Dziennik: 7.01.1984–31.12.1984
W dzienniku 1984 r. zdecydowanie więcej jest informacji o życiu codziennym Marii Grabowskiej niż w wielu poprzednich zeszytach. Przede wszystkim jest to – jej zdaniem – kwestia dziwnego zastoju, pozornego spokoju, który zapanował po odwołaniu stanu wojennego. Wszyscy nagle popadli w apatię, a wiadomości w mediach, chociaż noszą pozory podniosłości, są w gruncie rzeczy pozbawione jakiegokolwiek konkretnego przekazu. Autorka czuje wyraźnie, że żyje w epoce przejściowej, która będzie musiała zakończyć się gruntownymi zmianami, ponieważ w takim stanie niepewności, jaki panował w 1984 r., społeczeństwo nie jest w stanie trwać na dłuższą metę. Obserwuje zniechęcenie ludzi do jakiejkolwiek aktywności – zauważa, że po raz pierwszy w historii PRL oficjalny przekaz rządowy na temat frekwencji w wyborach parlamentarnych mówił o „niespełna 75%” uprawnionych zamiast zwyczajowych 99,99%.
Coraz więcej myśli autorki skupia się na jej podeszłym wieku i świadomości nadchodzącej nieuchronnie śmierci. Nie boi się jej jednak, czuje się powoli zmęczona problemami dnia codziennego i czeka na przejście na drugą stronę: „[Myślę] o śmierci. Nie teoretycznej, ale mojej własnej. Nie wiem. Teraz wydaje mi się, że czekam na nią spokojnie. Ufam, że moc Bożej miłości jest większa niż moje grzechy, wśród nich największy to właśnie brak miłości, egotyzm i egoizm” (k. 31v). Z dziennika przebija głęboka wiara w cuda oraz uzdrowienia bioenergoterapeutów – szczególnie zadziwia to drugie, niekłócące się z jej religijnością katolicką. Obok tego typu wpisów pojawiają się jednak bardziej typowe dla Grabowskiej urywki z kazań zasłyszanych w kościele oraz główne myśli rekolekcji, w których bierze udział. Ogromnym szokiem jest dla niej zaginięcie ks. Jerzego Popiełuszki w październiku 1984 r. – wpisy w poprzednich miesiącach raczej lakoniczne i rzadkie, w październiku są znów obszerne, niczym w początkach stanu wojennego. Czuć wyraźnie chęć diarystki, aby podzielić się z czytelnikiem swoimi obawami: „Coś z tym zamachem na ks. Popiełuszkę naszym decydentom nie wyszło. Cokolwiek o tym mówią, to kłamią. Wszystko się kupy nie trzyma, zagmatwane, nielogiczne. To chyba była jakaś personalna rozgrywka, która się nie udała. Nie wiedzą teraz, co ujawnić, a co nie” (k. 110r).