Zeszyt IV
W czwartym zeszycie wspomnień, Helena Garszyńska kontynuuje wątek życia towarzyskiego, które prowadziła po ukończeniu szkoły. Z całą pewnością do najważniejszych spotkań w jej życiu należało to, do którego doszło w czasie wizyty w Wiedniu: „O 12 muzyka zagrała fanfarę i wszedł Franciszek Józef ze swoją świtą, z dwoma adiutantami. Przyznam też, że byłam trochę oszołomiona, dotąd cesarzy i królów widywałam tylko na obrazku, a tutaj pierwszy raz żywego. Potem my dla Franciszka Józefa żywiliśmy zawsze więcej sympatii jak np. dla Wilhelma lub Aleksandra i Mikołaja. On robił wrażenie raczej sympatyczne. Z polskich ministrów był wówczas Badeni na balu. Po polonezie, który był malowniczy, cesarz porozmawiał z kilkoma osobami i wyszedł, no i my także” (k. 16r–16v).
Na marginesie tych historii pojawia się wzmianka o spotkaniach i pogadankach naukowych, na które uczęszczała autorka, „aby nie zardzewieć”: „Będąc dłużej w Kaliszu, chodziłam na piątki literackie, które się odbywały przez długie lata u p. Felicji Łączkowskiej, przełożonej skrytej pensji. W Kongresówce bywały skryte pensje, gdzie bywały wykłady polskie, program szkolny, ale naturalnie bez żadnych praw. Nauka była tam prowadzona bardzo dobrze, no i nie miało się koleżanek Rosjanek. Te piątki bywały bardzo pożyteczne i interesujące. Co piątek był jakiś referat, każda z pań zapisywała się ze swoim odczytem na ten lub ów piątek. Potem dyskusja, oprócz tego rozmaite panie przynosiły jakieś wycinki z pism zagranicznych lub nowiny polityczne. O 8 herbatka i do domu. O ile która pani nie chciała mieć referatu, mogła być tylko słuchaczką. Trzeba pamiętać, że Kalisz długi czas był odcięty od kolei, a właściwie od Europy. Dzięki tym piątkom nie zardzewiałyśmy zupełnie” (k. 9r–10r). W czasie tych spotkań miała autorka okazję poznać m.in. Ludwikę Dobrzyńską-Rybicką: „Pamiętam, pani Dobrzyńska-Rybicka, dzisiejszy profesor Uniwersytetu Poznańskiego, miała piękny wykład o »Weselu« Wyspiańskiego, wkrótce po jego ukazaniu się. Ja przedtem czytałam »Wesele«, ale naprawdę nic nie rozumiałam, dopiero pani Lunia rozświeciła mi w głowie, mówiąc, że to utwór proroczy, i miała rację (…). Pięknie też p. Dobrzyńska mówiła o Newmanie, który badając prawdę, doszedł do wniosku, że tylko katolicyzm ma tą rację bytu, i będąc anglikaninem, przyjął katolicyzm” (k. 10r–10v).
We wspomnieniach Garszyńskiej dostrzec można duże przywiązanie do zachowania polskości: „Ludność [Staszyc] była przeważnie niemiecka, ale jednak byłyśmy na przedstawieniu amatorskim, polskim. Grali przeważnie rzemieślnicy. Język ich był marny, twardy, akcent niemiecki, ale w każdym razie przedstawienia takie były dowodem żywotności polskiego języka, co na Kresach było faktem bardzo dodatnim i pocieszającym” (k. 1r–1v). Zeszyt kończy relacja z pogrzebu siostry Marii, zmarłej w 1897 r.