Dziennik 03.05.1965 – 30.05.1966
Dziennik otwiera wyznanie autorki na temat kolejnego, dużo młodszego od niej mężczyzny, który wyraźnie się w niej zadurza. Pogonowskiej schlebia zainteresowanie mężczyzny, jej zadowolenie miesza się jednak ze wstydem: „I znów jest ten młody mężczyzna, obrzucający mnie wprost śmiesznie teatralnym wzrokiem. Kontekst rodzinny jest tak niezręczny. Nie przypuszczałam żeby ta skłonność była trwalsza. Ten aintelektualny, kulturalny, wdzięcznie bezpożyteczny, pięknie biologiczny i.t.d. Nic tu nie ma mądrego, wszystko zawstydzające. Mało znana poetka o podniszczonej skórze, zabiegana przy garnkach, w zniszczonych butach i o wytwornej minie, zmęczona, a wciąż łapczywa. Przepraszam, że tak jest” (k. 3r). Jej zawstydzenie nie ma nic wspólnego z drobnomieszczańskimi normami moralnymi, z faktem, że zdradza męża – te bowiem nie są dla niej ważne: „Nie wierzę, żeby wartości moralne były zawsze najważniejsze, nie istniałaby wówczas ani cywilizacja ani kultura i.t.d. Nie dziwię się homoseksualistom. Sama chcę przecież mężczyzn. Są inteligentniejsi, dynamiczniejsi i.t.d. Nie lubię bierności, ofiarnictwa, grząskości mojej płci” (k. 8r). Pogonowska wielokrotnie pisze, że martwi ją jej „biologizm”, potrzeba podobania się mężczyznom, pożądania ich ze wzajemnością, co prędzej czy później musi jej zdaniem ulec zmianie: „Jeszcze teraz i mnie ktoś chce. Ale za chwilę będę obrzydliwa. A pragnąć będę prawdopodobnie zawsze” (k. 16r). Ma także świadomość tego, że jej romanse w większości oparte są na pożądaniu, fizyczności, że nie ma w nich miejsca na bliskość duchową i wzajemne wspieranie się w trudnych chwilach: „W oczach P. jestem piękna, uwielbiana, utalentowana. Gdybym nagle zaczęła się przed nim użalać na swoje niepowodzenia i.t.p. uczucia jego zaczęłyby się cofać. I ja inaczej go odczuwam gdy widzę jak go pragną wampy. W człowieka wmontowany jest mechanizm zła. Miłość to także zawsze zdobywanie, nigdy poświęcenie” (k. 31r). Pomimo wyrzutów, które czyni sobie autorka, jej związek z tajemniczym „Pe” trwa przez wiele miesięcy, dopóki jej uczucie do kochanka nie zaczyna gasnąć.
Na marginesie wpisów poświęconych romansowi autorki, niejako na drugim planie narracji przewijają się obrazy z jej życia codziennego i pracy. Pogonowska jest w tym czasie podenerwowana i przygnębiona, nie potrafi poradzić sobie psychicznie ze świadomością kondycji społeczeństwa, w którym przyszło jej żyć. W taki sposób wspomina przykładowo jedno ze spotkań ze znajomymi, które suto zaprawione było alkoholem: „Piłam może za dużo. Może już Kamieńska plotkuje. Lecz wszędzie Scylle i Charybdy. Nerwice i grozy. Pederaści i snoby. Klikierzy i zawistnicy. Głupcy i zadufki. Jak tu poistnieć, pomóc dzieciom i sobie. »Czy jesteś zawsze taka nieszczęśliwa?« - mówi do mnie w pijanej aurze Oleńka. »Mniej« - odpowiadam - »Teraz mniej«” (k. 62v).
Okazjonalnie znaleźć można w dzienniku wpisy dotyczące stanu zdrowia autorki. Pogonowska koncentruje się na sprawach swojego wyglądu i starzejącego się ciała, które napawa ją wstrętem: „Nie lubię pisać o chorobach, nic w nich nie ma ludzkiego. Wczoraj zmuszona nareszcie była wyciąć wielki kaszak, który posiadałam we włosach. Wycinałam go już mniej więcej dziesięć lat temu, odrósł o wiele większy. Kiedy tak leżałam ponakłuwana zastrzykami, z zakrzywionymi włosami, kiedy pokazywano mi to obkrwawione świństwo, czułam całą swą godną politowania śmiertelną cielesność. [...] Wstrętne, zawstydzające wszystko” (k. 92r).
Sporadycznie w zapiskach pojawiają się wzmianki o bieżących wydarzeniach społecznych i politycznych, jak np. o słynnym liście biskupów polskich do biskupów niemieckich: „Z biskupami w pełni nie solidaryzuję. Mieli prawo się wypowiadać. Nie mieli prawa prosić o wybaczenie (?!)” (k. 70v).