NORMALNYM LUDZIOM TO SIĘ NIE ZDARZA. WSPOMNIENIA 1946-1986
Swoje wspomnienia Ławrynowicz rozpoczyna w połowie lata 1944 r., tuż przed wybuchem powstania warszawskiego. Autorka pochodziła ona z bardzo patriotycznej rodziny, której w czasie wojny nie powodziło się najgorzej, dzięki czemu jej ojciec był w stanie pomagać wielu mieszkającym w Warszawie Polakom, był również – wraz z żoną i córkami – zaangażowany w pracę konspiracyjną. Autorka i jej krewni przez krótki czas brali udział w powstaniu warszawskim – ze względu na problemy z dotarciem na swoje posterunki nie zdołali włączyć się na dłużej do walk i już 11 sierpnia ewakuowali się z miasta wraz z częścią ludności cywilnej. Za namową ojca autorka i jej starsza siostra uciekły z transportu. Wkrótce trafiły do szpitala położonego w pobliżu Warszawy, gdzie udało im się szczęśliwie uzyskać zaświadczenie potwierdzające, że uciekły z Warszawy już w lipcu 1944 r.: „Dzięki temu, że Maryśka spotkała kolegę ułatwił on nam dojście do miejscowych władz, które wydały nam zaświadczenia datowane z połowy lipca, ze jesteśmy uciekinierkami z Warszawy, bo uważali, że lepiej, żebyśmy nie były z powstania” (k. 8r).
Na kolejnych kartach pamiętnika autorka opisuje ucieczkę Niemców i zajęcie podwarszawskich miejscowości przez Armię Czerwoną. Nastawienie Ławrynowicz do Sowietów można określić jako ambiwalentne – nie patrzy na nich przychylnie, nie jest jednak także wrogo do nich nastawiona. Krytycznie ocenia natomiast żołnierzy Armii Berlinga: „Byli również żołnierze polscy, ale na nich patrzyliśmy z rezerwą. Byliśmy przekonani, że to polscy komuniści, którzy przed wojną i w czasie wojny wyjechali do Związku Radzieckiego a teraz przyszli się bić o swoją komunistyczną ojczyznę. Dopiero po latach dowiedziałam się jak to oni znaleźli się na terenie Związku Radzieckiego i przez co przeszli i zrozumiałam jak bardzo ich krzywdziłam” (k. 13r).
Koniec wojny autorka wspomina ze smutkiem – w jej wypowiedziach wyraźnie pobrzmiewa przeświadczenie, że to, o co walczyła działając w Armii Krajowej, nigdy się nie ziściło: „Akurat było ogłoszenie końca wojny. Wszyscy czekaliśmy na ten moment, ale koniec wojny nie oznaczał dla nas wolności. Zazdroszczę ludziom mieszkającym gdzieś w wolnym, demokratycznym świecie, że oni mogli się z tego cieszyć. Dla nas nie było żadnej radości, było tylko przygnębienie” (k. 16r). Od momentu zakończenia wojny wspomnienia autorki koncentrują się na sprawach życia codziennego – rodziny, pracy i edukacji – zaś narracja staje się chaotyczna. Koniec wojny okazał się również dla autorki czasem ważnych decyzji życiowych. Zdecydowana dostać dobrze płatną pracę, postanawia dokończyć przerwaną edukację, zdać maturę i – jeśli to możliwe – pójść na studia. W szkole szybko jednak orientuje się jak wielkie zmiany zaszły w Polsce po 1945 r. – chociaż nigdy nie wierzyła komunistom, w głębi serca była przekonana, że przynajmniej część z nich musi kierować się wewnętrznymi przekonaniami, że postępują słusznie i działają ku pożytkowi narodu. Złudzenia Ławrynowicz rozwiały się, gdy zetknęła się z nowo wybranymi władzami szkolnymi złożonymi z pospiesznie wybieranych i awansowanych karierowiczów: „Dyrektor [szkoły] promieniał, bo się wykazał! Dopiero dziś spostrzegłam kogo był pierwowzorem, kiedy teraz ukazał mi się przed oczami wyobraźni ze swoim pełnym satysfakcji uśmieszkiem dostrzegłam Urbana kiedy z pełną rozkoszą wygłasza swoje kłamstwa. Obaj tak samo kłamią i tak samo są z siebie zadowoleni” (k. 42r). Rosnąca popularność komunizmu wśród polskiego społeczeństwa oraz wśród bliskich autorki wzbudza w niej żal i poczucie osamotnienia. Siostra autorki Jona odwróciła się od idei komunistycznych dopiero po
Po skończeniu szkoły, autorka przekonała się, że szykany i karierowiczostwo są domeną nie tylko nowego systemu edukacji i wychowania. Jako laborantka i młoda matka niemal codziennie spotykała się z wyśmiewaniem i poniżaniem ze strony kierownictwa i koleżanek z pracy, posądzana m.in. o symulowanie chorób swoich i dziecka: „Dziś dziwię się dlaczego tak długo wytrzymywałam te szykany, dlaczego się nie zwolniłam, ale wydaje mi się, że myślałam, że wszechwładnie zapanowała nikczemność” (k. 52r).
Okazjonalnie we wspomnieniach pojawiają się przemyślenia autorki na temat kondycji ówczesnego społeczeństwa. Wiele komentarzy autorki na temat otaczającej ją rzeczywistości jest utrzymana w bardzo krytycznym tonie. Ze szczególną dezaprobatą diarystka wypowiada się na temat opresji państwa wobec obywateli: „Niestety, wojsko jest najgłupszą instytucją. Nie uczy niczego dobrego, panuje tam powszechne pijaństwo, są to dwa lata przerwy w życiorysie, a uczą tylko kłamstwa, obłudy i pijaństwa. Znam wiele wypadków, że do wojska poszedł porządny chłopak, a wrócił nie tylko zdeklarowany alkoholik, ale i człowiek o złamanym życiu. Co ciekawe najgorzej znoszą wojsko ludzie, którzy w swoim otoczeniu cieszyli się złą sławą, jacyś chuligani, słyszałam nawet o odbieraniu sobie życia przez takich ludzi” (k. 116r-117r). Wypowiedzi autorki uwidaczniają rozczarowanie autorki systemem komunistycznym oraz zbudowaną na jego fundamentach rzeczywistością: „Na rentę poszłam prawidłowo jak każdy uczciwy człowiek. Miałam najwyższe kwalifikacje, najdłuższy staż pracy i najniższą pensję. To właśnie jest nasza nobilitacja, bo to spotyka tylko ludzi bezwzględnie uczciwych” (k. 123r). W innym miejscu dodaje jeszcze gorzkie słowa na temat atmosfery panującej w PRL-owskich zakładach pracy: „Swoją drogą, wiem dobrze jaka ja sama byłam nerwowo wykończona kiedy przechodziłam na rentę. Jeszcze długie lata nerwowo budziłam się w nocy i dopiero po pięciu latach zaczęłam spać spokojniej, a dopiero po dziesięciu mogę powiedzieć, że naprawdę się uspokoiłam” (k. 158r).