W pamięci zostały niektóre twarze i zdarzenia
Wspomnienia Romualdy Winkiel obejmują pierwsze pięć powojennych lat budowania w Polsce ustroju komunistycznego. Jej opowieść zaczyna się w Poznaniu, dokładnie 28 stycznia 1945 r., w dniu, w którym po ponad pięciu latach hitlerowskiej okupacji przyszło wyzwolenie, „wolność przez duże »W«, tymczasem wolność na miarę mojej ulicy i kilkunastu ulic przyległych” (k. 1r.). Na pierwszych kartach pamiętnika opisuje nastroje panujące w powoli zdobywanym przez Armię Czerwonym mieście, strach mieszkańców pomieszany z radością z kończącej się okupacji niemieckiej, a także dumę z ponownej możliwości okazywania swojej przynależności narodowej (połączonej z głęboką nienawiścią nie tylko do symboli, ale też samych przedmiotów łączących się z dawnymi symbolami nazistowskimi): „W moim mieszkaniu chciałam koniecznie wywiesić polską flagę, ale skąd wziąć czerwony materiał? Najpierw chciałam uciąć odpowiedniej wielkości kawał tkaniny z znienawidzonej, faszystowskiej flagi i już to zrobiłam – tych flag walało się przecież wszędzie dostatecznie dużo – ale po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że byłaby to profanacja polskiej flagi” (k. 7r).
Na kolejnych stronach Winkiel notuje swoje pierwsze tygodnie pobytu w Szczecinie, gdzie wraz z kilkuset innymi Polakami od maja 1945 r. organizowała zaczątki polskiej administracji państwowej. Poza szczegółowymi opisami zadań, które wykonywała, obszerne fragmenty tekstu poświęcone zostały codziennemu życiu nowych mieszkańców Szczecina oraz ich problemom, niewiele ustępującym tym z czasów wojny: „W początkowym okresie prawie nikt z nas nie miał pojęcia, co to za stworzenie »szabrownik«. Szanowaliśmy wywieszki umieszczane na drzwiach mieszkań, zazwyczaj następującej treści: »mieszkanie zajęte przez Polaka« i dalej imię i nazwisko. Szabrownicy, którzy pojawili się masowo […] w lipcu i sierpniu 1945, wśród osiadłych i zatrudnionych już w Szczecinie, wywołali prawdziwy popłoch. […] Zaszczyt takich odwiedzin spotkał mnie dwukrotnie. […] Pojechałam do domu do Poznania po garderobę i bieliznę tylko jeden raz, drugi raz już nie pojechałam. Wstydziłam się” (k. 8r–9r).
Jako całość wspomnienia Romualdy Winkiel stanowią przede wszystkim świadectwo młodej, gorliwie zaangażowanej w swoją działalność komunistki. Opisując poznawanych chłopców, nie stroni od wyznań takich jak to: „[…] najbardziej mnie w nim pociągało zdrowe, proletariackie spojrzenie na rzeczywistość” (k. 20r). Szczerze oddana rodzącemu się nowemu systemowi, z pewnym politowaniem spogląda na staroświecki (jej zdaniem) światopogląd matki: „Ze spraw zawodowych, po naradzie rodzinnej, podjęłam naukę maszynopisania i stenografii. Tu zaczęły się spełniać marzenia mojej matki. Dla niej szczytem awansu społecznego młodej panienki – to zostać maszynistką. Moja matka wciąż jeszcze tkwiła jedną nogą w czasach przedwojennych, nie bardzo rozumiała przemiany społeczne, które po wyzwoleniu nastąpiły. Pamiętała, że przed wojną maszynistka zarabiała około 120 zł miesięcznie, elegancko się ubierała i pracowała od godz. 8 do 15” (k. 15r). Wspomnienia, chociaż w swojej narracji trzymające się raczej „przy ziemi”, angażują także wielkie postaci ówczesnego systemu: Wiesława Gomułkę, Bolesława Bieruta czy Michała Rolę-Żymierskiego. Tutaj również ujawnia się komunistyczne zacięcie autorki, szczerze nienawidzącej Stanisława Mikołajczyka, przekonanej o tym, że spiskuje przeciwko Polsce: „Ze Szczecinem spotkałam się znów z okazji obchodów pod hasłem »Trzymamy straż nad Odrą« […]. Była to wspaniała manifestacja […], manifestacja polityczna […]. Co najbardziej utkwiło w mojej pamięci? Przejazd wicepremiera Stanisława Mikołajczyka […] i nasze skandowanie »Mikołajczyk do Londynu«, była to nasza odpowiedź na ekscesy wywołane przez jego nasłanych popleczników” (k. 16v).