Dzienniki (t. 32)
Na początku dziennika diarystka kontynuowała relację z pobytu w Anglii. Komentowała także we właściwym sobie tonie strajk powszechny, który miał miejsce w 1926 r., znany jej zapewne z gazet, czy opowiadań: „Nie opuszczę Anglii, nie wspomniawszy o pokonaniu powszechnego strajku w maju 1926 roku. Kto raz poznał ogrom Londynu oraz tętno jego ruchu, ten nie może nie podziwiać społeczeństwa, które się samorzutnie zorganizowało i zwyciężyło podłych robotników. Było to jedno z większych zwycięstw moralnych – po traktacie wersalskim i bitwie warszawskiej” (k. 2).
Jesienią 1930 r. Żółtowscy wrócili do Polski, do Bolcienik. W październiku miała miejsce wizyta komisji, która miała wydać opinię dotyczącą wyłączenia majątku spod parcelacji. Autorka była oburzona tą sytuacją: „Jakto, mówiłam sobie, dziesięć lat trudów i śmiało można powiedzieć, poświęcenia, zakończy się oględzinami urzędników, którzy będą kwestjonować moje prawo do posiadania tego, co moje, przeze mnie odbudowane i do stanu cywilizacyi doprowadzone?” (k. 7). Komisja stwierdziła, że majątek w Bolcienikach jest dobrze prowadzony, ale gospodarstwo w Koreliczach niedoinwestowane, możliwe więc stało się jego odebranie.
W listopadzie Żółtowscy przyjechali do Poznania. Autorka omawiała wybory parlamentarne w 1930 r., spotkania towarzyskie, przyjęcia, wizyty u rodziny (Niechanowo, Siedliska). Po wyborach i uwolnieniu przywódców politycznych, więzionych w twierdzy w Brześciu, pojawiły się informacje o ich brutalnym traktowaniu. Te wiadomości spotęgowały u Janiny Żółtowskiej niechęć i pogardę dla rządu: „Rząd dzisiejszy popełnił zbrodnię stokroć gorszą od reformy rolnej, bo zadał cios fundamentalnym prawom człowieka i nie może być dla niego pardonu, dopóki te prawa nie zostaną obwarowane […]. Ta banda opryszków, która się wyłoniła z tajnych stowarzyszeń i sekt rewolucyjnych i która nami rządzi, musi być pokonana, albo duch Polski przestanie istnieć. Takiej plamy nie mieliśmy dotychczas w całej naszej historii” (k. 26–27).
Pod koniec 1930 r. Żółtowscy przebywali w Nawojowej, a na początku 1931 r. już w Poznaniu. Głównym tematem poruszanym w diariuszu są spotkania, rozmowy o polityce i sytuacji ziemiaństwa (problemy finansowe, utrata majątków). Mąż autorki dziennika w tym czasie wyjechał do Lwowa w sprawie udziałów z rodzinnej inwestycji w uzdrowisku w Truskawcu: „Adam pojechał do Lwowa, »łowić przeszłość siatką od motyla«, to znaczy pokazać Mildwurmowi papiery Truskawieckie, w nadziei, że coś potrafi wydusić z Jarosza” (k. 79). Po powrocie Żółtowski oznajmił, że prawdopodobnie uda się uzyskać większą sumę pieniędzy z tego tytułu.
W marcu autorka w związku z problemami z żołądkiem wyjechała na kurację do Gräfenbergu, razem z Lulą (Ludwiką Żółtowską) i jej córką, Krysią. Problemy zdrowotne Janiny jednak nie znalazły wyjaśnienia w badaniach i lekarz sugerował, że mają podłoże nerwowe. Podczas jej pobytu w sanatorium kwitło życie towarzyskie. Opisała problemy z wyjazdem z powodu zagubienia paszportu przez Krysię. Ostatecznie, pod koniec kwietnia wróciły do kraju. Po powrocie autorka dowiedziała się, że Zosia i Stefan Dąbrowscy spodziewają się dziecka, co jednak nie wywołało u niej radości ze względu na wiek małżonków: „Ciekawam, jaki wyda owoc ta hodowla elity? Nierozumiem tylko, że można zasady katolika łączyć z tak absolutnem zaślepieniem i powoływać do życia duszę nieśmiertelną bez żadnej roztropności. Zosia będzie miała 65 lat, a Dąbrowski sięgnie osiemdziesiątki – gdy ten syn, czy ta córka dożyją do dwudziestu” (k. 126). Pod koniec maja Żółtowscy złożyli wizytę rodzinie w Godurowie, a potem Raczyńskim w Rogalinie.