Dziennik Emilii z Beniowskich Wróblewskiej 1860–1870
Dziennik zaczyna się wpisem z okazji Nowego Roku (1860), w którym Wróblewska wspomina młodość jako czas pełen nadziei i marzeń. Teraz – jak pisze dwudziestodziewięcioletnia autorka – jedynym jej pragnieniem jest nadejście śmierci, lecz mimo to na kartach dziennika zachęca się do aktywności, zwłaszcza – co ujawnia się w dalszej części dziennika – w roli matki i żony, której podjęcie wydaje się autorce pewnym wyzwaniem. Kolejne wpisy noworoczne mają dwojaki charakter: jedne pełna są melancholii lub zniechęcenia i myśli o śmierci, w drugich autorka pisze o nadziei na lepsze życie. Wróblewska angażuje się w działalność dobroczynną. Zwierza się: „[…] wspomniałam o moich czystych marzeniach, by podać rękę klasie sług, dziś u nas tak nisko upadłej” (k. 8v), i wyobraża sobie swoje przyszłe zasługi na tym polu: „[…] najpiękniejsze tworzyłam sobie obrazy, jak ja będę prowadzić te proste dusze do Boga drogą wypełniania ich powinności […]” (k. 9r). Dołącza do Towarzystwa Pań Miłosierdzia św. Wincentego a Paulo. W kolejnych wpisach dokonuje rachunku sumienia: oskarża się o lenistwo; twierdzi, że podejmuje wiele dobrych postanowień, ale nie idą za nimi czyny; pisze o swoich powinnościach i konieczności ich wypełniania. Opisuje spotkania towarzyskie i wnioski, które z nich wyciąga. W całym dzienniku przewija się wątek smutku i tęsknoty, które odczuwa autorka. Czasami powód przeżywania tych emocji jest niesprecyzowany, ale często dotyczą one relacji z mężem, Eustachym. Autorka niejednokrotnie zwierza się, że czuje się niekochana, i zastanawia się nad przyczyną braku mężowskiej miłości. W trzecią rocznicę ślubu (16 lipca 1860 r.) przyznaje się do rozczarowania małżeństwem. W dzienniku z lat 1856–1859 celebrowała rocznicowymi wpisami każdą kolejną rocznicę ślubu – w 1860 r. przerywa ten zwyczaj, przez kolejne lata nie prowadzi dziennika w lipcu lub przyłącza lipiec do kolejnych miesięcy, tworząc zbiorcze, obejmujące kilka miesięcy wpisy, w których nie wzmiankuje o rocznicy. Do zwyczaju jej opisywania wraca dopiero w 1868 r. W następnych latach kultywuje go niekonsekwentnie. Tłumaczy sobie, że celem jej życia nie powinno być – jak to określa – jej „ja” (15r–15v), lecz szczęście Eustachego. Poczucie winy za przeżywane uczucia oraz bierną postawę powraca na kartach dziennika. Diarystka pisze np.: „Miałam być mężna i silna – a dziś łez tyle popłynęło bez potrzeby” (k. 18v), „Znowu długie milczenie i znowu opieszałość” (k. 70r), „Nie śpię, nie drzemię, ale jeszcze nie żyję zupełnie tak, jak powinnam” (k. 77v). Wróblewska, pisząc, często zwraca się do Boga, prosząc go przede wszystkim o dodanie jej sił, by mogła wykonywać swoje obowiązki, mimo doznawanego przez nią przygnębienia. Wiele wpisów ma charakter rozważań moralno-religijnych. W dzienniku obecne są też zapiski dotyczące zdrowia autorki i jej dzieci oraz rodzicielstwa, krótkie, emocjonalne komentarze na temat sytuacji kraju, m.in. powstania styczniowego, dotkliwa dla autorki informacja o śmierci matki. Z biegiem lat Wróblewska notuje w dzienniku z coraz mniejszą regularnością.