Dziennik: 1.10.1999–31.12.2000
Autorka, z wiekiem coraz bardziej odsuwająca się na margines codziennego życia rodzinnego i społecznego, w swoim ostatnim dzienniku skupia się przede wszystkim na życiu prywatnym i bezpośrednio dotykających ją sprawach: codziennych spacerach, opisach przyrody, rozważaniach nad ułomnością podeszłego wieku czy odwiedzających jej dom gościach. Istotną część wpisów stanowią także notatki sporządzane na podstawie czytanych książek, przede wszystkim teologiczno-filozoficznych, a także informacje o odchodzących powoli ludziach jej pokolenia: Gustawie Herlingu-Grudzińskim, Arturze Szpilmanie i innych.
Duża część dzienników została poświęcona bratu diarystki, Jerzemu Waldorffowi, który w tym okresie ciężko chorował. Grabowska wyraźnie obawia się o jego życie, zastanawia się, czy opiekujący się jej bratem lekarze podejmują dobre decyzje: „o tych 2 tygodniach w szpitalu nie mają odwagi mu mówić, tylko tak z dnia na dzień. Mam wątpliwości. Taka raptowna poprawa, a jeszcze na pewno będą wahania w samopoczuciu. Był wzywany psychiatra. Po rozmowie z Jerzym nie stwierdziła żadnych zaburzeń przychiatrycznych. Twierdzi, że te niepokoje to skutki leków. Być może. Zobaczymy” (k. 8r). W późniejszych wpisach autorka jest już bardziej przekonana co do umiejętności lekarzy zajmujących się jej bratem, którego stan zaczyna się jednak gwałtownie pogarszać; Waldorff umiera 29 grudnia.
Na przestrzeni kolejnych tygodni po śmierci brata Grabowska nie zamieściła w dzienniku ani jednego wpisu. Dopiero 24 stycznia pisze: „Nie mogłam pisać. Wyrastaliśmy, rośli, dojrzewali razem, jak te dwa dęby w Rękawczynie, posadzone przez nas jako małe płonki, a dziś wielkie, stare drzewa. Tylko one jeszcze jakiś czas będą żyły za nas, jakiś czas pozostaną po nas. Wszystkie nekrologii, wycinki z prasy, listy kondolencyjne, taśmy z nagraniami z uroczystości pogrzebowych schowane dla dzieci. Reszta musi pozostać milczeniem” (k. 21r). W dalszych zapiskach Grabowska nie powraca już do tematu śmierci brata. Podobnie jak w poprzednich latach skupia się na odnotowywaniu wydarzeń ze świata: wojnie w Czeczenii, zdobyciu władzy w Rosji przez Władimira Putina, rozpadom koalicji rządowych w polskim parlamencie czy podróżom papieskim po świecie. Fascynują ją odkrycia skamielin zwierząt i roślin sprzed kilkudziesięciu milionów lat z okolic Frankfurtu nad Menem: „Gdy się to czyta, człowiek na mgnienie widzi oczami wyobraźni czy ducha tę ogromną przestrzeń czasu, tę bezdenną studnię przeszłości – i swoją małość, i nieważność w świecie” (k. 25r).
Obszerną część dziennika stanowią rozmyślania autorki nad zmianyami, które zaszły w Poznaniu na przestrzeni lat jej życia. Grabowska nie uważa, że wyszły one miastu na złe – Poznań jest w jej opinii po prostu inny niż kiedyś, bardziej anonimowy i mniej nastawiony na kulturę uniwersytecką, a bardziej na materialistyczną. U kresu życia i wraz ze zbliżającym się końcem trzeciego tysiąclecia u autorki dostrzec można wyraźnie wzrost wiary w przepowiednie, nawet jeśli ich treść wprost przeczy temu, czego była świadkiem.