Dzienniki (t. 19)
Diarystka na początku opisała pobyt w Opolu w pierwszych miesiącach 1921 r. – spotkania towarzyskie w kręgu dyplomatów zaangażowanych w prace Komisji Międzysojuszniczej. Janina podróżowała z kilkoma francuskimi dyplomatami do Krakowa, gdzie zwiedzali muzea i prowadzili życie towarzyskie. W marcu wróciła do Poznania, podczas gdy jej mąż, Adam, został w Opolu, gdzie wkrótce miał odbyć się plebiscyt. W Poznaniu autorka spotkała się ze swoimi rodzicami. Dowiedziała się, że majątek w Rajcy mimo wojny przyniósł stosunkowo duży dochód. Wszyscy byli zaniepokojeni postępującą inflacją. Ojciec Janiny był sceptycznie nastawiony do planowanej reformy walutowej. Autorka opisała swoje stosunki m.in. z panią de Montmorin, którą podziwiała za głęboką religijność, wspomniała też o jej relacjach z mężem: „Pani de Montmorin, jeszcze jako panna, czuła powołanie do klasztoru, ale jej spowiednik nakłonił ją do małżeństwa. W czasie wojny między nią a mężem wybuchły zatargi o pieniądze […]. P. de Montmorin myślała przez cały okres o rozwodzie czy separacji. W czasie wojny mieszkała dłuższy czas u siostry męża, margrabiny de Pommieren [?] – w środowisku całkiem innym, bo rozhulonym i wesołym, i gdzie podobno musiała swojej cnoty strzec i pilnować […]. Dość że wyniosła stamtąd ową okropną podejrzliwość ludzi czystych […]. Mówiła mi, że posiadła największą z radości – duszom ludzkim dostępną – łączność z Bogiem, ale ta radość z niej się nie przelewała. Przeciwnie, na jej umęczonej twarzy widziałam wysiłek jej dla opanowania zawodu i zmęczenia. Drobiazgowe jej posłuszeństwo względem męża było przyjętym obowiązkiem. Tylko mam wrażenie, że oceniała go i określała jaśniej, niż by tu uczyniła Polka jej powołania” (k. 21–22).
W kwietniu Janina z rodzicami pojechała do Wierzenicy, a potem do Niechanowa. Tam spotkała się z powracającym ze Śląska Adamem, który podzielił się swoimi wrażeniami. Autorka spisała jego wspomnienia z plebiscytu: „W niedzielę 20 pod wieczór był z wizytą u p. Montmorin, kiedy powrócił z biura Montmorin i powiedział swoim drewnianym głosem – »Pierwsza wiadomość już nadeszła, w gminie takiej a takiej 85 głosów za Polską, 14 za Niemcami«. Adam poleciał do gmachu komisji. Urządzono tam specjalnie dużą salę dla przedstawicieli prasy. W głębi ustawiono dużą czarną tablicę, na której, wedle doniesień telegraficznych, spisywano rezultat głosowania. Zaczęła się noc bezsenna i gorączkowa. W konsulacie nikt nie spał, w sali prasy siedział Adam, Jacyna i Brzózka [?] i pisali na wyprzódki rezultaty, które zaraz niesiono do konsulatu i kurierami wysyłano do Bytomia. Do drugiej panowała atmosfera przygniatająca, bo przychodziły depesze z kluczborskiego, raciborskiego, opolskiego z przeważającą ilością głosów dla Niemiec […]. Koło drugiej do biura prasy weszli trzej komisarze i wtedy Zieliński puścił na ekran powiat rybnicki, gdzie przeważała większość polska. I tak zeszła cała noc. Pierwsze ogólne wrażenie było przygnębiające. Spodziewano się o wiele większej większości za Polską. J. Le Rond chodził wściekły, a Kęszycki wykrzykiwał »Przerżnęliśmy plebiscyt«. Dopiero powoli wrócono do równowagi i do przekonania, że jak zawsze – rzeczy wypadły inaczej, niż przypuszczano, że zwycięstwo zostało zdobyte tylko połowiczne i że w walce o G. Szląsk, wedle słów Micheleta »Tout était à recommencer«” (k. 27).
Żółtowski otrzymał propozycję objęcia placówki dyplomatycznej w Rzymie, jednak wahał się, ponieważ praca dyplomatyczna nie dawała mu takiej satysfakcji, jak praca naukowa. Janina jednak chciała, żeby mąż wybrał karierę polityczną. Uważała, że ze względu na swoje usposobienie jest bardzo dobrym dyplomatą, który potrafi zjednać sobie ludzi, i że jego zdolności zmarnują się w pracy na uniwersytecie. Zaczęła więc dyskutować z Adamem, starając się przekonać go do przyjęcia propozycji. Pogorszyły się relacje autorki z matką, którą starała się przekonać do parcelacji majątku na Litwie. Matka jednak nie chciała o tym słyszeć. W maju Janina sama pojechała do Warszawy, gdzie spotkała się ze swoją rodziną – m.in. ciotką Sofinetą, ciotką Lelą, Magdą i Dziunią. Niepokoił ją stan psychiczny ciotki Adeli: „Lela mi się nie podobała. Jej przytomny stan szaleństwa mnie przeraził. Ogarnięta manią zbytku i wielkości, trepidacją ruchu, zadręczała biednego W. Rucia, który nie miał chwili spokoju w domu pełnym gości i wrzawy od 8 z rana do 2 w nocy. Lelę pożerała widocznie ambicja światowa, ale do podbicia świata zabierała się bez prawdziwej umiejętności, bez smaku, egocentrycznie i dziwacznie. Jej podbój niezupełnie się udawał, ściągała tłumy, pochlebców i krytyki” (k. 34). Tymczasem na Śląsku wybuchło trzecie powstanie śląskie, w którym uczestniczył Adam Żółtowski. Autorka z napięciem śledziła sytuację i omawiała ją ze znajomymi: „I słusznie powiedziałam Misi, że powstanie na G. Szląsku było sprawiedliwym odruchem wiecznie zwodzonej ludności. Plebiscyt przeszedł spokojnie, wykazaliśmy do ostateczności dobrą wolę, a obrzydliwe Angliki i Włochy jeszcze miesiąc potem musiały zwlekać” (k. 36).