Dziennik 4.10.1977 – 2.01.1979
Dziennik Anny Pogonowskiej, prowadzony między październikiem 1977 a styczniem 1979 r., skupia się przede wszystkim na życiu osobistym autorki. W zapiskach dominuje wątek starzejącej się matki, autorka z lękiem wyczekuje na nieuchronne pogorszenie jej stanu zdrowia i śmierć: „Póki żyje moja Mama, żyje na świecie miłość dla mnie – ale ta Najdroższa zapomina teraz całe wielkie bloki rzeczywistości, odchodzi, odchodzi już i będę musiała nauczyć się istnieć bez niej” (k. 1r). W przetrwaniu trudnej sytuacji nie pomaga autorce rodzina – podobnie jak w poprzednich latach, tak i w tym okresie jej relacje z bliskimi pozostają bardzo napięte. Pogonowska czuje się przez nich prześladowana i pogardzana, szczególną niechęcią ma darzyć ją rodzeństwo męża. Najtrudniejszym doświadczeniem diarystki jest jednak niemożność porozumienia się z dorosłą córką: „Przymykam oczy na wszystkie idiotyzmy, które w stosunku do mnie wyczyniają różni członkowie rodziny. Moje okropne starsze rodzeństwo. Serce mi się ściska tylko wtedy gdy nie mogę porozumieć się z moim dzieckiem” (k. 5r). W jednym z miejsc dziennika dosadnie określa swoje relacje z córką: „Barbarzyńcy zakładają przyczółki w ucywilizowanych rodzinach. Podnosi się niesamowita twarz kogoś najbliższego. Twarz wykrzywiona barbarzyństwem i lękiem przed nim” (k. 34r)
Trudna sytuacja rodzinna skłania autorkę do wysnucia ponurej refleksji na temat otaczającej ją rzeczywistości oraz przyszłych losów polskiego społeczeństwa: „Jaka może być przyszłość ludzkości gdy każdy człowiek ma swą wyobrażoną rzeczywistość i »dochodzi swej sprawiedliwości«. Tylko poczucie, że jesteśmy wszyscy winni, ot, grzech pierworodny, ta idea ratuje nas” (k. 11v). Na co dzień, spotykając się ze złym traktowaniem ze strony innych ludzi, diarystka stopniowo zamyka się coraz bardziej w swoim własnym świecie: „Debilowaci terroryści, kolejne ofiary w rodzaju Aldo Moro – nie piszę nic de publicis, zamykając się w swojej małej zjawiskowości, przyglądając się temu światu co mija” (k. 55v).
Mimo to w dzienniku znaleźć można także sporo informacji na temat ówczesnej elity literackiej Warszawy – Pogonowska pisze m.in. o Marii Janion czy Mironie Białoszewskim. Szczególnie dużo miejsca poświęca właśnie temu ostatniemu: „Więc coś wie czy pamięta o mnie. Ucieszyłam się. On jest taki świątek, że najchętniej wypłakałabym się na jego ramieniu. Lecz tego świątka demoralizują tłumy adoratorów” (k. 46r). Jej ogólne nastawienie do polskiego środowiska literackiego jest jednak negatywne, szczególnie ostro krytykuje osoby skupione wokół Instytutu Badań Literackich Polskiej Akademii Nauk, które, jej zdaniem, miały tworzyć literaturę antypolską: „[…] IBL […] już 30 lat temu miał ukazać historię literatury polskiej pod kątem marksizmu, lecz w praktyce to często po prostu syjonizm. Mam nadzieję, że przesadzam. Nasi decydenci tłumaczeni momentalnie na oba języki produkują z zapałem literaturę jawnie (dla nas) antypolską” (k. 61r). Okolicznościowo pojawiają się w dzienniku odniesienia do przeszłości, m.in. do okresu II wojny światowej, na marginesie których autorka wspomina postaci znanych pisarzy.