Dzienniki (t. 5)
Autorka na początku dziennika opisała pobyt w Leonopolu, w pałacu Łopacińskich. Dużo miejsca poświęciła rodzinom inflanckim, m.in. Gustawowi i Marii Broel-Platerom z Krasławia. Wspomniała, że Euzebiusz Łopacinski nie darzył ich sympatią ze względu na polityczne animozje: „Była między nimi jakaś walka o mandat do Rady Państwowej, a jeden drugiemu zarzucał przekonania polityczne […]. Dla mnie p. Gustaw bardzo miły – ma postać rasową i ciekawą, on to żonę wykształcił, a sam doskonale i rozumnie rozmawia o sztuce oraz o Hiszpanii […]. Jak później się dowiedziałam, że Platerowie na p. Łopacińskiego są obrażeni – za to, że nazwał ich Krzyżakami. P. Marylka lubi Dziunię, gdyż może nią dyrygować – a ma w sobie wielką dozę despotyzmu” (k. 3). Czas autorka spędzała przede wszystkim na wizytach towarzyskich, odwiedzając m.in. rodzinę Chrapowickich w Kochanowiczach. Opisała ich siedzibę: „Kochanowicze to polski dwór zamożny, modrzewiowy, o dziwnej architekturze i cudnych lipowych alejach. Ład i porządek wygląda z każdego kątka. Piękne budynki, ładne portrety, a tryb życia taki, jaki przywykłam spotykać” (k. 6). W sierpniu przyszła wiadomość od Stasia Horwatta o jego zaręczynach z Nusią Welońską. Decyzja dziewczyny podyktowana była głównie rozsądkiem i namowami rodziny. Miesiąc później Horwattowie zerwali zaręczyny, ponieważ Nusia nie była szlachcianką, nie miała pieniędzy, a Weloński „miał niehonorową sprawę z Ketty” (k. 32).
Autorka cieszyła się coraz większym powodzeniem u mężczyzn, rodzina myślała o jej zamążpójściu. Po powrocie do Bolcienik Puttkamerów odwiedził Wańkowicz (Witold?), który spędził z Janiną dużo czasu; zastanawiała się, co do niego czuje. Na horyzoncie pojawił się kolejny adorator, Zdziechowski. Diarystka obawiała się podejmowania decyzji w kwestiach uczuć. Stwierdziła, że wolałaby żyć w dawniejszych czasach, gdy rodzice sami wybraliby jej narzeczonego, który zapewne okazałby się dobrym mężem. Jej zdaniem wszystko było wówczas prostsze. Nie podobały się jej współczesne zwyczaje, gdy panna miała być z jednej strony zalotna i mieć powodzenie u mężczyzn, a z drugiej musiała ukrywać swoje uczucia i nie mogła przyznać, że zależy jej na małżeństwie. Diarystka uważała jednak, że nie byłaby w stanie zawrzeć małżeństwa wyłącznie z rozsądku, musi bowiem czuć sympatię do narzeczonego. Bała się, że nikt nie przypadnie jej do gustu, wskutek czego nie będzie mogła wyjść za mąż, a przez to rodzinny majątek popadnie w ruinę. Z kolei w grudniu, podczas wizyty w Dereszewiczach, babka próbowała swatać ją z Henrykiem Grabowskim.
Diarystka dużo miejsca, jak zwykle, poświęciła stosunkom rodzinnym. Opisała m.in. swoją ciotkę Wigę (Jadwigę Horwatt, matkę Ludwika), której nie darzyła szczególną sympatią: „[C]hoć staram się ją lubić, szczerze jej przy tym nie znoszę. Odpłaca mi wzajemnością, jeżeli nie indeferentyzmem. Jedna w drugiej w każdym razie widzimy same złe strony. Ciocia Wiga była dawniej największą przyjaciółką Mamy. Mama zawsze wspomina o piękności jej, wdzięku i dobrym sercu. Zamknęła się po wyjściu za mąż na wsi. Straciła pięcioro dzieci i pod tak strasznymi ciosami można powiedzieć, że stetryczała” (k. 38). Stosunki między Jadwigą a Euzebiuszem popsuły się, co według autorki było spowodowane niedopasowaniem i różnicą charakterów: „Wszyscy znajdują, że pożycie Zibich niedobre i wiele pozostawia do życzenia. Babunia tym bardzo się niepokoi. Idylla promienna zawiązana trzy lata temu prędko się już rozchwiała. Dziunia wcale Zibim się nie interesuje, traktuje go lekko, Zibi – smutny jest i wygląda rozczarowany. Zibiemu potrzebna na żonę czuła, dobra matka, Dziuni – mąż, którego by się bała i przed którym by udawała [nieczyt.]. Rozłącza Zibich wszelki brak tych samych usposobień. Zibi nie cierpi świata, Dziunia za nim przepada i opuszcza Zibiego, ażeby podążyć swoją drogą” (k. 66–67). Ponadto matka Dziuni, Klotylda, miała nastawiać ją przeciwko mężowi.
Na początku 1909 r. Janina z matką wyjechały ponownie do Krakowa, gdzie oddawały się życiu towarzyskiemu, chodziły na koncerty, odczyty. Spotkały się m.in. z Ponińskimi, Zdziechowskimi, Lubomirskimi, paniami Ledóchowskimi, Celiną Radziwiłłówną. Wybrały się na przyjęcie do Tyszkiewiczów. Pod koniec lutego udały się w dalszą podróż, do Rzymu. Tam odwiedziły Ketty, która, jak się okazało, straciła niemal cały swój majątek na kosztowne leczenie. Nie chciała jednak pomocy w żadnej formie. W końcu dała się namówić na przyjęcie pożyczki. Kobiety zwiedzały miasto, a Janina uczęszczała na lekcje rysunku do znanego pejzażysty, Filiberta Petitiego. W marcu dotarła do nich tragiczna wiadomość o śmierci Emilii Chomińskiej, zwanej Lilką (dwunastoletniej siostry Ludwika).
Podczas wizyty u Biszpingów w Rzymie spotkały Adama Żółtowskiego, który zrobił na paniach dość korzystane wrażenie i został zaproszony na śniadanie razem z nowo poznanym panem Madeyjskim. Janina notowała swoje spostrzeżenia dotyczące obu mężczyzn: „Madeyjski słodki jest, ale w gruncie złośliwy, Żółtowski chodzi okropnie ubrany, studiuje filozofię, kieruje się na profesora w Krakowie, jest bardzo rozumny, ogromnie miły i naturalny”(k. 153). Autorkę fascynowało swobodne zachowanie Żółtowskiego, który nie przejmował się zanadto swoim wyglądem, chodził piechotą, „ale jest tak wesoły, tak naturalny i swobodny, że się nie żąda od niego tych pozorów tak potrzebnych u drugich” (k. 155). Panie zaczęły spotykać się z Żółtowskim, m.in. zwiedzali razem okolice Rzymu. W kwietniu Janina i jej matka udały się do Bellagio, gdzie diarystka głównie malowała i podziwiała krajobrazy. Następnie zatrzymały się na dwa dni w Mediolanie, a potem wróciły do Bolcienik. Autorka zanotowała również swoje wrażenia z lektur, m.in. na temat Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Przepisywała pamiętniki swojej babci i spisywała jej wspomnienia dotyczące m.in. jej matki, Marii z Wereszczaków Puttkamerowej (Mickiewiczowskiej Maryli). Pisała też swoją drugą powieść.