Dzienniki (t. 7)
Dziennik obejmuje zapiski z lat 1910–1911. Najważniejszym tematem jest związek diarystki z Adamem Żółtowskim. Puttkamerówna coraz więcej czasu spędzała z narzeczonym, ich stosunki stały się bardziej zażyłe. Rozmawiali na tematy związane z historią, filozofią, religią. Jej matka była nieco zasmucona tym, że córka niedługo opuści dom rodzinny. Na początku czerwca Adam Żółtowski wyjechał z Bolcienik, a kolejne jego listy nie były już tak uczuciowe jak wcześniej, co smuciło Janinę, która chciała otrzymywać ciągłe zapewnienia o miłości. Tłumaczyła sobie zmianę zmęczeniem Adama pracą. Formułowała wnioski, że mężczyźnie trudniej jest wyrażać uczucia. W połowie czerwca razem z matką pojechały do Warszawy na ślub Stadnickiego ze Stefanią Woroniecką, na który zjechała się też rodzina jej narzeczonego. Potem razem z Adamem udały się do Krakowa, a następnie do Wiednia na „sprawunki”. Spotkały się m.in. z rodziną Szeptyckich. Pod koniec czerwca Janina z matką wróciły do Bolcienik, a w kolejnym miesiącu znowu przyjechał do nich Żółtowski.
W sierpniu nadeszła przykra wiadomość o śmierci cioci „Polci" (Pauliny Houwalt z d. Puttkamer). Nazajutrz po pogrzebie rodzina wyjechała do Warszawy, gdzie miał się odbyć ślub Puttkamerówny z Żółtowskim. Diarystka opisała przygotowania do uroczystości, ceremonię w kościele i przyjęcie weselne. Po ślubie para młoda wyjechała w podróż po Europie – zwiedzili m.in. Berlin, Bazyleę, Zermatt, Awinion, Arles, Rzym. Janina czuła się bardzo dobrze w nowej roli: „Patrzę na Adama, jak gdyby on był zawsze moim mężem. Przez ten czas jakby rozbite na kawałki zostały dawne moje marzenia o miłości – a coś innego – coś zupełnie odmiennego się zaczęło. Dużo się śmiejemy, ciągle żartujemy – ani razuśmy się jeszcze nie pokłócili” (k. 65). W Rzymie odwiedzili znajomych – m.in. państwa Bisping. Po pewnym czasie małżonkowie zaczęli się sprzeczać, np. Adamowi nie zawsze podobały się stroje Janiny, która nie zamierzała podporządkowywać się gustom męża. Autorka ubolewała też nad tym, że odmiennie postrzegali rzeczywistość, często trudno jej było go zrozumieć: „Dyskutowaliśmy zawsze z zapałem, on mnie, a ja jego często nie rozumiejąc – to podczas gdy on poruszał się w rozumowaniach absolutnych – ja najczęściej chciałam go przekonywać o rzeczach życiowych. Długo bardzo żyłam tą ciągłą nadzieją, iż już, już popuścił ze swego – wyszedł z gór wielkich i wysokich do doliny – gdzie chciałam być z nim razem. Ale z każdą rozmową na nowo zaczynało się wszystko. Gimnastykowałam swój umysł na wszystkie sposoby – wzlatywałam, jak mogłam najwyżej, wyzbyłam się wszystkich romantyzmów – aby zostawić sobie tylko tę świętą treść mojego ognia. Jego dusza pozostawała niezdobyta. Wtedy płakałam i napadała mnie bezsilność” (k. 98).
W grudniu 1910 r. na krótki czas małżonkowie wrócili do Bolcienik, a święta Bożego Narodzenia spędzili w stronach rodzinnych Żółtowskich. Janinie nie podobał się dom w Strońsku, gdzie mieli zamieszkać, ani okolica: „Moje marzenia, moje oczekiwania familijne, wszystko to w pierwszej chwili się rozbiło. Przeciwko czemu? Owej opancerzonej i zamkniętej w sobie prostocie, która mnie podczas zaręczyn u Adama tak desperowała. Po domu tym mogłam jeść, spać i chodzić – ale nikt do mnie nie wyciągał ręki i żadne ciepło ku mnie nie tryskało”. Żółtowska zwierzała się, że mąż więcej czasu poświęcał rodzinie niż jej. Po kilku dniach nawiązała nić porozumienia z większością bliskich męża i była zadowolona z pobytu. Po jakimś czasie Żółtowscy wrócili na Litwę. W Dereszewiczach umarł dziadek Janiny, autorka pojechała więc na pogrzeb i spotkanie z rodziną, a następnie do Krakowa, gdzie młode małżeństwo prowadziło bujne życie towarzyskie. Spotykali się z m.in. z rodziną Puszetów, Różą Raczyńską, Potockimi, Lubomirskimi. Diarystka coraz lepiej poznawała rodzinę swojego męża i nawiązywała nowe znajomości (Maria Sułkowska, „Dziula” Zamoyska). Małżeństwo spędzało czas częściowo w domu rodzinnym Janiny, a częściowo w majątkach Żółtowskich (Strońsk, Niechanów). Janina miała problemy w porozumieniu się z teściową z powodu odmiennych poglądów na wiele spraw, jednak bardzo starała się, aby stosunki między nimi układały się jak najlepiej. W lipcu 1911 r. diarystka wyjechała z mężem w podróż – udali się do Szwajcarii, do Sankt Moritz, Gletsch, Pontigny, Genewy, Berlina.
Wrócili do Strońska, a we wrześniu ponownie do Bolcienik. Tu Janina dowiedziała się o problemach małżeńskich „Dziuni" (Jadwigi Łopacińskiej): „Ciocia Klosia mówiła Mamie, że Zibi miewa napady iście szatańskiej nienawiści do Dziuni. Ja z nim dwóch słów od kilku lat nie mówiłam, tyle w nim było przekory hardej i twardej. Lecz myśleliśmy wszyscy, że te złe humory, te czarne melancholie, to skutek nerwów i złego wychowania, że to u niego powierzchnia, a spód właśnie jest dobry […]. Tymczasem to zło w nim tkwiące, ta twardość i pycha rosły i zło, widać, go opętało” (k. 205). Gdy Janina spotkała się z ciotką, ta opowiedziała jej ze szczegółami o całej sytuacji. Okazało się, że Zibi zaczął romansować z boną zatrudnioną do opieki nad dzieckiem, wygonił żonę z domu i zabronił kontaktu z córką Teklą: „Kiedy Dziunia z Dereszewicz po wielkiej nocy wróciła, znalazła Zibiego zupełnie zmienionego. Łopaciński oznajmił jej, że jest panem domu i że do wychowania dziecka nie wolno jej się mieszać. Z każdym dniem stawało się widoczne opanowanie jego umysłu przez bonę Tekli, brzydką i wulgarną. Dziunia wszystko znosiła, do matki nic nie pisała, łudząc się ciągle nadzieją, że go na powrót odzyska. Zibi ciągle pod każdym pretekstem starał się ją oddalić z domu, a ona musiała ulegać wobec jego krzyków i grubiaństwa […]. Ciocia Klosia, przyjechawszy do Leonpola, zobaczyła, co się święci […]. Dziecko Zibi używał jako narzędzie tortury na Dziunię, żeby ją do wszystkiego przymusić. Pod karą bicia biedna maleńka Tekla nie miała prawa zbliżyć się do swej matki. Oni we dwójkę [z boną] biegali na spacer, ciągnąc za sobą maleńką, która od wyczerpania i zmęczenia aż zbladła. Dziunię wysyłali w sąsiedztwo, małej kazali cicho leżeć do piątej w łóżeczku, a sami obok oddawali się rozpuście” (k. 215–216). Matka Jadwigi próbowała interweniować, wskutek czego została przez zięcia wyrzucona z domu. Po pewnym czasie bona opuściła Leonpol, co Jadwiga wykorzystała i pod nieobecność męża zabrała córkę. Euzebiusz oskarżał żonę o zniszczenie mu życia i chciał się z nią rozstać, ona jednak nie zgadzała się na to, cały czas mając nadzieję, że mąż się opamięta. Jak stwierdziła Janina Żółtowska: „Dla kobiety być samą to jest zostawać niemal poza prawem” (k. 218). Rodzina była zgodna, że Łopacińska nie może wrócić do męża.