Na wolności. Zeszyt 5
W tej części dziennika wyraźnie widać niepokój, który towarzyszył Agnieszce Osieckiej od stanu wojennego. Martwiła się o swoich represjonowanych kolegów, bała też o matkę, która odmawiała, jak wielu z jej otoczenia, udziału w wyborach 1985 r.: „W deszczu, półciemności, wichurze – przyczołgaliśmy się do wyborów i przeczołgaliśmy się przez nie. Bardzo mało z mego otoczenia ludzi głosowało, nawet mama przez cały dzień udawała chorą: do samej 22-ej bała się, że po nią przyjdą, jak przyszli po babcię za stalinizmu” (s. 32–33). W listopadzie Adam Michnik, adresat zapisków – pomimo kolejnych plotek na temat zwolnienia go z więzienia – nadal przebywał w zakładzie karnym: „Dziś gruchnęła plotka, że nie wyjdziesz tym razem. Jakoś ze wszystkich kątów to samo” (s. 70). Mimo okoliczności diarystka wyraźnie woli skupiać się na drobnych zdarzeniach ze swojego życia, opisywać spotkania z kolegami i przyjaciółmi, niż zastanawiać się nad bieżącymi wydarzeniami w kraju: „Prowadziłam »lekcję wychowawczą« w szkole na Żoliborzu, u mojej córki. Mówiłam o dolach i niedolach człowieka piszącego. Potem dzieci (6 klasa) czytały mi swoje wiersze – bardzo sztampowe. Że Warszawa jest piękna. Wcześnie się uczą oficjalnego języka. Ale miłe dzieci, żywe, bystre, ułożyliśmy wspólnie limeryk zaczynający się od słów: „Raz pewien indyk z Kalisza...” (s. 61–62). Dziennik kończy krótka wzmianka o podróży do Nowego Jorku: „Jutro rano lecę. Nie czuję wiele prócz rozdrażnienia i pośpiechu tych ostatnich dni. Dziadek Baumritter przywiózł do wzięcia dla córek do Ameryki słoik kompotu, grzyby, noże i plecak” (s. 72).