Dzienniki Jadwigi Rapackiej (teczka VIII)
Zapiski Jadwigi Rapackiej poświęcone są pracy zawodowej, czytanym książkom, wspomnieniom oraz skomplikowanej sytuacji związanej z domem Rapackich w Olszance, która zaistniała po śmierci Gabrieli Rapackiej. W wieku ponad siedemdziesięciu lat Jadwiga nadal jest aktywna zawodowo. Praca jednak męczy ją coraz bardziej, zarówno fizycznie, jak i psychicznie. W biurze kierownictwo stara się odciążyć ją ze względu na wiek, ma więcej czasu wolnego. Bank zapewnia jej też dwie nowe osoby do pomocy. Autorka jednak nie jest zachwycona ich towarzystwem – sama siebie przekonuje do większej cierpliwości: „…nie skarż się na twe otoczenie. Pięć godzin możesz wytrzymać w kompanii tych kurzych móżdżków, które nie mają innych zainteresować jak rodzina, gałganki, biurowe plotki. (Zainteresowanie to nieodpowiedni wyraz – one są powodowane tylko ciekawością, ciekawością pędzącą do wtykania nosa w cudze osobiste życie, by to natychmiast rozgłaszać). Są one, skądinąd, oddane ci, pragną cię jak najdalej zatrzymać, więc atmosfera życzliwa. Choć wzdychasz rano, zbliżając się do bramy banku na myśl, że przyjdzie ci z nimi obcować, to o piątej z jaką ulgą oddychasz, acz jakiś czas jeszcze trzeba się z tych pięciu godzin wewnętrznie otrząsać” (zesz. 22, s. 147). Wiosną 1967 r. następują zmiany: burzony jest dziewiętnastowieczny gmach Banku Rotszyldów i rozpoczyna się wznoszenie nowego budynku. Autorce nie podoba się usunięcie zabytkowej budowli na rzecz postawienia gmachu nowoczesnego, którego projekt przypomina jej zdaniem koszary. Do czasu budowy nowego gmachu pracownicy przeniosą się do innego budynku, w którym Rapacka i jej współpracowniczki otrzymują niewielkie i źle oświetlone pomieszczenie (autorka określa je mianem „grobowca”). Po pertraktacjach z kierownictwem udaje się im wynegocjować jedynie osobną organizację pracy, dzięki której w tym samym czasie w ciasnym pokoju przebywać może jedna osoba.
Po śmierci Gabrieli Rapackiej jej córka postanawia zrzec się swojej części spadku na cele społeczne. Pojawia się problem dalszych losów willi rodzinnej w Olszance. Do Jadwigi dociera przekazany przez znajomą artykuł, w którym B. Hajdukowicz „bije na alarm, że dom tak piękny, solidny, rozkładny idzie w ruinę i że może przejść w niepowołane ręce. Opisuje stan domu i sytuację Heleny (…). Hajdukowicz sugeruje, by miast azylu ufundować »Dom pracy twórczej im. Józefa Rapackiego« ze względu na wspaniałą pracownię i park”. Rapackiej podoba się ten pomysł. Nie zgadza się jednak na to jej szwagierka Helena (wdowa po Jacku Rapackim), mieszkająca w Olszance wraz z synem (Włodzimierzem), który jest alkoholikiem. W listopadzie 1967 r. Helena Rapacka umiera na gruźlicę. Jadwiga boi się, że dom popadnie w ruinę ze względu na alkoholizm Włodka, który zamierza też ożenić się z kobietą „chłopskiego pochodzenia”, co jest dodatkowym problemem. Nie chce jednak interweniować i wchodzić na drogę sądową, aby wydziedziczyć swojego bratanka. Kilka miesięcy później otrzymuje listy od znajomych (m.in. Tadeusz, Hanka Pieczarkowska), którzy nalegają, aby podjęła kroki w celu ocalenia rodzinnego domu. Sugerują, by zwrócić się do Związku Plastyków w Warszawie, który mógłby wziąć posiadłość pod opiekę, a także ubezwłasnowolnić Włodzia. Temat ten wywołuje przykre wspomnienia związane z bratem Jadwigi, Jackiem: „Wstrząsnęło to mną do głębi, rozdrapało zabliźnione rany. Powtarza się po czterdziestu latach sprawa z Jackiem, gdy wynosił, rabował, co się da, niszczył i marnował ojcowski dobytek. I co na to miałyśmy poradzić z Mamą? Zwrócić się do policji? do adwokata? Przecież trzy tysiące złotych musiałam zapłacić, gdy wypożyczony od ludzi obraz niezwłocznie sprzedał, oni wykryli to i grozili sądem. Czy można było pozwolić, by nasze nazwisko było włóczone po gazetach i trybunałach? Ale one [znajome autorki] nic nie wiedzą i sądzą, a decydują” (zesz. 24, s. 5–6). Wspomina też o wcześniejszych staraniach podejmowanych przez nią i matkę, mających na celu remont domu i skierowanie Włodka na leczenie: „Architekt Pąsko, który w zamian za oddanie mu na kilka lat pracowni Ojca zobowiązał się dom gruntownie odnowić – Helena wypędziła groźbą użycia siekiery. Delegaci TSPP (czy jak im tam) zostali prawie wyrzuceni za drzwi (…). Co zaś do zakładu dla leczenia alkoholików, to przecież Heryngowie chcieli się tym zająć jeszcze za życia Mamy. Spotkali się z brutalną odmową Heleny” (zesz. 24, s. 6).
Ostatecznie Rapacka decyduje o niepodejmowaniu na razie żadnych kroków i czeka na dalszy rozwój wydarzeń. W marcu 1968 r. dostaje list od Włodka, w którym prosi ją o podanie danych osobowych w celu uwłaszczenia posesji i zapewnia, że podjął terapię przeciwalkoholową. Diarystka w tym okresie zaczyna poważnie myśleć o napisaniu powieści, mobilizuje się do regularnej pracy, pisząc po trzy strony dziennie. Wysyła propozycję swojej książki do wydawnictwa Czytelnik. Jest ono zainteresowane opublikowaniem autentycznych wspomnień, co nie zgadza się z wizją autorki, która chce napisać powieść, inspirując się przeszłością swoją i swojej rodziny. Stara się jednak dopasować do wymagań wydawnictwa. Rapacka w dalszym ciągu uskarża się na stan zdrowia. Przyczynia się do tego przede wszystkim wypadek w listopadzie 1967 r., gdy upada i skręca kostkę. Ból nogi jej dokucza jeszcze w lutym następnego roku, ma też problemy z oczami i odczuwa ogólne zmęczenie. Lekarz stwierdza u niej „odwapnienie” i „odmineralizowanie”, więc przyjmuje leki, które powodują dolegliwości trawienne. Podejmuje refleksje na temat starości: uważa, że człowiek powinien zacząć rozmyślać i przygotowywać się na starość w wieku 35–40 lat. Pojawiają się też myśli o śmierci. Gdy lekarz stwierdza, że Rapacka ma skrzywioną przegrodę nosową, ale ze względu na wiek nic już nie można z tym zrobić, orzeka, że zapewne tak już będzie ze wszystkim i należy się z tym pogodzić (wszystkie organy się już zużyły i nie da się ich naprawić). Jednocześnie tłumaczy sobie, że nie warto zbytnio skupiać się na aspektach negatywnych, tylko dostrzegać jak najwięcej pozytywnych stron życia. Nadal dużo czasu poświęca na czytanie powieści, dzieł filozoficznych, studiowanie malarstwa. Interesuje się jogą, której zalecenia wprowadza w życie codzienne: „Nabieram tchu wedle przepisów Yogi i powstawszy, stwierdzam, że jestem prosta, stąpam prawidłowo, wykonywam czynności domowe bez pośpiechu i sprawnie” (zesz. 22, s. 19). Wiele miejsca zajmują rozmowy z Bibisią (wymyśloną koleżanką), która czasem wspiera diarystkę w jej problemach, czasem ją krytykuje. Dyskusje z nią są pretekstem do podejmowania różnego rodzaju refleksji osobistych, często też pomagają uporać się z problemami życia codziennego.