Kwerendy archiwalne, choć są wstępnym etapem pracy badawczej, powinny mieć status wyjątkowy. Moment wzięcia do ręki rękopisu jest punktem zwrotnym. Pierwszy kontakt z dokumentem – bez względu na to, czy są to akta sądowe, pamiętnik opatrzony sygnaturą w katalogu kartkowym lub zawieruszony w jakiejś teczce i przypadkowo odnaleziony list – wydaje się najważniejszy i ma on charakter egzystencjalny – jest doświadczeniem obecności zmarłych. Mimo że sytuuje się ono na pograniczu sfery sacrum, nie należy do żadnej religii. Dzięki Adamowi Mickiewiczowi, który w części II Dziadów opisał wywoływanie duchów zmarłych, obcowanie z przeszłością stało się składnikiem paradygmatu nowożytnej polskiej kultury.
W miejscu dalekim od wzniosłości, świętości czy nawet atrakcyjności, pochylając się nad spłowiałymi kartami, odprawiamy dziady. Nasz kontakt z kobietami piszącymi, które zamilkły, jest dopełnieniem ich życia – ich głosy nie wybrzmiały do końca, ich życie było za krótkie albo zbyt tragiczne, żeby można było je uznać za pełne. Duchy tych kobiet błąkające się w zapisanych wspomnieniach, marzeniach, rozmyślaniach, czyli utrwalone w słowach, które kiedyś były częścią ich egzystencji, czekają na wskrzeszenie. Ślady, jakie po nich zostały, przypominają śmietnik porzuconych rzeczy. Jednakże te fotografie, zasuszone listki, wstążki, ucięte pukle włosów są znakami, które świadczą o niezgodzie na bezpowrotne mijanie. Materialne przedmioty, będące kiedyś ich własnością, i niematerialne myśli, zapisane w listach, wyznaczają przestrzeń limba, dzięki któremu możemy zbliżyć się do nich i usłyszeć ich głosy. W naszych dziadach kierujemy się nie tyle ciekawością, ile poczuciem obowiązku, nałożonym na nas jako tych, które przyszły później.
Przyjaciel Mickiewicza, Jules Michelet, wierzył, że w archiwum przeszłość jest żywa, a atrament może przemówić1. W 1869 r. w nowej przedmowie do swojej Historii Francji Michelet wyznał, że podczas spacerów po pustych korytarzach archiwum doznał wstrząsu: wtedy nawiedziły go cierpiące dusze czekające na wyzwolenie. Zrozumiał, że jego misją jest ocalenie nieznanych wcześniej cieni z przeszłości. W zakamarkach archiwum francuski historyk stał się widzem dramatu umarłych, których największym nieszczęściem nie jest sama śmierć, ale świadomość, że w pewnym sensie nigdy nie żyły w pełni. Odkrycie to było wstrząsem mającym wpływ na jego dalsze losy jako pisarza i badacza. Podobne przeczucia znajdujemy również w literaturze polskiej, na przykład w Cudzoziemce Kuncewiczowej. Róża, bohaterka powieści, w rozpaczy pyta się swojego syna, jak ma żyć dalej, kiedy dotychczas naprawdę nie żyła. Michelet w 1841 r. przywołuje słynny sen Cezara o płaczącej armii zmarłych, którzy go nawiedzili, zwierzając się, że ich życie zostało nagle przerwane, a po śmierci zrozumieli, że nigdy nie żyli, i teraz żałują, że nie zdążyli poznać siebie, co pozwoliłoby im zaakceptować los i wrócić do przerwanego snu. Michelet uznał, że może ofiarować zmarłym – których traktował jako uobecniające się duchy – prawdziwe życie, a nie jedynie zmartwychwstanie. Według A. Mitzmana, Michelet widział zadanie historyka jako uspokajanie duchów zmarłych, egzorcyzmowanie dotkliwych lęków z ich życia i odkrywanie w nim sensu2.
W rozumieniu Micheleta, a potem Waltera Benjamina, każda egzystencja jest nieszczęśliwa i niedomknięta, każda czeka na swoje dopełnienie w przyszłości. Dopóki to się nie stanie, dopóty widma są skazane na błądzenie między nami. Cienie kobiet piszących nie należą tylko do swojego czasu, więc z tego powodu nie mogły zostać zrozumiane w swojej epoce, długo musiały czekać na odczytanie, przypomnienie oraz wybawienie – nie tylko przed niesławą czy lekceważeniem, ale przede wszystkim przed tradycyjnymi formami przekazu należącymi do dominującej narracji historycznej.
Praca pamięci przypomina ekshumację, a dzięki wydobyciu przeszłości i przeniesieniu jej do teraźniejszości zostaje utrwalona wspólnota żywych i umarłych. I dlatego w przedwstępnej pracy historyczki czy historyka chodzi nie o historyczną prawdę (o to, jak było naprawdę), ale zgodnie z przesłaniem Waltera Benjamina – o oddanie sprawiedliwości tej osobie, której życie znalazło się w naszych rękach. Nie stanie się to bez włożonego w tę pracę wysiłku. Musimy uświadomić sobie naszą lekkomyślność i nieuwagę wobec przeszłości, żyjemy w miejscu ludzi, którzy odeszli, „oddychamy tym samym powietrzem”, dotykamy tych samych rzeczy i z rzadka wydaje się nam, że dostrzegamy coś minionego, nieobleczonego w żaden kształt, a jednak pozwalamy, żeby obrazy przeszłości umykały przed nami.
Aby sprostać wyznaczonemu zadaniu i oddać zmarłym sprawiedliwość, musimy uwolnić się od nawyków myślowych, a także zapomnieć o idei postępu i linearności czasu. Kiedy uznamy, że jednorodny i ciągły obraz dziejów jest tylko konstruktem służącym dominującym narracjom, wtedy będziemy mogli dostrzec niedomknięcie wydarzeń. Będąc w archiwum, widzimy, że każde zdarzenie ma swoją twarz i swoją niedopowiedzianą historię. Siedząc przy archiwalnym stole, pogrążając się w nieokreślonym teraz, oddajemy się temu, co aktualne i minione, a wraz z nami tej aktualizacji poddane są historie przez nas czytane. Przydarza nam się to wtedy, gdy zrezygnujemy z elementu epickiego w historii, rozsadzającego jej ciągłość i tym samym wyrywającego życie kobiety piszącej ze zreifikowanej rupieciarni zwanej historią. Mamy wtedy szansę zobaczyć, jak przeszłość wypełnia się teraźniejszością i na odwrót. Nasza teraźniejszość jest kliszą, na której wyłania się światłoczuły obraz tego, co minione, i znika wraz z zawiązaniem teczki archiwalnej. Nieodwołalność zniknięcia zapowiadającego wszelkie przemijanie wywołuje melancholię, ale nie może ona w decydujący sposób przesłonić naszego spotkania z przeszłością, które mieści się, jak pisze Benjamin – w jednym rozbłysku przypomnienia3.
Tak jak dla Micheleta najważniejsze jest wskrzeszanie umarłych, tak dla Benjamina sprawą zasadniczą jest zbawienie tych, którzy przegrali, ponieśli klęskę, należeli do klasy uciskanej i nie mieli szansy, aby wypowiadać się w swoim imieniu. Ofiarami przemocy historii zwycięzców, o czym musimy pamiętać, były przez setki lat kobiety. Choć Benjamin nie odnosi się w Uwagach do pojęcia historii bezpośrednio do kobiet, to jednak czuję się uprawniona do włączenia ich w mesjański dyskurs emancypacyjny4.
Historia stała się pod koniec życia głównym tematem Benjamina. Uważał, że praca historyka jest zadaniem mesjańskim. Dla swojego projektu emancypacyjnego czerpał inspiracje z marksistowskich i mesjanistycznych źródeł, używając kategorii nostalgii za przeszłością jako rewolucyjnej metody krytyki teraźniejszości. Sprawą centralną jest tu koncepcja przypomnienia i zbawienia (opisana w tezie II). Benjamin sytuuje je w sferze indywidualnej i kolektywnej5. Zbawienie przeszłości nie jest niczym innym, jak tylko pełnią i reparacją marzeń, projektów, życzeń, które w przeszłości nie mogły być zrealizowane. Przypomnienie i zbawienie polegają na oddaniu sprawiedliwości każdorazowej, konkretnej sytuacji historycznej, w jakiej znajduje się jej przedmiot: „Przeszłość niesie w sobie tajemny wskaźnik, który kieruje jej uwagę na zbawienie. Czy nie czujemy muśnięć powietrza, które otaczało ludzi wcześniej żyjących? Jeśli tak, to istnieje tajemne sprzysiężenie między pokoleniami minionymi i pokoleniem naszym. To my byliśmy oczekiwani na ziemi. To nam dana jest – jak każdemu pokoleniu przed nami – słaba siła mesjanistyczna. I to o nią przeszłość zgłasza roszczenia”6.
Nie ma wyzwolenia, jeśli widma kobiet, które cierpiały, zostaną zapomniane. Historia jest tutaj sądem odwoławczym, który powołujemy, żeby protestować w ich imieniu (w imieniu przeszłości). Zniesienie niesprawiedliwości dziejowej za sprawą historycznej świadomości jest realizacją idei Aufhebung, która staje się pełna dzięki zbawczej, teologicznej jakości przypomnienia, oddającego sprawiedliwość przeszłym pokoleniem matek, córek i sióstr7.
Benjaminowskie zbawienie należy rozumieć w dwojakim sensie: teologicznym i świeckim. Mesjańskie rewolucyjne zbawienie jest naszym zadaniem wyznaczonym nam przez przeszłe generacje. Mesjasz nie został zesłany z nieba, to my jesteśmy mesjaszami i nam, jak pisze Benjamin, została dana słaba siła mesjańska. Odwołuje się on do Buberowskiej herezji mesjańskiej, ale w jego refleksji Bóg jest nieobecny. Jedyny możliwy Mesjasz jest kolektywny i zbiorowy, to opresjonowana, nieszczęśliwa ludzkość. Nie ma co czekać na Mesjasza ani zgadywać dzień jego przyjścia. Zbawienie jest samozbawieniem. I tę myśl można znaleźć u Marksa, dowodzącego, że człowiek sam robi historię. Emancypacja kobiet, tak jak uwolnienie się od zależności robotników, chłopów i innych grup zmarginalizowanych, powinna być ich dziełem8.
Mesjańska siła jest nie tylko kontemplatywnym spojrzeniem w przeszłość zamkniętą w archiwum, lecz także rewolucyjnym zadaniem odbywającym się w teraźniejszości. Wiąże się z nim walka z groźnymi przeciwnikami (kapitalizmem, faszyzmem, dziś neoliberalizmem). Nasze przyjście było oczekiwane na ziemi, naszym zadaniem bowiem jest ratowanie pokonanych przed zapomnieniem. To my mamy kontynuować ich walkę o emancypację i w ten sposób uczynić ją pełną. A zbawienie żąda przypomnienia bez rozróżniania na większe czy mniejsze zdarzenia, bez wynoszenia tych, które zasłużyły się dla narodu, kultury czy państwa – wszystkie piszące zasługują na przypomnienie.
Troska o nasze piszące każe nam wypowiedzieć wojnę tradycyjnie pojmowanej historii. Mimo że żyjemy w XXI w., to obiektywistyczna i pozytywistyczna historia Leopolda Rankego pozostaje nadal historią zwycięzców, wcześniej królów, a teraz papieży i premierów. Za Benjaminem uważamy, że wciąż od nowa trzeba stawiać pod znakiem zapytania każde zwycięstwo, jakie kiedykolwiek przypadło w udziale panującym, gdyż „nie ma takiego dokumentu kultury, który nie byłby zarazem dokumentem barbarzyństwa”. Wzorem dla Benjamina jest taka historia, jaką uprawiano w kronikach średniowiecznych, kronikarz bowiem, który snuje opowieści o zdarzeniach, nie odróżniając wielkich od małych, oddaje sprawiedliwość prawdzie. Niczego nie należy spisywać na straty, dlatego naszym obowiązkiem, jak pisze Benjamin, jest rozpoznawanie tej najbardziej niepozornej spośród wszelkich zmian9. Historia nie jest triumfalnym procesem, dlatego konieczne jest „czesanie historii pod włos”10, czyli występowanie przeciwko oficjalnej wersji historii propagowanej przez klasę rządzącą, która przez wieki usuwała w cień historię kobiet.
Walka z tradycyjnie pojmowaną historią jest też krytyką idei postępu i pustego, abstrakcyjnego, homogenicznego czasu. Jego obrazem jest mechaniczny, automatyczny, zawsze samoidentyczny czas zegarów. Odkrycie abstrakcyjnej linearności następuje, kiedy mijają kolejne godziny ślęczenia nad rękopisem. Archiwalny czas nie należy do czasów zegarów, ale nieodłączny jest od zawartości leżących przed nami rękopisów. Do naszych obowiązków należy zatrzymanie pustego czasu i wszczynanie przeciwko niemu rewolucji. „Przeszłość można uchwycić tylko jako obraz, który w chwili swojej rozpoznawalności właśnie rozbłyska na wieczne pożegnanie [...]. Jest to bowiem obraz bezpowrotnej przeszłości, któremu groźbę zaniknięcia niesie każda teraźniejszość, która nie rozpoznała się w nim jako ta, o którą mu chodziło”11.
Zadanie nasze (archiwalnych mesjanistek) polega więc na rozsadzeniu kontinuum historii i ocaleniu zjawisk przeszłości. Zwracamy się przeciwko fałszowi historii maskującej opresję kobiet, a także walczymy z obrazem pozornego szczęścia, które jest wytworem idei postępu.
Radykalność naszej pracy ma doprowadza do rozbicia fałszywej narracji i odsłania piekło minionych pokoleń kobiet.