Listy Anny Sławińskiej-Grabowskiej do Haliny Martin, 1997–2005
Kolekcja listów do Haliny Martin, które dotyczą głównie majątku Pawłowice, który należał do ojczyma Martinowej, Wiktora Przedpełskiego, a którym Martinowa w czasie wojny zarządzała.
Kolekcja listów do Haliny Martin, które dotyczą głównie majątku Pawłowice, który należał do ojczyma Martinowej, Wiktora Przedpełskiego, a którym Martinowa w czasie wojny zarządzała.
W teczce znajdują się dwa listy: Żychniewskiego do Martinowej i jej odpowiedź. Z treści listów wynika, że oboje znali się z czasów konspiracji. Żychniewicz pisał o swojej rodzinie, dzieciach i wnukach, był zadowolony ze swego życia. Martinowa bardzo ucieszyła się z otrzymanego listu. Podobało jej się, że Antoni nie narzekał, lecz cieszył się z tego co miał. Autorka stwierdziła, że w korespondencji, którą prowadziła z wieloma odbiorcami na całym świecie brakowało radości i dobrych wspomnień. Była świadoma sytuacji w Polsce, czasem nawet bardziej niż miejscowi.
Korespondencja pomiędzy Haliną Martin i dr. Markiem Gałęzowskim, w sprawie biogramu Martinowej, który Gałęzowski przygotowuje dla Słownika uczestników politycznej konspiracji piłsudczykowskiej w kraju i na Węgrzech w latach 1939-1947. Jej nazwisko pojawiło się w wielu protokołach przesłuchań, m.in. ppłk. W. Lipskiego i K. Gorzkowskiego w kontekście współpracy z nimi po wojnie. Gałęzowski podejrzewa, że obaj trochę „zwalali” na nią, wiedząc, że jest ona poza zasięgiem UB. Jemu samemu trudno jest rozstrzygnąć, co z tych zeznań jest prawdą, a co nie, dlatego prosi Martinową o wyjaśnienia, ew.
Szczegółowy życiorys Haliny Martin.
Tekst opowiada o Warszawskim Biurze Dzienników i Ogłoszeń Józefa Ungra. Józef Unger, wydawca, drukarz i księgarz swą pracę przekazał synowi, Gracjanowi, który kontynuując dzieło ojca, przejął nową placówkę – pierwsze w Warszawie Biuro Dzienników i Ogłoszeń, założone przez Aleksandra Rajchmana, redaktora i wydawcę „Echa Muzycznego” i założyciela Filharmonii. Biuro Rajchmana mieściło się w gmachu Teatru, pod filarami. Gracjan Unger, przejmując placówkę, przeniósł ją do nowego lokalu przy ulicy Wierzbowej. Następcą Gracjana był jego syn, Stefan Unger, który w 1920 r.
Tekst opowiada o seansie znanego warszawskiego medium, pewnego rymarza o nazwisku Guzik. Zgodnie z opowieścią, o dokonaniach Guzika rodzina autorki dowiadywała się od pana Hippe, felczera. Gdy wieści o medium dotarły do ojca piszącej, ten postanowił go zaprosić na wieczór do domu. Planowany seans odbył się w 1921 r. w mieszkaniu rodziców autorki, znajdującego się w kamienicy na rogu placu Saskiego i ulicy Królewskiej. W tekście przedstawiono opisy gabinetu, w którym odbył się seans, oraz okolicy domu (w tym czasie na placu Saskim miała miejsce rozbiórka soboru).
Mania Leider opisuje getto i akcje likwidacyjne w Przemyślanach oraz w okolicach Świrza. Jej babcia (akuszerka) zginęła po odmowie przeniesienia się do getta, a matka podczas transportu do obozu w Bełżcu – kiedy wyskoczyła z wagonu, została zastrzelona. Autorkę wyrzucono z pociągu i przeżyła, ale odniosła rany. Spotkała inne uciekinierki i razem ruszyły do obozu pracy przymusowej w Kurowicach, gdyż „tam byli Żydzi a my nie miałyśmy gdzie być”. Ukrywała się w lagrze. Po ucieczce z obozu szukała wuja, który „mieszkał w lesie” niedaleko Świrza.
Listy Józefy Wisłockiej do córki, Zofii Wisłockiej, przebywającej w więzieniu za przynależność do nielegalnej organizacji. W listach znajdują się także dopiski od siostry Zofii, Marii Wisłockiej.
Ludwika Haniderek opowiada o losach swojej rodziny wywiezionej na Syberię w lutym 1940 r. W chwili aresztowania miała zaledwie pół roku, dlatego pierwsze lata zesłania zna raczej z opowiadań rodziców i siostry. Transport do Kraju Krasnojarskiego trwał miesiąc. Deportowana była cała rodzina, rodzice oraz trzy córki. Wszyscy z wyjątkiem Ludwiki musieli pracować, głównie przy wyrębie drzew. Ojciec pracował w tajdze przy budowie, rzadko bywał z rodziną. Matka dorabiała wieczorami szyciem, leczeniem (miała termometr i bańki), a także wróżeniem.
We wspomnieniu autorka opowiada o kolejach swojego życia. Krótko opowiada o swojej rodzinie i losach przed wojną, by następnie przejść do relacji wojennej. Opowiada, jak 10 lutego 1940 r. przyszli do ich domu żołnierze sowieccy oraz sołtys z Żarnowa. Zabrali całą rodzinę (z wyjątkiem ojca, któremu udało się uciec), do Augustowa, mówiąc, że biorą ich na zeznania. Rodzinę załadowano jednak do wagonów towarowych i wywieziono w głąb ZSRR. W podróży raz na dobę dostawali suchy prowiant i wodę do picia. Po miesiącu dotarli do osady w lesie – 24 baraki ogrodzone drutami.