List Franciszki Themerson do Ireny Grosz, 10.04.1964
List Franciszka Themerson rozpoczyna stwierdzeniem, że telefon od Ireny Grosz ją bardzo wzruszył. Malarka żartuje ze swoich zamiarów szczegółowego rozpisania historii własnej choroby, co zdecydowała się zrobić na prośbę przyjaciółki: „A teraz będziesz się tak czuła jak ten facet, co starego od lat niewidzianego przyjaciela spotkał i pyta: «Co słychać». A ten go za guzik i zaczyna opowiadać wszystko od ostatniego spotkania”. Ten autopatograficzny zapis jest zresztą dość niestandardowym przykładem korespondencji na temat szwankującej kondycji fizycznej, ponieważ malarka obszerny list w całości utrzymała w tonie humorystycznym. Franciszka dodatkowo podkreśliła śmieszność swojej wypowiedzi rysunkami, autoportretując okoliczności zdarzenia, które zapoczątkowało jej wieloletnie problemy ortopedyczne. Plastyczka opowiedziała przyjaciółce o serii nieporozumień ze specjalistami, których doświadczyła w trakcie ustalania diagnozy, pisząc: „Najpierw poszłam do osteopatów, ko zrobili prześwietlenie – nic kostnego nie wykazało, ani śladu artretyzmu – i główny osteopata zaproponował mi, że ponieważ zapalenie jest poważne i «woda w kolanie» – manipulacji osteopatycznych robić nie można, ale jeśli przyjdę do niego prywatnie, to on mnie będzie leczył «homeopatycznie». A że był hindus, toby pewno dodał trochę «kontemplacji», która jest bardzo nudna”. W dalszej części listu malarka opowiedziała o ponad półrocznej terapii u „młodego” reumatologa, który siedem razy wyciągał jej wodę z kolana, by za każdym razem potwierdzać to samo spostrzeżenie na temat pobieranego płynu, którego badanie nie wykazało obecności infekcji. Ostatecznie możemy przypuszczać, że kilkumiesięczne leczenie nie przyniosło Franciszce zdecydowanej poprawy, skoro Grosz, przejęta samopoczuciem przyjaciółki, w późniejszym czasie załatwiła jej pobyt w szpitalu na oddziale reumatologicznym przy ul. Spartańskiej w Warszawie (obecnie Narodowy Instytut Geriatrii, Reumatologii i Rehabilitacji).