Wspomnienia
Rudzińska rozpoczyna swoją opowieść od opisu podróży z 1941 r. z Warszawy do Wilna, gdzie przebywał jej narzeczony. Podczas wędrówki autorka była przekonana, że żadna z napotkanych po drodze osób nie mogłaby uznać jej za konspiratorkę. Śmiało rozmawiała więc z mijanymi Polakami, opowiadając im, co się dzieje w Warszawie i jak państwo podziemne walczy nadal z hitlerowskim okupantem: „Później doszłam do wniosku, że uważano mnie tam za jakiegoś posłannika walczącego polskiego społeczeństwa, bo w takie bzdury, że młoda panienka sama udaje się w czasie strasznej wojny w podróż z Warszawy do Wilna do narzeczonego nikt po prostu nie mógł uwierzyć. A ja wszystkim jak najbardziej beztrosko opowiadałam całkowitą prawdę pod tym względem” (cz. 1, k. 2r).
W trakcie podróży do Wilna autorka była świadkiem „polowania” na Żydów w okolicy litewskich Ejszyszek. Zarówno ona, jak i towarzysze jej podróży sami zostali zresztą uznani za Żydów: „Zaczepił nas jakiś zupełnie pijany szaulis, czyśmy nie Żydzi. Zaczęliśmy pokazywać jakieś legitymacje, machnął ręką i poszedł dalej strzelać do zgromadzonych na końskim targu, otoczonym wałem, miejscowych Żydów. Spędzeni oni byli z wszystkich okolicznych wiosek i miasteczek […]” (cz. 1, k. 3r). Rudzińska starała się pomagać ofiarom niemieckich prześladowań: „I wtedy zaczęło się coś makabrycznego, choć było to zupełnie w tych czasach normalne. Oto Jurek Jasieński przyprowadził do nas »na jedną noc« koleżankę Witka i swoją z konserwatorium, Marusie Kowarska, która uciekła z getta z 5-letnią córeczką, Zuzią. Oczywiście, że bałam się je przyjąć, ale uważałam, że nie ma innego wyjścia” (k. 8r). Mimo wysiłków autorki, kobieta trafiła ponownie do getta, gdzie w jakiś czas później zginęła wraz z córką. Na tym jednak nie zakończyły się starania Rudzińskiej o ratowanie Żydów, którym „usiłowałam pomagać nadal, ale było to coraz trudniejsze i mało skuteczne” (cz. 1, k. 9r).
W 1943 r. Rudzińscy postanowili przenieść się z Wileńszczyzny do Warszawy, gdyż na Litwie byli już poszukiwani przez gestapo: „O Warszawie krążyły najrozmaitsze wieści, wiadomo było, że panuje tam terror, ale na Wileńszycznie, gdzie przecież także Niemcy się srożyli nie zdawano sobie sprawy z rzeczywistego rozmiaru terroru w Warszawie” (cz. 1, k. 22r). Na tym autorka kończy pierwszą część wspomnień, po czym wraca do wydarzeń z pierwszych miesięcy wojny, które spędziła wraz z matką we Lwowie. Z bólem pisze o płonnej nadziei jej pokolenia na pomyślniejszy przebieg dziejowych wydarzeń w chwili zawarcia paktu Ribbentrop-Mołotow: „Chcieliśmy się jeszcze łudzić, szczególnie takie niedoświadczone i młode osoby jak ja, bo przecież uczono nas przez całe życie, które upłynęło w niepodległej ojczyźnie, że jesteśmy silni, zwarci, gotowi i chociaż trzeba będzie ponieść wiele ofiar musimy zwyciężyć” (cz. 2, k. 1r).
Dużo miejsca w tej części wspomnień zajmuje opis sytuacji społeczno-politycznej na terenach okupowanych przez Sowietów. Autorka pisze m.in. o wszechobecnej propagandzie oraz fikcyjnym głosowaniu za przyłączeniem zachodniej Ukrainy i Białorusi do ZSRR: „Ja uparłam się, że nie będę głosować za przyłączeniem Lwowa do Rosji i nie wiem doprawdy jakim cudem udało mi się nie pójść do lokalu wyborczego” (cz. 2, k. 5r). Nie wszystkim udawało się jednak uniknąć udziału w referendum, niektórzy Polacy uwierzyli nawet w radzieckie slogany propagandowe, czego mieli później żałować. Autorka wspomina m.in. o grupach rodaków, którzy wyruszyli w głąb ZSRR w poszukiwaniu pracy w kopalniach: „Zaczęli wracać pierwsi ochotnicy z Donbasu. Okazywało się, że smutny, biedny, wojenny i okupowany Lwów jest rajem w porównaniu ze Związkiem Radzieckim. Ci, którym udało się wrócić, mieli przerażenie w oczach i dążyli dalej, pod okupację niemiecką, aby dalej od tego komunistycznego raju” (cz. 3, k. 13r).
W kwietniu 1940 r., w miarę nasilania wywózek Polaków na Sybir i do Kazachstanu, autorka decyduje się uciec wraz z matką za niemiecką granicę: „Matka moja rozpaczała tak strasznie na widok pociągów jadących na wschód po szerokich torach obok naszego pociągu na torze normalnym, że ledwo ją powstrzymałam, aby nie zgłosiła się dobrowolnie do wyjazdu na Sybir” (cz. 2, k. 8r). Rudzińska wyraźnie podkreśla, że chociaż głównym celem represji sowieckich byli Polacy, to również i inne narodowości nie mogły czuć się bezpiecznie – przy tej okazji rozprawia się m.in. z mitem żydokomuny, przytaczając opowieść o żydowskiej rodzinie, która uciekła za niemiecką granicę, przekonana, że tam musi czekać ich lepszy los, niż na ziemiach okupowanych przez Sowietów. Wspomina także o prześladowaniach ludności ukraińskiej: „W lutym zaczęto wywozić ze wsi Polaków (i częściowo Ukraińców) »na Sybir« - potem się okazało, że raczej do Kazachstanu. Zaczęły krążyć straszliwe wiadomości o zamarzających w wagonach dzieciach – mróz był cały czas wielki, o wyludnionych wisach, o umierających staruszkach, o pociągach stojących tygodniami bez opału i żywności. Matka moja z płaczem pytała o to Żenię – pamiętam, jak kobieta ta powiedziała – u nas też tak wywozili – i milczała” (cz. 3, k. 11r).