Pamiętniki Marji Ścibor-Rylskiej, t. 5: od 1916 do 1925 roku
Piąty tom pamiętników Marii Ścibor-Rylskiej rozpoczyna się od opowieści o narodzinach czwartego dziecka autorki, długo wyczekiwanego syna, który przyszedł na świat dokładnie w dniu, w którym car Mikołaj II zrzekł się tronu i zniesiono w Rosji carat. Na kolejnych stronach pamiętnika diarystka wraz z bliskimi przygląda się bieżącym wydarzeniom politycznym; jej otoczenie jest zgodne co do tego, że rewolucja nie przyniesie niczego dobrego: „(niania) widząc tę demonstrację wolności płakała rzewnymi łzami mówiąc że to było b. niebezpieczne, dawać wolność takiej ciemnocie, że z tego nic dobrego wyjść nie może, przeciwinie mogą się jedynie w kraju rozpocząć wielkie zamieszki i rozruchy, bo lud nieoświecony, w ten sposób na pewno wolność zrozumie i wykorzysta” (k. 3r). Kolejne karty pamiętnika zostały wypełnione opisami ucieczek przed zbrojnymi bandami chłopów oraz różnymi zbrojnymi ugrupowaniami walczącymi ze sobą na Ukrainie, a także ówczesnej sytuacji społecznej, której znajomość była niezbędna do tego, aby wiedzieć u kogo w danej chwili schować się przed kolejną zbrojną bandą: „Straszne to były czasy, wielkiej bezkarności i szalonego bestjalstwa” (k. 15r). Jak pisze autorka, w ciągu zaledwie kilku miesięcy jej życie całkowicie się zmieniło: z ziemianki, która wraz z mężem zarządzała sporym gospodarstwem, przeistoczyła się w nędzarkę, zmuszoną do mieszkania na zdewastowanym przez bolszewików strychu kamieniccy w Białej Cerkwi: „Przy […] łojówkach […] szyłam dla dzieci bieliznę, sukienki, ubranka dla Zbyszka, a dla Oskara z lnianego płótna uszyłam w ręku, stybując jak na maszynie, całe ubranie t.zw. „french” (k. 23r). Pozorną poprawę losu autorki i jej rodziny przyniosło wkroczenie polskich wojsk na Ukrainę w 1920 r. Niestety, już wkrótce Ścibor-Rylska wraz z innymi Polakami musiała uciekać na Zachód przed nadciągającą Armią Czerwoną. W swoim pamiętniku jest równie krytyczna wobec obu walczących stron, nie szczędzi słów krytyki pod adresem polskich żołnierzy, którzy odebrali jej i jej dzieciom ostatnie zapasy jedzenia: „Niestety i nasze polskie wojsko, widocznie zdemoralizowane brakiem energicznych działań wojennych, też już się nauczyło przywłaszczać sobie cudzą własność” (k. 36r).
Ofensywę bolszewicką autorka przeżyła wraz z rodziną bezpiecznie za linią frontu, gdzie zatrzymała się w domu pewnej ziemianki. Pozbawieni środków do życia Rylscy musieli jednak wkrótce znaleźć pracę zarobkową. Dość szybko udało im się znaleźć nowe, stałe lokum w Studziankach. Ścibor-Rylska pozostała w nim wraz z dziećmi, podczas gdy jej mąż większość czasu spędzał na terenie Ordynacji Zamojskiej, gdzie zarządzał pięćdziesięcioma pięcioma folwarkami. W ten sposób diarystka spędziła blisko półtora roku, dopóki wraz z mężem nie zdołała kupić własnego domu, w którym mogłaby zamieszkać jej liczna rodzina, powiększona o wymagających opieki rodziców autorki. Dużą część pamiętnika zajmują opisy chorób przechodzonych przez Ścibor-Rylską oraz prób ich leczenia. Autorka relacjonuje swoje pobyty w Zakopanem, gdzie poddawała się kuracjom; wreszcie przechodzi dwie poważne operacje nerek oraz woreczka żółciowego. W tych fragmentach pamiętnika zauważa, jak bardzo w czasie jej życia zmieniła się medycyna; spisując swoje pamiętniki w podeszłym wieku, krytycznie odnosi się do wielu sposobów leczenia, którym była poddawana, zaznacza, że w obecnych czasach nie postępuje się z chorymi tak jak kiedyś. W ostatniej części pamiętnika wspomina o wysłaniu najstarszych córek na pensję sióstr niepokalanek w Jarosławiu oraz o problemach, które je tam spotkały (choroby, surowy rygor, utrudniający jednej z córek naukę), które skutkowały ostatecznie przeniesieniem ich na pensję do pani Wereckiej na Foksalu w Warszawie.