Dzienniki (t. 3)
Dziennik obejmuje okres od 1907 do początku 1908 r. Autorka uczęszczała w tym czasie na Kursy Baranieckiego, czytała średniowieczne eposy i bajki o rycerzach, marząc o równie baśniowym życiu. Dla panny oczarowanej dawną literaturą i przeszłością Kraków zaczął mieć wyjątkowy urok. Tymczasem wspólnie z matką i ciocią „Lelą" (Adelą Kieniewiczową), która je odwiedziła, zawarły nowe znajomości w mieście (Drohojowski, Podhorski, Jezierski, Koczorowski). Za pośrednictwem ciotki Leli poznały też Ledóchowskich, panny Dembickie. Bywały na podwieczorkach u profesora Mariana Zdziechowskiego, podczas których dyskutowano na temat duchowości i filozofii, m.in. o chrześcijaństwie, ale też buddyzmie, czym poczuła się dotknięta ciocia „Lela", gorliwa katoliczka. Kobiety urządzały również tzw. joury, czyli dni przyjmowania gości, oraz udany wieczorek z tańcami. Janina pogłębiała znajomości z koleżankami z wykładów. Z Zosią Lasocką rozmawiały na temat miłości i swoich charakterów; utrzymywała też bliskie kontakty z „Lulejką” Ledóchowską, Pią Górską, „Lenią” i Marynką. Diarystka uważała, że nikt z nowo poznanych panów nie potrafi odpowiednio się wysławiać. Dobrze czuła się w towarzystwie ciotki „Leli"; często komentowały bieżące sprawy i rozmawiały na tematy osobiste, np. dotyczące wiary i duchowości. Chodziły też na koncerty, za którymi nie przepadała jej matka. Pod koniec marca do Krakowa przyszła wiadomość o narodzinach córki kuzynki Dziuni, co wywołało ogromną radość. Autorka nie mogła się doczekać, by zobaczyć dziecko.
Ojciec Janiny został w końcu posłem do Dumy z ramienia partii narodowej, musiał więc często jeździć do Petersburga. Odwiedził zatem rodzinę, spędzając w Krakowie tylko kilka dni, a po drodze spotkał się z Romanem Dmowskim. Autorka była dumna ze swojego ojca, cieszyła się z jego sukcesu i żywiła nadzieję, że będzie skutecznie reprezentował interesy polskiej arystokracji. Jej matka nie przejawiała takiej radości: „Mama jeszcze najmniej zadowolona albo raczej zupełnie zrezygnowana. Mama tak dla siebie Papy potrzebuje, że jest prawie o politykę zazdrosna, a ponieważ znowu wszystkiego dla Papy, co tylko on życzy, pragnie, więc się sama w sobie poświęca. Mama rzadko będzie szczęśliwa, bo ma już smutne usposobienie” (k. 40).
Janina Puttkamer miała powodzenie wśród młodych mężczyzn. Adorował ją m.in. ułan Stanisław Drohojowski, który według autorki nie był zbyt elokwentny, ale „wyrobił sobie pewien styl rozmowy” (k. 65). Rozmawiali o Włoszech, gdzie Drohojowski spędził jedną zimę. Matka Drohojowskiego popierała jego starania: „powtarza Mamie, że chciałaby bardzo jak najwcześniej syna ożenić. Opowiadają mi o swojej rezydencji w Czorsztynie na skałach pod ruinami starego zamku” (k. 65). Pewnego dnia spotkała Drohojowskiego podczas jazdy konnej, a potem – ponieważ był to dzień przyjęć – przyszedł do ich domu. Janinie podobały się jego zaloty, więc nie zwracała zbytnio uwagi na to, jaki skutek odniosą jej słowa: „Poszedł do salonu starszych, więc go do naszego zawołałam i przy Zosi Lasockiej dość nieprzytomną prowadziłam rozmowę. Po długim układaniu wspólnego konno na błonia spaceru zawyrokowałam na przykład, że można się oświadczać tylko w dwóch wypadkach: konno albo po teatrze […]. Drohojowskiego oczy zrobiły się jeszcze słodsze i bardziej przymknięte” (k. 93). Autorka odniosła wrażenie, że jej koleżance, Zosi, też podoba się ułan, i odczuwała satysfakcję, że ją wybranł. Nie myślała jednak nigdy poważnie o młodym oficerze, uznając, że zaloty w naturalny sposób się skończą, gdy wyjedzie z Krakowa. Pewnego razu po wizycie w teatrze pani Drohojowska zwróciła się do mamy Janiny, prosząc ją o spotkanie w ważnej sprawie. Autorka przestraszyła się, domyślając się, o co może chodzić, i wymknęła się z samego rana z domu. Okazało się, że pani Drohojowska przyszła, aby porozmawiać na temat uczucia, jakie jej syn żywił do Janiny. Matka panny musiała wyjaśnić, że jego pragnienia nie zostaną spełnione, co bardzo zasmuciło Drohojowską: „Mówiła, że syn jej taki zakochany – że sam przyszedł ją prosić […], aby się z Mamą rozmówiła – bo dłużej w niepewności nie mógł pozostać […]. Mówiła, że go to teraz tak zniechęci – że nie będzie wiedziała, jak go pocieszyć” (k. 102). Dopiero wtedy do Janiny dotarło, że jej zabawa może dla kogoś przykre konsekwencje. Nie wywołało to zbyt dużego poczucia winy. Flirtowanie z Drohojowskim sprawiało jej satysfakcję niejako „estetyczną”, traktowała to niemal jak sztukę, niezbyt przejmując się uczuciami mężczyzny: „Ani jednego zgrzytu i rozwiązanie bez mojego bezpośredniego udziału – więc prawie nieistniejące. A zarazem byłam może i zadowolona, że komuś smutek sprawiłam. Starałam się sobie odtworzyć Drohojowskiego – po odebraniu odpowiedzi – w jego wojskowym mieszkaniu. Co czuł i myślał? Czy więcej było zbolałej miłości własnej – czy może – trochę prawdziwej miłości. Bo ja tak w miłość nie wierzę” (k. 103).
W kwietniu razem z matką opuściły Kraków i wróciły na Litwę. Po przybyciu do Wilna zatrzymały się u Chomińskich. Tu nastąpiło ponownie spotkanie z „Lulusiem", coraz bardziej interesującym się polityką. O relacjach z Ludwikiem: „Coś się bardzo ważnego zmieniło w naszym stosunku z Lulusiem. Jestem zupełnie pewna jego miłości, bo choć flirtuje z innymi – jednak marzy o mnie, idealniej i czulej, niż by mi to mogło przejść przez głowę” (k. 147–148). Janina zaczęła bardziej interesować się adoratorem, odkąd zauważyła, że ciotka Wiga nie popiera tego uczucia. „Dodała nowego interesu do mojej przyjaźni z Lulusiem” (k. 148). Puttkamerówna przyznała, że trochę brakowało jej rozmów z kuzynem. Po pewnym czasie znowu zaczęła wyraźniej dostrzegać odmienność ich charakterów i w końcu wyznała, że niczego nie może mu obiecać. U Chomińskich Janina z matką czekały na ojca jadącego z Petersburga, a potem cała rodzina wróciła do domu, do Bolcienik. Puttkamer opowiadał o swoich wrażeniach z pobytu w Rosji – był dumny z przynależności do ugrupowania Dmowskiego, ale oburzał się ugodową postawą części szlachty polskiej, uważając, że od pewnego czasu zanikają w niej uczucia patriotyczne. Wkrótce Puttkamerowie udali się razem z dziadkiem i babcią Janiny do Leonpola na chrzciny córki Dziuni i Zibiego, której nadano imię Tekla. Diarystka stwierdziła, że kuzynka i jej mąż wyglądają na bardzo szczęśliwych, jednak odniosła wrażenie, że stosunkowo mało czasu poświęcają córeczce: „Maleńką bardzo nikt się nie zajmuje, co mi się raczej podoba, bo nie lubię rozczulania się nad dziećmi, ale sama nie wiem dlaczego – czuję w powietrzu wielki brak czułości” (k. 127). Autorka spędzała czas głównie na spotkaniach towarzyskich i rodzinnych, podróżując po kraju (odwiedziła m.in. Dereszewicze, Biżerewicze, Wołyń, Wolicę, Podole). Zamieściła w diariuszu także fragmenty układanych przez siebie opowieści.