Pamiętniki Marji Ścibor-Rylskiej, t. 8: od 1946 do 1950 roku
Ósmy i ostatni tom pamiętników Marii Ścibor-Rylskiej rozpoczyna się od tematu małżeństwa jej syna Zbyszka z niedawno poznaną wdową wojenną Zofią. W przeciwieństwie do optymistycznego tonu, jakim kończył się tom siódmy, w tym pamiętniku diarystka jest od początku dużo bardziej sceptycznie nastawiona do związku syna: „Byłam tak oszołomiona tym co się stało, że Zbyszek po tylu rozczarowaniach zechce tak prędko znów próbować nowego jarzma, bez gwarancji że obecne będzie lżejsze i słodsze od tamtych, że długo jeszcze po ich odjeździe nie mogłam wrócić do równowagi. Absolutnie nic o tej rodzinie nie wiedziałam, bo Zbyszek ani słowem mi o niej nie wspomniał [...]” (k. 1r). Wkrótce po przenosinach młodego małżeństwa do Poznania, syn sprowadza autorkę do siebie. Ma miejscu okazuje się jednak, jak stwierdza Rylska, że synowa jest dla niej okropna i wykorzystuje ją ponad jej siły, zmuszając do wyręczania w domowych obowiązkach: „Gdy Zosia wracała do domu krytycznym okiem lustrowała całe mieszkanie i chciała koniecznie abym na kolanach, mokrą szczotką sczyszczała dywany, ale niestety nie mogłam pod tym względem jej dogodzić, bo kolana od dawna mnie już wtedy bolały i gdy uklękłam, o własnych siłach nie mogłam wstać […]. Zosia tego absolutnie nie brała pod uwagę i widać było, że nie jest zadowolona z mojej pomocy” (k. 2v). Z pamiętnika przebija wyraźna niechęć autorki do synowej; zarzuca jej, iż traktuje swojego męża w sposób podły, przez co Zbyszek żyje w małżeństwie niczym w więzieniu, pozbawiony wszelkich radości i zmuszany do nieustannej pracy: „Wiele razy gdy Zbyszek wracał z pracy i był b. zmęczony zaraz Zosia wynajdywała jakiś powód, żeby go wysłać na dół. Ledwo usiadł aby odsapnąć, dopytywała się czy wszystkie jej zlecenia wypełnił i interesy załatwił. Bywało że nie mógł wszystkiego wykonać, bo przecież najważniejszą sprawą była jego praca, a nie żonine sprawunki. Pod tym względem była jednak nieubłagana i nieraz dochodziło do kłótni w tych sprawach [...]” (k. 3r). Szczegółowo pisząc dalej o wadach swojej synowej, dochodzi w końcu do wniosku, że podobnie jak w większości tego typu konfliktów, wina leży po stronie przedstawicielki młodszego pokolenia, która nie zna jeszcze życia, a przekonana o własnej mądrości, stara się rządzić całym światem dookoła. Podobnie negatywne opinie (choć nie tak obszerne) żywi autorka także w odniesieniu do swoich zięciów, których uznaje za lekkoduchów i darmozjadów.
Sporą część pamiętnika zajmują opisy ostatnich lat pracy zawodowej Ścibor-Rylskej, która pomagała synowi w prowadzeniu firmy, a także pisała artykuły dla „Głosu Wielkopolskiego” i „Gazety Poznańskiej”. Szczególnie pisanie, często na tematy medyczne (nierzadko na podstawie własnych doświadczeń) dawały autorce dużo satysfakcji, co podkreślała z dumą: „Kozaryn b. życzliwie mnie przyjmował, odpowiadał wyczerpująco na moje pytania, objaśniał rzeczowo skąd się takie zapalenie bierze, jak jego uniknąć, potem pozwalał się sfotografować podczas zabiegu, podobne wywiady przeprowadzałam z chirurgami, potem z torebką pełną notatek i mózgiem napompowanym mądrościami wracałam do domu a nieraz „na gorąco” pisałam swoje artykuły w redakcji, które najczęściej bez poprawek szły zaraz do druku” (k. 11v-12r). Pamiętnik urywa się niespodziewanie na temacie trudnego porodu najmłodszej córki autorki. Jak twierdzi Ścibor-Rylska, przez pychę i niekompetencję lekarzy Danusia musiała cierpieć długie godziny, nim wreszcie znaleziono „eskulapa”, który w umiejętny sposób wydobył dziecko operacyjnie i zakończył jej męki: „[…] cała ta sprawa miała wielki wpływ na cały jej organizm, bo szalenie była zmieniona na twarzy, gdy po kilku miesiącach ujrzałam w Puszczykowie ją wraz z Zuzeńką w wózku, wchodzącą przez furtkę” (k. 16v).