potem wszyscy inni członk. gabin. też złożyli swe teki. W ręce czyje? Wicepremier Niekrasow też się był podał do dymisji, ale pozostał na stanowisku, żeby był ktoś, kto przyjmuje teki…” (s. 89). Po posiedzeniach w Pałacu Zimowym, utworzono Rząd Koalicyjny.

15/28 lipca Baudouin de Courtenay wspomina o wieczorze towarzyskim, na którym była młodzież z Lepokoti, a brakowało przedstawicielstwa rosyjskiego, co zbiegło z klęskami Rosjan na frontach: „Rosjanie chyba nie pójdą wcale, bo zbyt ciężkie dla nich od wczoraj wiadomości. Panicznie uciekają i na połudn. zachod. (galicyj.) froncie, i w centrum frontu, tj. w kierunku Wilna – już nie pułki i brygady, a po kilka dywizji od razu. Nie pytając nikogo, samowolnie. Niemcy ledwie zdążają zajmować ich stanowiska” (s. 77). Autorka pisze o rozpaczliwym wręcz telegramie generała Korniłowa. Wymaga on: „natychmiastowego zaniechania ofensywy na wszystkich frontach właśnie w celu ratowania armii, reorganizacji jej, jak też w celu uchronienia niewinnych ofiar życia tych niewielu bohaterów, którzy walczą i giną pomimo wszystko. Oprócz tego wymaga Korniłow jako jedynego środka, mogącego otrzeźwić łotrów, tchórzy, zdrajców – kary śmierci, gdyż dotychczasowa łagodność rządu jest powodem zbrodni i tego, że giną niewinni od ręki swoich, że śmierć unosi się nad armią, ale nie tylko z ręki wroga (podobno bohaterowie giną masami nie tylko dlatego, że teraz muszą dawać przykład i iść na przedzie, ale i dlatego, że żołnierze ich mordują)” (s. 78–79). W państwie rosyjskim rzeczywiście zalegalizowano karę śmierci (s. 80). Autorka jest wrażliwa na wszelkie dochodzące do niej wieści o aktach przemocy w warunkach wojennej anomii, także o brutalnych represjach wobec ludności cywilnej – pisze o rozszarpaniu przez tłum zbuntowanych żołnierzy w Nowogrodzie junkrów moskiewskich, którzy tam zostali posłani dla uspokojenia buntowników (s. 84); spustoszeniu Tarnopola, Kałusza, Izraela, Stanisławowa przez wracające wojska: „Dzika Dywizja […] pijana i rozbestwiona” (s. 90), „orgia okrucieństwa, bezecnych męczeństw, mordów masowych Żydów, Polaków, Rusinów, nie szczędząc dzieci nawet małych, że o niczym właściwie nie mogę myśleć, pisać, nie mając ciągle w głowie w myśli tych strasznych nieszczęść. Jakiś kir czarny padł na dno duszy. Dziś całą noc spać nie mogłam. Za co, dlaczego tyle mąk spadło na tych ludzi, na te maleństwa, dziewczynki, na te matki. Jak one wyżyć teraz mogą? I takie zbiry chodzą dziesiątkami tysięcy po świecie” (s. 97–98). I w dalszym ciągu nie może zrozumieć postępowania rządu rosyjskiego: „Co za wstrętne wrażenie robi to gadulstwo wszystkich partii rosyjskich w tak bezprzykładnie krytycznych okolicznościach” (s. 91) – mowa o całonocnych kłótniach o pryncypia partyjne w sali malachoniowej Pałacu Zimowego 21–22 lipca. „Dziwny, jedyny, wstrętny naród. Wszystko się kończy słowami, dyskusjami […]. A potem nagle masowe kary śmierci” (s. 92).

Baudouin de Courtenay – jako oddana działaczka społeczna – odznacza się głębokim poczuciem odpowiedzialności, często zastanawia się, co zrobić, jak pomóc, jak zapobiec. Zatem 22 sierpnia / 4 września pisze: „Niby porządkuję w szafach, w pokojach, a tymczasem myślę ciągle o tym: co robić? Wzięcie Rygi – w takich okolicznościach tłumy zdezorganizowanego wojska niewstrzymanym potokiem uciekające po szosie […], ostrzeliwanie wsi dalszych, wejście floty niemieckiej do zatoki ryzkiej […] – wszystko to wysuwa nowe zadania nie tylko dla polityków rządzących wszelkich autoramentów, ale dla każdej rodziny” (s. 135). Do Baudouinów telefonował senator Leon Petrażycki, pytał, „jakie są nasze plany, co mamy z sobą robić?” (s. 135). Autorka odpowiedziła, że chyba nie mają dokąd jechać. Senator też nie wiedział, ale pozostało mu być tam, gdzie senat. „Zdaje się, że nikt tu chyba nie wątpi, że niedługo Petrograd będzie wzięty […], za tydzień, inni mówią, że za dwa tygodnie itp.” (s. 136). Dalej: „Ale pomimo całej tej sytuacji dominuje radosne wrażenie z powodu dzisiejszych telegramów w gazetach tutejszych o kompromisie pomiędzy Niemc. a Austr. w sprawie polskiej. Niemcy zgodzili się wreszcie na połączenie z Królestwem Galicji całego obszaru jako państwa niepodległego” (s. 136).

Postulaty niepodległościowe rządu ukraińskiego są dla autorki jednym z największych politycznych zaskoczeń. W swych zapiskach podkreśla kilkakrotnie, że dzieją się rzeczy, które trudno sobie wyobrazić i zarazem trudno przewidzieć, co będzie dalej. Ma na myśli zarówno okrucieństwa wojny, jak i niespodziewane pozytywne zaskoczenia, niosące nadzieję: „Dzieją się z drugiej strony, obok tej degrengolady państwa rosyjskiego, takie nowe dziwy historyczne, twórcze, że się chce sobie przetrzeć oczy – czy to sen, czy jawa…Powtórzenia tworów historycznych na zawsze niby zepchniętych z horyzontu. Niepodległość Polski, upadek caratu, rewolucja rosyjska – nie należą naturalnie do tej kategorii nowych zjawień historycznych, miliony ludzi przewidywało je w mniej więcej rychłym czasie, miliony gotowały się do nich, jeśli nie czynem – bo tylko garstki występowały czynnie – to myślą i uczuciem. Ale kto myślał jeszcze pare miesięcy temu, że będzie czytał uniwersał Centralnej Rady Narodowej Ukrainy? Że się dowie o takiej rękawicy rzuconej przez naród ukraiński narodowi wielkorosyjskiemu? Że Ukraińcy będą już mieli własne wojsko, zadeklarują własny skarb, własne podatki etc.? Mówią im, że to uderzenie w plecy demokracji rosyjskiej, ale czemu ta demokracja, tj. rząd tymczasowy, powtórzył omyłkę zwykłą rządów i spóźnił się z zadowoleniem o wiele umiarkowańszych żądań ukraińskich? […] Kozacy dońscy w Nowoczerkasku na swym »Kole« już groźno pomrukują w stosunku do Ukraińców. Kto wie, czy w ogóle rychło nie wystąpią znowu Kozacy w swej opatrznościowej roli i nie zaczną porządkować po swojemu” (s. 23–24). Niestety na nadziei się skończyło: „Ukraińcy cofają się po całej linii swej zamierzonej państwowości” (s. 50), a przewidywania autorki wobec Kozaków ziściły się: „Kozacy wrócili do swej roli historycznej i przywracali porządek – strzelali i bili. W wielu miejscach tłum publiczności czy innych niebolszewickich demonstrantów rozbrajał żołnierzy i nawet ściągał z automobilów kulomioty. Bezpośrednim powodem tego nowego przesilenia wprowadzającego podobno rewolucję już w fazę jakobinizmu było rozformowanie pułku grenadierskiego z rozkazu Kiereńskiego” (s. 51–52). „Urzędowo więc nie bolszewicy, lecz Ukraińcy (pośrednio) obalili gabinet ostatni” (s. 52).

Finlandię również ogarnia polityczny chaos. Chociaż jest spokojnie, już odbywają się strajki i zapowiadany jest strajk ogólny: „Przykład anarchii rosyjskiej jest bardzo zaraźliwy” (s. 10). Na placu senatu w Helsingforsie pod pomnikiem Aleksandra II aktywiści przemawiają całymi dniami do tłumów na wzór Lenina. W Åbo (fiń. Turku) odbywają się oblężenia ministerstw. Trwa oblężenie więzień w Villmanstrand: „Obecnie tłumy żołnierzy rosyjskich oblegają dwa więzienia, właściwie stary zamek w Tameheście i więzienie w Villmanstrandzie, żeby gwałtem wypuścić na wolność kobiety aresztantki, kryminalistki. […] jest ich 150 podobno, w Villmanstrandzie nie wiem wiele. Coraz więcej opowiadań o różnych gwałtach żołnierskich teraźniejszych, z kobietami zwłaszcza. P. Jan […], który jest tu teraz, na własne oczy widział morderstwo 27 oficerów w Helsingforsie. 18 zabito od razu, reszta zmarła od ran. Widział, jak tłum żołnierzy nie pozwalał tych rannych zanosić do szpitala, jak wpadano do sal chirurgicznych, żeby zabierać konających…” (s. 11). Bolszewicy finlandzcy wdarli się do kościoła św. Mikołaja, „zawładnęli nim, gadali mowy z ambony, między innymi [...] jakaś towarzyszka itp.” (s. 17). Głód na północy kraju jest już tak duży, że ludzie mieszają z mąką korę z drzew, piekarnie zamknięte, jest wyznaczony przydział 150 gram pieczywa dziennie. Bank jest zalewany rublami, waluta spada, na początku wojny było za 264 rubli 155 marek, teraz 100 rubli. W Sztokholmie odbywają się konferencje socjalistyczne. 4/12 lipca autorka pisze o: otwartej „wojnie” między „bolszewikami, anarchistami a stronnikami rządu prowizorycznego” (s. 43); strajku i zniszczeniu kolei finlandzkiej (podczas gdy córka Ewelina miała odbywać podróż w najbliższych dniach, a Finowie nazajutrz mieli ogłosić niepodległość). Miesiąc później, 1/14 sierpnia, autorka informuje o strajku generalnym w Helsingforsie. Wojna sprawia, że spokój w pensjonacie, w którym przebywa, jest tylko pozorny: „W tej chwili uderzył jakiś ogromny wystrzał, niby armatni, co to takiego? Idę się spytać. Tylko sygnał początku polowania na ptaki” (s. 80). Ostatni wpis z pamiętnika, pochodzący z 3/16 września, dotyczy m.in. zabójstw generałów, pułkowników, oficerów oskarżonych o współpracę z Korniłowem. Znęcano się nad nimi, potem zrzucono ich do morza z mostu w Abo. Wśród nich był Polak nazwiskiem Dunin.

Autorka jest tradycyjnie krytyczna zwłaszcza wobec działalności „endeków” (niemałe znaczenie mają tu zapewne „prasowe” konflikty jej męża ze zwolennikami endecji). Zarzuca im m.in. zbytnią uległość względem Rosji, niezaradność w stosunkach dyplomatycznych: „Sądząc z wczorajszego Dziennika odbywający się obecnie zjazd wojskowych Polaków nie wypadnie po myśli endeków, pomimo wszystkich ich intryg i machiawelizmu. Zrozumie większość, że muszą słuchać kraju, własnego, polskiego rządu, który nie może ani organizować, ani rozporządzać się tzw. polską armią – w armii rosyjskiej. Najprostszej tej prawdy nie rozumieją już ci, którzy się dają hipnotyzować przez Harusowiczów [Jan Harusowicz], Babskich, Jarońskich [Wiktor Jaroński], bankrutów jak Wielopolski [Aleksander], zmuszonych szukać nowego wsparcia. A z drugiej strony socjaliści skrajni wystąpili po różnych enuncjacjach ze zjazdu (między innymi Wł[adysław] Matuszewski, A[dam] Jabłoński), uważając go za zbyt burżuazyjny, kontrreformacyjny – i w tym sensie widocznie, informowali i Komitet Rady Deleg. Robot. i Żołn., który się wypowiada w »Izwiestijach«, przeciw tworzeniu polskiej armii […]. Wszystko to razem wpłynie zapewne na to, że większość uczestników zjazdu chwali zapewne wstrzymanie się od tej szkodliwej formacji […]. Najważniejszym jednak decydującym chyba momentem, który wpłynie na uchwały zjazdu, będzie telegram otrzymany w redakcji »Echa Polskiego« o odpowiedzi państw centralnych na memoriał naszej Rady Stanu, w którym wymagała ona stanowczo pełni władzy – raczej własnego polskiego rządu z regentem na czele, powołujących ministrów do własnego rządzącego gabinetu” (s. 12–13). Następnie autorka pisze m.in. o: reformie rady stanu, ministerstwie polskim i kandydaturze Niemojewskiego – Marszałka Koronnego – na premiera (który jednak odmówił objęcia tego stanowiska, istnieją zatem przypuszczenia, że na miejscu prezydenta zasiądzie Zdzisław Lubomirski), uchwale Koła Polskiego ogłoszonej w Wiedniu, o obradach parlamentu, przemowie posła krakowskiego – Łazarskiego, przywitaniu Zjazdu Wojskowego Polaków przez delegację Kozaków: „Życzyli oni Polsce potęgi, rozszerzenia się od morza do morza i powiedzieli, że Kozacy życzą sobie być w związku z silną Polską. Takie to nadzwyczajne, takie ogromne perspektywy. Zwolennicy idei Jagiellońskiej – naprzód tak głęboko pogrzebanej, a tak cudnej i naturalnej – chyba zmartwychwstają wszędzie na terytoriach byłej Rzeczypospolitej” (s. 15). O spotkaniu z dyplomatami różnych państw: „Pierwszy raz od lat tylu ambasadorowie mówią do nas jako do obywateli, reprezentacji niepodległego państwa” (s. 16).

Bardzo ważna jest dla niej kwestia polska, na którą patrzy z niezmiennym realizmem, dystansem i wrażliwością zarazem. Zawsze omawia sprawy polskie, umieszczając je w szerokim kontekście: „Im wyraźniej się czuje, że bankrutujące i wygłodniałe państwa nie w stanie są prowadzić dłużej wojny (chociażby nawet żołnierze innych państw nie zechciały iść za przykładem rosyjskich – albo uciekających milionami z frontu […], albo siedzących bezczynnie w okopach wbrew rozkazom ofensywy – tem z większym niepokojem się myśli, jak się będzie rozstrzygała na konferencji pokojowej kwestia polska. Najbardziej zawikłana, najtrudniejsza. Granice takie splątane, tyle państw czyha na naszą własność, nie chce się jej wyrzec. A z drugiej strony takiego znaczenia nabierają dzisiaj już coraz częstsze i kategoryczne uchwały innych narodowości ściśle związanych z nami sąsiedztwem i losami historycznemi – Ukraińcy, Litwini. Litwini na ostatnim zjeździe delegatów w Petrogr[adzie] też się wypowiadają za niepodległością […], a zarazem za zjednoczeniem z pruską Litwą. Jakie to powstaną nowe związki?” (s. 20). Wspomina o wystąpieniu Koła Polskiego w Austrii i zamieszaniu na placu Wszystkich Świętych, gdzie tysiące ludzi otaczało pałac Wielopolskich – ówczesny pałac Rady Miejskiej. Pisze: „Nie wiadomo, jakie z tej nadzwyczajnej sytuacji wyjście. Według mego rozumienia najprędzej by się wyszło z tego, żeby się obrało na króla cesarza Karola, ale co to stąd można wiedzieć?” (s. 21). Gdy na terenach polskich kształtuje się rada regencyjna, zapisuje: „Zdaje mi się, że najlepiej by było, gdyby istotnie tak doświadczony i zdolny polityk i dyplomata jak Tarnowski [Adam] objął tekę ministra prezydenta. Przed samą wojną był mianowany na ambasadora Austrii w Waszyngtonie. Ledwie wylądował w Nowym Jorku, dowiedział się o deklaracji wojny Niemców, ale dość długo tam pozostawał, bo Austria formalnie jeszcze nie była w stanie wojny. Przedtem słynął jako mądry dyplomata […]” (s. 27–28). Mąż Jan na bieżąco (na ile to możliwe ze względu na utrudnienia na poczcie) informuje autorkę o najświeższych wydarzeniach. Pisze m.in. o swojej obecności na posiedzeniu Klubu Demokratycznego, podczas którego odczyt miał Aleksander Czołowski – wypowiadał się na temat Lwowa podczas okupacji, a konkretniej o nikczemnym zachowaniu „endeków – Stanisł[awa] Grabskiego etc.” (s. 54).

Autorka kilkakrotnie pisze o areszcie Piłsudskiego, który „zaczyna się wyjaśniać” (s. 85), „Piłsudski i Sieroszewski [Wacław] internowani w Niemczech” (s. 86), razem z nimi pięćdziesięciu legionistów (s. 99). 23–24 lipca odbyły się burzliwe narady parlamentarzystów polskich w Krakowie. Wypracowano projekt Rady Stanu: „Projekt organizacji nowej, już nie tymczasowej Rady jest dziwny, daj Boże, aby sposób takiego wyboru nie zniweczył jej prestige’u w oczach szerokich warstw narodu – chyba konieczność pośpiechu zniewala do obrania takiej drogi […]. Mianowicie trzej ludzie: arcybiskup warsz[awski], marszałek koronny i jedna osoba przez pierwszych dwóch obrana spoza członków Tymcz[asowej] Rady Stanu (prawdopodobnie ks[iążę] Zdz[isław] Lubomirski) – wybierają 50 członków Rady Stanu. Rada stanu ma już atrybucje Rządu. Ministerstw ma być 5–6 polskich […]” (s. 100–101). Diarystka wyraźnie opowiada się po stronie Karola Stefana Habsburga jako najlepszego kandydata do objęcia rządów w Polsce: „Kiedy myślę o naszych sprawach zawsze z otuchą i głębokiem uczuciem przypominam sobie, że tam, na Zamku Żywieckim jest ten, który pilnie, troskliwie wytęża wzrok w stronę Warszawy, który ojcowską duszą i myślą gospodarza jest już stale z narodem naszym. Jakie to nowe, dziwne, niezrównanie błogie uczucie. Żebyż już prędzej, prędzej ten regent wyglądany, pożądany stanął wreszcie na Ziemi Królestwa” (s. 101).

Baudouin de Courtenay aktywnie działa na rzecz jeńców, organizuje kwesty, zbiera materiały, komentuje wiadomości z prasy, czyta (np. korespondencję Michała Anioła i jego biografię – s. 95). Wymienia znajomych sprzed roku, którzy i tym razem są w Kangasali. Pisze o częstych wizytach zwłaszcza znanych Polaków, baronów, księży unickich. Część z nich przybyła do Finlandii, żeby wypocząć, część – została do tego zmuszona, eksmitowana. Na pierwszych kartach pamiętnika relacjonuje wizytę u metropolity Andrzeja Szeptyckiego, z którym spotkała się w sprawie Towarzystwa Doraźnej Pomocy Ofiarom Wojny. Jest zachwycona jego osobą – nazywa go „Jowiszem chrześcijańskim” (s. 4), opisuje wygląd, cechy charakteru, jak i samo spotkanie (m.in. rozmowa o obrazach córki Zofii, odczytanie artykułu o sytuacji jeńców). Autorka zaznacza, że osoba metropolity łączy Polaków i Rosjan, chociaż jedni i drudzy woleliby go mieć po swojej stronie. Pisze: „Dziękował, kiedyśmy mu mówiły, że staramy się nie robić różnicy pomiędzy Polakami a Rusinami. On używa słowa: Ukraińcy” (s. 8). 20 czerwca podaje informacje przekazane listownie od męża. Mianowicie Jan Baudouin de Courtenay był z wizytą u metropolity w Petersburgu. Szeptycki dziękował mu za artykuł „o koalicjach etc. głównie o endekach” (s. 38), chwalił obraz, który dostał od córki Zofii. Autorka pisze, że władze chcą metropolitę niemal siłą wysłać za granicę, ponieważ Ukraińcy żądają, aby był metropolitą całej Ukrainy. Dlatego też władze nie mogą zrobić mu nic złego, gdyż boją się Ukraińców. Komentuje to następująco: „Wszystko to takie dziwne. Jaki więc rząd mianował go unickim metropolitą kijowskim i halickim? Czy tylko Rada Centralna Ukraińska, czy ministerium Winniczenki? Zosia podczas pobytu we Lwowie, kiedy ich kółko malowało kaplicę Szeptyckiego, bywała u Winniczenków. 5–6 dni temu Szeptycki przejeżdżał więc przez Kangasalę po drodze do Torneo” (s. 38–39). 26 lipca / 7 czerwca zapisuje, że Szeptycki stara się w Rzymie o wysłanie na Ukrainę nuncjusza papieskiego (s. 94).

Autorka spędza wolny czas między innymi z Almą Söderhjelm (szwedzką historyczką, pierwszą profesorką w Finlandii) i panią Nygren. Rozmawiają o swoich przemyśleniach sprzed roku: „[...] przypuszczenia, co będzie po wojnie, i porównałyśmy to wszystko z niespodzianą rzeczywistością! Nie czekano z zapowiadaną rewolucją aż do końca wojny!” (s. 39). Wydarzenia wojenne automatycznie wpływają na atmosferę niby spokojnego i pięknego pensjonatu w Kangasali: „Na tle tutejszej ciszy zapomnieć by można o okropnościach świata, gdyby nie gazety jednak wyglądane w dzień z niecierpliwością” (s. 9). Powietrze jest „naelektryzowane” (s. 81), tzn. o wojnie rozmawia się w grupach, po cichu – ze względu na dużą różnorodność kulturową, narodowościową, polityczną: „Rosjanie od kilku dni bardzo strapieni, ale od wczoraj smutek wśród Finlandczyków. Senator telefonował do żony, że sejm rozwiązany urzędowo – naturalnie nie z własnej woli (jak postanowiono tutaj w nowym akcie o władzy zwierzchniczej sejmu i o samodzielności Finlandii w sprawach wewnętrznych), ale przez ros[yjski] rząd tymcz[asowy]. Jeżeli senat, sejm będą obstawali przy swem nowem prawie, wprowadzona zostanie (a może już nawet wprowadzono) dyktatura wojenna! Ale może źle rozumie senatorowa męża” (s. 81). W pensjonacie zamieszkują nietuzinkowi goście: znany (nie tylko ze swych obrazów) rosyjski malarz („morfinista”) ze swą kobietą oraz elegancki kuzyn Feliksa Jusupowa (mordercy Rasputina), który w Petersburgu występuje w operze jako jedna z baletnic (s. 108–109). Córki autorki, Zofia i Maria, chodzą na tańce do Pirty, nieopodal pensjonatu. Autorka pisze, że tańczą nie tylko młodzież, ale i osoby starsze: „Dziwne to w nasze czasy, ale właśnie dlatego, że czasy takie, młodzież ma głód zabawy i tańców” (s. 127); „Już to Mańcia nie zaczynała jeszcze tańczyć. Kiedy dorastała, zaczęła się wojna. Polskie towarzystwo tańczyć przestało” (s. 55).

19 sierpnia /1 września Baudouin de Courtenay szykuje się do wyjazdu do domu w Petersburgu, córki jeszcze zostają w Lepokati. 21 sierpnia / 3 września już jest na miejscu. Pisze, że podróż miała dobrą, chociaż jeden z baronów „sprawiał mi zresztą nie tyle przyjemności, ile przykrości niepotrzebnymi prezentami podróżnymi, np. w Kangasali jeszcze kwiatami sprowadzonymi z Tammerforsu, potem księżną francuską i wreszcie, to właśnie przykro (bo reszta to już w kangasalskim zwyczaju), pudełkiem czekolady. W takie czasy to nieznośne marnotrawstwo i śmieszne dla kobiety w tak poważnym wieku, ale taka to już próżność barońska” (s. 131).

Inny tytuł: 
Pamiętnik dla rodziny. Dalszy ciąg roku 1917 maj–czerwiec
Miejsce powstania: 
Kangasala
Opis fizyczny: 
157 s. ; 21 cm.
Postać: 
zeszyt
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
1917
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
III-298, z. 9
Uwagi: 
Tytuł nadany przez redakcję Archiwum Kobiet. Pismo czytelne. Stan zachowania dziennika dobry, notatki sporządzone czarnym atramentem.
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
diarystyka kobieca, pierwsza wojna światowa, przemoc, anomia, queer, gwałty na kobietach w czasie pierwszej wojny światowej, krytyka polityki endeckiej, kronikarskie zapiski, tzw. życie na niby w czasie wojny, kryzys finansowy, wypoczynek, życie codzienne w pensjonacie wypoczynkowym, autokomentarze, metarefleksje, cenzura, autocenzura, niepodległość Ukrainy, niepodległość Polski, państwo polskie w przededniu odzyskania niepodległości, stan psychiczny, krytyka anarchii, poglądy monarchistyczne, klęska Rosji w 1917 r., chęć udziału w działalności społecznej w czasie wojny
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
1917
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
dziennik/diariusz/zapiski osobiste
Tytuł ujednolicony dla dziennika: