Wspomnienia Izabeli ze Stamów Nowakowej, wychowanki Państwowej Uczelni im. Dąbrówki, dot. czasów gimnazjalnych i późniejszych losów Dąbrówczanek
Najobszerniejsza część wspomnień Izabeli ze Stamów Nowakowej poświęcona jest czasom szkolnym. Autorka opisuje swoje szkolne losy, nie szczędząc ironicznej krytyki pod adresem byłych profesorów: „Szczególnie dobrze bawiłyśmy się na lekcjach śpiewu u »Rampuli« […]. Ponieważ miałam słuch absolutny tudzież dobrze grałam na fortepianie (ach, gdzież te czasy), całą lekcję ja prowadziłam, podczas gdy Rampula robiła sobie porządki w torebce” (k. 3–4). Mimo to autorka nie stara się nadmiernie wybielać samej siebie, otwarcie pisze o swoich raczej przeciętnych zdolnościach naukowych: „Nigdy nie należałam do uczennic, które uczyły się bardzo dobrze. Z klasy do klasy przechodziłam na trójkach, czasem tam zdarzył się dobry lub bardzo dobry, ale to należało do rzadkości” (k. 17). Mierne oceny nie przeszkodziły jej jednak w zdobyciu szerokiego wykształcenia i oczytania, które procentowały po kilkudziesięciu latach od ukończenia szkoły: „I właśnie mojej uczelni mam do zawdzięczenia, że poznałam całą Polskę od Bałtyku po Karpaty. […] Że odróżniam Racine'a od Walter Scotta czy La Fontaine'a, że zachwycam się Staffem czy Leśmianem, nie wspominając już trzech naszych Wieszczów” (k. 8).
Nieduża, lecz istotna część wspomnień poświęcona została codziennemu spędzaniu wolnego czasu przez pamiętnikarkę i jej rówieśniczki, a także wakacjom. Z części tej dowiadujemy się, że Nowakowa pochodziła z niezbyt zamożnej, inteligenckiej rodziny (jej ojciec był wiejskim nauczycielem): „Dziewczynki bogatych rodziców wyjeżdżały w góry, nad morze z rodziną, biedniejsze (do których ja należałam) na kolonie. Były to istotnie dni niezapomniane. Zarezerwowane wagony 3 klasy zawoziły nas do Kasiny Wielkiej na Podkarpacie. Mieszkałyśmy w szkole, spałyśmy na ziemi na siennikach wypchanych słomą i pod kocami. Prymityw pierwszej klasy, ale ileż śmiechu, ile radości!” (k. 6). Ostatnia część wspomnień dotyczy losów niektórych koleżanek autorki. Spośród wielu przytoczyć należy tu obszerny cytat na temat Barbary Luromskiej: „Po maturze wyszła za mąż za hrabiego Tarnowskiego (karjera?). Urodziła mu 6 dzieci. W 39 roku jako oficer, Tarnowski wraz z żoną dostał się przez Rumunię, Włochy, Hiszpanię do Ameryki Południowej. Tam pan hrabia poznał piękną mulatkę i żonę z drobnymi dziećmi zostawił »na lodzie«. Baśka musiała zacząć zarabiać »na życie«. Ale jak? Zaczęła więc malować kartki okolicznościowe, później portrety. Nigdy dotąd nie malowała, ale obrazy jej podobały się. Przez miasto, w którym mieszkała, przejeżdżał minister Szacha Perskiego. Jakiś pomysłowy kupiec udekorował wystawowe okno barwami Szacha, a w środku postawił portret, namalowany przez Barbarę. Minister zachwycił się portretem, kupił go i… wtedy wybuchła bomba. Szach Perski zażyczył sobie, aby ta właśnie artystka malowała jego i żony portrety. Nie wiem dokładnie, ale najprawdopodobniej Barbara siedziała w luksusowej willi w Iranie i codziennie chodziła do pałacu, by malować monarszą parę. Po powrocie do Ameryki (już uznana malarka) miała wystawę w USA w Domu Kultury Polskiej w Waschingtonie; obecnie maluje w Londynie portret Elżbiety II” (k. 19–20).