Dziennik 03.04.1947 – 25.10.1948
We wstępie do kolejnego tomu swoich dzienników Anna Pogonowska zapowiada znaczącą zmianę tonu swoich zapisków – od teraz opis przeżyć wewnętrznych i uczuć autorki ma zostać zastąpiony przez opowieść o jej życiu literacko-zawodowym: „To nie będzie pamiętnik. W każdym razie nie w dawnym znaczeniu gdy osią wywnętrzania było moje uczuciowe ja. Chcę raczej opisywać swoje kontakty z ludźmi i intelektualistami. Mój rdzeń osobisty to już statyczny stan wiecznego wypompowywania sprawą Ż. Dlatego będę starała się pomijać tą stronę swego życia. Tak jakbym chciała pisać o oddychaniu. Zbyt nudne. Zresztą – od tego jest poezja” (k. 1r). Zgodnie z zapowiedzią autorki znaczną część dziennika wypełniają opisy jej spotkań z wybitnymi twórcami i badaczami literatury polskiej: Tadeuszem Różewiczem, Julianem Przybosiem, Jarosławem Iwaszkiewiczem, Marią Janion... Dwa lata po zakończeniu wojny, ze zdaną maturą i mocną pozycją na uniwersytecie, Pogonowska czuje się w ich towarzystwie swobodnie. Współczuje swoim znajomym osobistych przeżyć, np. w pierwszych dniach kwietnia 1947 r. pisze o Julianie Przybosiu: „W ogóle biedaczek wygląda na przygnębionego. Napewno zmartwienia polityczne. Choć jest szczerym komunistą, usuwają go, bo jest równie szczerym, szczerszym artystą” (k. 2r). Kontakt z innymi – jak na przykład z Marią Janion – uznaje za nobilitujący dla samej siebie: „Maria Janion wzięła mnie [...] i zaczęła analizować mój stosunek do życia, że jest afirmatywny i w gruncie rzeczy epicki. Więc żebym pisała opowiadania” (k. 6r). Wyjątkową niechęć czuje Pogonowska tylko do Tadeusza Różewicza: „Przyjechał wczoraj Różewicz i nocował u nas. Jestem do niego zniechęcona. A raczej przykro mi, że ja, że moje wiersze tak absolutnie go nie obchodzą. Jest przepojony samochwalstwem i lekceważeniem dla mnie. Niedelikatny jest nie tylko w stosunku do mej ambicji literackiej ale także w stosunku do mej osoby” (k. 122r).
Gdy autorka w ciężkim stanie trafia do lekarza i słyszy, że choruje na nerwicę serca, jest to dla niej okazja do rozważań na temat wzajemnych relacji pomiędzy jej stanem fizycznym a twórczością literacką: „Byłam u doktora [...]. Powiedział, że mam ciężką nerwicę serca, obecnie nawet w ostrym stadium”. I dalej: „[...] moja nerwica może być spowodowana nierównym wydzielaniem hormonów. Ciekawa jestem, czy dlatego jestem twórcza, że hormony się słabo wydzielają, czy też dlatego słabo się wydzielają, że moja energia skierowana jest ku twórczości. Ja raczej skłaniam się ku drugiemu twierdzeniu. Układałam wiersze mając 6-eść lat, zamyślałam się »metafizycznie« jeszcze wcześniej – a hormony moje zaczęły dużo później funkcjonować” (k. 51v-52r).
Wielokrotnie w dzienniku znaleźć można krytykę współczesnych trendów literackich promowanych przez kręgi marksistowskie. Pomimo pewnej sympatii do socjalizmu, Pogonowska jest rozgoryczona postawą marksistowskich literatów i wymaganiami, jakie narzucają oni swoim kolegom po piórze: „Założeniem sztuki jest wypowiadanie siebie, to jest dla mnie zasada niewzruszona. A dzisiaj – to jest zasada występna. I jeszcze co. Ja chcę być współczesna. Tymczasem ideały mojej epoki nie dają żadnej odżywki dla mojego talentu twórczego. Epoka moja nie wnosi żadnego nowego spojrzenia „we wnętrze”. Chcąc być wiernym sobie, będę niewierna ideałom czasu. A zanegować siebie nie potrafię i nie chcę!” (k. 55r). Nie podobają się także Pogonowskiej szybko zachodzące w komunistycznej Polsce zmiany w sposobie publikowania tekstów. Informację o konieczności kierowania maszynopisu do cenzury, a następnie do Ministerstwa Kultury i Sztuki komentuje z mieszaniną zgryźliwości i smutku: „Tym samym państwo ma kierować każdą myślą człowieka. Gdyby tak się działo w 16 wieku, Kopernik nigdy by nie wydał heretyckiego »O obrotach ciał niebieskich«. Najniebezpieczniejsze »prawo«. Tyle, że będzie wojna. Niestety, napewno” (k. 93r). Z każdym miesiącem Pogonowska czuje się w komunistycznej Polsce coraz gorzej. Ze względu na swoją „chwiejność” – brak wyrażonego wprost opowiedzenia się za komunizmem oraz niechęć do odrzucenia katolicyzmu – czuje się szykanowana przez nowe władze. Gdy Ministerstwo Kultury i Sztuki nie zgadza się na zatwierdzenie publikacji tomiku jej wierszy, jest zdruzgotana: „Ta kapitalnie ważna sprawa rozstrzygnęła się naturalnie źle. Ministerstwo nie chce zatwierdzić. Bąk jest naprawdę zmartwiony. Przyczyny są – ideologiczne. Nie dali mi stypendium do Paryża, teraz nie pozwalają wydać wierszy, o których nie mogą powiedzieć, że są niedobre” (k. 108r-108v).
Wbrew początkowym zapowiedziom znaczna część dziennika została poświęcona prywatnemu życiu autorki, na plan pierwszy jej opowieści wysuwają się zaś wątki rodzinne i miłosne. Już na pierwszych kartach Pogonowska, wówczas młoda mężatka, wyraża obawę o to, jak potencjalna ciąża i dziecko mogą wpłynąć na jej pracę artystyczną: „Obawiam się ciąży. Proszki i zastrzyki nic nie pomogły. Czy człowiek ma prawo decydować? Obszedłszy od religii, idzie się wszędzie po omacku. Gdybym miała dziecko, boję się o swój rozwój, o przyszłość naszego małżeństwa. Artysta nie powinien związywać się żadnym obowiązkami” (k. 7r-7v). Nieco dalej zastanawia się zaś, czy jej decyzja o wyjściu za mąż za Jerzego Oplustila była słuszna i czy jej małżeństwo ma szansę być szczęśliwe: „Gdyby Jurek był jakimkolwiek zwykłym, prawdziwym człowiekiem – pokochałabym go. Miałabym ochotę pokochać zwykłego człowieka dającego spokój. Często próbowałam czy nie dałoby się. Ale nie. On jest pustką z wszelkimi możliwościami – zła. Gdybym mu się stała ciężarem finansowym, gdybym mu się znudziła, byłby dla mnie najgorszym mężem. Jakże mogę mieć dziecko? Gdybym jeszcze była pewna, że będę mogła je sama wychować [...]. Taki dosyć przyjemny kochanek w najwęższym tego słowa znaczeniu. Myślę, że kiedyś, gdy się warunki zmienią – on mnie rzuci. W zasadzie – chcę tego” (k. 9v-10r). Dalej z kolei, wspominając o niewielkich szansach na uzyskanie kilkumiesięcznego stypendium we Francji, Pogonowska pisze: „Jeżeli nie pojadę do Paryża, będę chciała mieć prawdopodobnie dziecko. Nie myślę o żadnych rozwodach. Nie myślę o żadnej miłości. Takiej już nie przeżyję” (k. 48v).
Z każdym kolejnym miesiącem relacje małżonków ocieplały się jednak coraz bardziej: „W ogóle to jest bardzo dobry chłopiec. Dobrze, właściwie bardzo dobrze nam się z sobą żyje. Każda noc jest jakimś odpływaniem. On mnie zaczyna teraz kochać i przez to usta jego są tkliwe a oczy nabierają głębokości. A może dlatego taki jest, że ja go zaczynam kochać. Wszystko jedno co jest tego powodem, chociażby zwykłe przyzwyczajenie. Zresztą właśnie teraz on jest dla mnie nowy i ciekawy” (k. 69v-70r). Zdaniem Pogonowskiej, ona i jej mąż są niedopasowani pod względem intelektualnym, co – zdaniem poetki – stanowi największy problem w ich związku. Oboje patrzą na siebie z politowaniem, uważają to drugie za głupsze i mniej zaradne od siebie: „To śmieszne i przykre. Tkwimy na tak innych płaszczyznach, że one nie rozumie moich pojęć. Po prostu jest za mało inteligentny. Jednym słowem, każde z nas usiłuje spoglądać z pobłażaniem” (k. 104r). Gdy jednak Pogonowska odkrywa, że jest w ciąży, uważa to za jedną z najważniejszych chwil swojego życia. Pragnie być ze swoim mężem i stworzyć z nim kochającą rodzinę.