Dziennik 5.08.1976 – 2.10.1977
Dziennik Anny Pogonowskiej prowadzony od lata 1976 r. do późnej jesieni 1977 r. poświęcony jest dwóm wzajemnie uzupełniającym się tematom – sytuacji rodzinnej autorki oraz jej pracy zawodowej.
Na pierwszych kartach dziennika zdecydowanie dominuje tematyka rodzinna. Pogonowska wielokrotnie żali się czytelnikowi na trudne relacje z dziećmi i mężem. W tym okresie autorka utrzymuje pozytywne relacje wyłącznie z córką. Jej mąż, który pozostał w Maroku, pogardza nią coraz bardziej i daje swojej żonie do zrozumienia jak mało ona dla niego znaczy. Syn zaś, z którym Pogonowska nadal dzieli warszawskie mieszkanie, jest ciągle sfrustrowany, co rodzi w domu nieustanne konflikty: „Elżunia, owszem, jest dobrą córką. Schroniłam się na kilka godzin do niej, przyszła koleżanka i ona odetchnęła, gdy wyszłam. Dokąd. Do niego »domu« z pozrywanymi zasłonami i z rozlatującą się wersalką z której zerwał mi koc syn. Ale żeby być diabolicznym, trzeba być także człowiekiem. Natomiast mój mąż jest zwykłą świnią. Nie chcę go już znać. Obym go nie potrzebowała widzieć. Obym potrafiła dać sobie sama radę” (k. 5r). Nieco dalej wypowiada się Pogonowska o mężu już nieco łagodniej, z zastrzeżeniem jednak, że jest tak wyłącznie ze względu na dzielący ich dystans i brak perspektyw na rychłe spotkanie: „Mogę współczuć mojemu mężowi, lecz popis jaki dał w ostatnich miesiącach, zniwelował resztki mojej życzliwej fantazji, pozwalającej mi przy nim wytrzymać. Z bliska nie mogłabym się nawet litować” (k. 19r-19v). Największym problemem przez cały okres prowadzenia pamiętnika pozostaje dla autorki relacja z synem, która z tygodnia na tydzień staje się coraz bardziej dramatyczna: „Gdy wracam do swego domu w Warszawie witają mnie pociski słów i celowane we mnie wieczka od słoików lub pudełka zapałek. Nie mogę spać – plany na temat psychiatrów. Czy słusznie? Przecież wśród chłopców popularne było wykańczanie rodziców. Może to nie choroba tylko barbarzyństwo” (k. 32r). Na domiar złego, Pogonowska coraz częściej ma niepokojące myśli na temat swojej chorej matki: „Śni mi się najdroższa Mama którą zamykam w objęciach, malutka, kruchutka, mówiąca: »niedługo już«. Wszystko takie straszne razem także z nami. Tylko pragnienie żeby było inaczej” (k. 60v-61r).
Doświadczenia osobiste negatywnie wpływają na jakość pracy Pogonowskiej – w tym okresie pisze mało, brakuje jej przekonania co do sensowności swoich działań: „Nie mam energii próbować swej aktywności na jakimś innym polu literackim poza wierszami. I tak produkuję w całkowitej pustce. Pustka naokoło i pustka we mnie, minus i minus, to powinno dać razem plus. Żarty? Nie mniej tą własną pustkę odczuwam jako rzecz najcięższą, może najwartościowszą” (k. 22v-23r); i dalej: „Matejkę domowy koszmar pobudzał do twórczości. Mnie niestety nie. Przez cały rok napisałam kilka zwrotek. Jestem zupełnie zaklinowana. A równocześnie przecież na tym dnie – stoję. Może ta stabilizacja jest właśnie tym klinem. Gdyby to była dynamika spadania, chwytałabym się może słów. Dość, że nie piszę” (k. 43r.). W innym miejscu Pogonowska wprost łączy jakość swoich wierszy ze skomplikowanymi relacjami ze swoimi dziećmi: „Jestem bardzo nietwórcza. Wątpliwość co do moich wierszy a więc całego mego życia, prawie że mnie nie boli. Wobec ciężkich ścieżek moich dzieci, całego świata, cóż dziwnego że i ja niezbyt trafnie błądziłam” (k. 76r).
Dziennik zamyka informacja o problemach finansowych autorki oraz o wyjeździe jej syna na delegację do Libii: „W tej chwili przyniesiono mi telegram z Libii od Pawła. Mam wyważyć, zamkniętą naturalnie, szafę i wysłać mu delegację i inne papiery które zapomniał. O Boże mój. Czuwaj nad nim i całym pokoleniem” (k. 99v-100r). W dzienniku znaleźć można także autorefleksję na temat własnej twórczości autobiograficznej autorki: „Andrzejewski suponuje w swych notatkach, że Nałkowskiej pamiętniki są nieszczere. Ja sądzę, że świadomie nie kłamała, tyle że pozwalała sobie na przemilczenia. Moje dzienniki też można by traktować jako sztuczne. Wybieram. Chyba to co uważam że stanowi dla mnie jakąś wartość” (k. 48v).