Dziennik (t.6)
Szósty tom dziennika Alicji Wahl powstawał, jak sugeruje tytuł nadany przez autorkę, we wrześniu 1972 roku, ale widać w nim wpisy datowane jeszcze na listopad. Dla niego również charakterystyczne jest silne zdialogizowanie: większość zapisów relacjonuje toczone wokół diarystki i na ogół z jej udziałem rozmowy, niektóre partie mają charakter listów. W tomie dominuje wątek rozmów z siostrą, zapisy jej zwierzeń dotyczących relacji z TL oraz przyjaźni z JG, czasem jej relacje z innych spotkań towarzyskich, na przykład w kawiarni ZLP. Kilkanaście stron pod koniec tomu poświęconych jest rozmowom z matką. Inne ważne dla pisarki osoby, jak córka, kochanek, były mąż, pojawiają się w tym tomie rzadko.
Dziennik zaczyna się odpisem dość drastycznego listu siostry do diarystki, opisującego obecną fazę relacji z TL, świadczącego o świadomości jego alkoholizmu. Siostra zapewnia, że już go nie kocha, i widzi wyraźnie jego stosunek do siebie i uzależnienie. Na kolejnych kilku kartach pojawiają się zapisy kolejnych listów lub spisanych monologów siostry na ten sam temat, zmieniających się w dziennikowy czy listowy dialog. Powraca w nich wciąż wątek odradzającej się po rozczarowaniu miłości, złudzeń i ostrego widzenia prawdy o relacji. Zapisy rozmów z siostrą czy jej monologów świadczą o jej umiejętności i potrzebie autoanalizy – siostra zadaje sobie pytanie, dlaczego pozwala na tę sytuację, zapominając ciągle o tym, co o niej już od dawna wie. Są zapisem huśtawki pomiędzy deziluzją i iluzją, konstatacjami, że ma cudownego kochanka i konstatacjami, że jest tylko wykorzystywana seksualnie przez alkoholika. Pewną nadzieję w życie siostry wnosi w tym okresie fakt, że TL zdał do PWSFTiT w Łodzi i w październiku zaczyna studia. To sprawia, jej zdaniem, że mniej pije, bo nie potrzebuje zapijać swoich kompleksów (sk. 26) i prowadzi bardziej uporządkowane, celowe życie (choć podejrzewa, że jego wyjazdy z Warszawy stanowią dla niego dobrą okazję do zdrad, których już wcześniej była świadoma). Siostra też często analizuje wobec niej relację JG z jego ówczesną partnerką J. a diarystka dziwi się, że nie widzi tutaj analogii pomiędzy jego a swoim samooszukiwaniem się.
Alicja Wahl, odnotowując zmienne myśli i nastroje siostry, zdradza się z poczuciem emocjonalnego przeciążenia tą relacją. Pisze np.: „Kilka dni pogodnych, jakby wcale nie było tych smutków od mojej siostry.” (sk. 118) albo że „bliziutko jest obłęd koło mnie” (sk. 118). O napięciach pomiędzy sobą a siostrą myśli w związku z ich przemocowym dzieciństwem: „Ile bólu, ile rozpaczy, ile krzywdy wylewa się z nas – to nasza choroba dzieciństwa, po tylu latach, po tylu wysiłkach wciąż uderzamy, bo cios jest w nas. / a przecież wszystko tylko nie kłótnia z Tobą, wszystko nie kłótnia ze mną. / Z tego strachu o miłość, o czułość, o nasze najwspanialsze i jedyne wielkie dobro – poczucie jednostki” (sk. 118).
Pod koniec tomu autorka spisała rozmowy z matką podczas dwóch wizyt u niej – w trakcie drugiej jest obecna także ciotka. Diarystka relacjonuje monolog matki: jej narzekania na samotność, choroby, złe córki. Matka skarży się np. że musi rozmawiać w domu z muchą, żeby nie zapomnieć ludzkiej mowy. Diarystka ze swej strony zauważa, że matka sama robi wszystko, żeby ludzkiej mowy nie używać. Snuje swoje refleksje na temat życia matki, punktując, że „mając taki charakter, tak kochając pieniądze” (sk. 136), nie może robić nic innego jak handlować, a także że na własne życzenie męczy się i żyje w nędzy, bo jest bardzo skąpa. Postrzega jej pracę jako obsesję czy nałóg, bo brak dla niej racjonalnego uzasadnienia – córki mogłyby jej łatwo pomóc. Podziwia nawet silny charakter matki, jej wolę i upór tworzenia własnego świata, który jednak okazuje się piekłem. Diarystka zauważa, że matka naprawdę wierzy w swoje nieszczęście i zło córek.
Podczas rozmowy daje się sprowokować do kłótni o swoją rzekomą obojętność wobec matki, choć – jak odnotowuje – przed wizytą obiecywała sobie, że się nie da sprowokować. Dostrzega, że wszystko, co może dla niej w tej sytuacji zrobić, to pozwolić jej się wygadać, nawet jeśli mówi „kłamstwa i bzdury” (sk. 146). Problem jednak polega na tym, że „pomagając” jej w ten sposób, szkodzi samej sobie, ponieważ nosi potem w sobie „podłe opowieści”, np. o ojcu, o interesowności mężczyzn. Odnotowuje, że matka zaniedbała też własną matkę w umieraniu, bo nawet wtedy nie umiała oderwać się od handlu. Boleśnie konstatuje, że dla matki i ich relacji tak naprawdę nie można nic zrobić. Postrzega ich rozmowy jako powtarzające w kółko ten sam bolesny i beznadziejny scenariusz. Podczas drugiej rozmowy, w której uczestniczy także ciotka, relacjonuje koncyliacyjne słowa tej drugiej: że matka dobrze im życzy, że chciałaby je jeszcze dobrze wydać za mąż. Odnotowuje także, w jaki sposób matka i ciotka mówią o obecnej żonie Bratnego, uważając za naturalne, że ona sama ma do niej zły stosunek. Diarystka konstatuje to ze zdziwieniem, bo jest zupełnie inaczej. Odnotowuje, że wobec tego komunikacyjnego impasu zaczęła w trakcie rozmowy podkpiwać z ciotki i ją prowokować.
Relację z córką w tym tomie dziennika diarystka opisuje rzadko, ale np. notuje w pewnym miejscu jej reakcję na kłótnię między siostrami: jej płacz, prośby o spokój w domu, żeby mogła się uczyć, wreszcie rzucone im w twarz „panie Wahlowe” (sk. 182). W pewnym miejscu dziennika diarystka odnotowuje też wzruszenie, bo chłopak córki, E., nazywa ją „mamą”. Także relacje z byłym mężem są w tym tomie relacjonowane rzadko, choć pojawiają się ironiczne podsumowania jego osoby. Diarystka zauważa np. w kontekście jego ślepoty na emocje córki, że „jest zajęty a nawet można powiedzieć zapracowany pisaniem książek, gdzie usiłuje dotknąć prawdy” (sk. 184) albo że dopiero niedawno zauważyła, że „R. Bratny nie wytrzymuje tylko jednego, kiedy się go nie bierze na serio” (sk. 189). Diarystka mało miejsca poświęca też w tym tomie swojej udanej relacji z CG – odnotowuje czasem pogodne sceny, jak np. wspólne CG z TL oglądanie transmisji z olimpiady w Monachium. Sporadycznie odnotowuje sprawy dotyczące osób dalszych, np. sen pani Zosi, pomocy domowej, czy swoją wizytę u Krzysztofa Kąkolewskiego, którego określa jako „rosnącego potwora literatury, awansującego w wyniku rozmaitych konkurencyjnych kombinacji rozmaitych grup partyjno-literackich” (sk. 45). Odnotowuje też wizytę w ich domu nastoletnich – Zuzi Łapickiej i Marysi Konwickiej – i ich skargi na nadopiekuńczych rodziców (sk. 66).
Na pierwszy plan w kilku uwagach o sztuce zamieszczonych w tym tomie dziennika wysuwa się wątek bezinteresowności. Diarystka opisuje np. sytuację, w której siostry odsyłają zainteresowaną zakupieniem ich rysunku kobietę, ponieważ wychodzi na jaw, że traktuje sztukę czysto użytkowo („„Ja chciałabym coś w czerwonym kolorze – do brązowych firanek i zielonej podłogi.” Przesłałyśmy ją uprzejmie do wielu naszych utalentowanych i sławnych kolegów.” (sk. 30)) czy reakcję na wiadomość o wprowadzeniu ich rysunków w międzynarodowy obieg muzealny za pośrednictwem Desy. Stwierdza, że muzea to „grobownia dla sztuki” (sk. 34), wie jednak, że powinna się cieszyć z możliwości zarobienia pieniędzy: „To dużo, i to musi i cieszy nas bardzo Romanie…” (sk. 34).
Odnotowane są także swoiste scenki rodzajowe: rysowanie z siostrą w pracowni „na cztery ręce” i toczące się wtedy pomiędzy nimi rozmowy. Pewnego dnia odnotowuje zadowolenie z wykonanego właśnie rysunku, ale i przekonanie, że za mało rysunków jej się naprawdę udało. Przyznaje, że „[jej] sztuka nie ma w sobie tej siły co na przykład myśl o dziecku, o tym, że zbudzić go trzeba nakarmić”, tak samo jak dla siostry ważniejsze od twórczości jest ratowanie TL. (sk. 80). Podczas pewnej rozmowy siostry poddają namysłowi swoją kondycję społeczną i sens twórczości w ogóle: nawet jeśli nie są zadowolone ze swojej twórczości, to ich sposób życia jest wyjątkiem w cierpiącym świecie, a „[ich] rysunki to ma być nie tylko mądrość dla oczu i serca, ale ulga i zachwyt, a to też w tym chaosie staje się ważne. Dla człowieka udręczonego, zanudzonego, ogłupiałego zwykłego człowieka - gdyby nie to, nic by mnie chyba nie zmusiło do takiej roboty.” (sk. 88).
Alicja Wahl odnosi się też w tym tomie dziennika do swojej praktyki diarystycznej, snując w pewnym miejscu refleksje o prawdzie dziennika: „Czytając [te słowa] teraz przyjmuję je tylko za znak wyszukany przeze mnie, żeby przypomnieć sobie jak to było naprawdę. / Co jest prawdą / W każdym razie nie jest prawdą ten zapis, tylko dygot obłędny, ogłupiający aż do ostateczności. / Bo tylko bełkot i tylko dygot mógł mnie wtedy uratować” (sk. 108), a w innym odnotowując szyderstwa siostry, która określa pisanie przez nią dziennika jako „idiotyzm”, bo „nie dość nieszczęścia, że jesteś malarką, komu jest jeszcze potrzebne to twoje zakichane pisarstwo, ja tego już nie wytrzymam. Wstydź się! Dziecko się na to patrzy, zrób lepiej kolację.” (sk. 130).