Dziennik: 5.11.1902–24.11.1902
Najważniejszym tematem w tym tomie dziennika jest rozstanie Ludwiki z najbliższą przyjaciółką Wandą. Autorka, z nikim innym niezwiązana tak blisko jak z nią, jest zrozpaczona: „Jezus, Marja! Jak to smutno! Byłabym chciała aby słońce dłużej nie świeciło, aby było szaro, ponuro!” (k. 6v). Pustkę po tym dramatycznym rozstaniu stara się wypełnić Ludwika zbliżeniem do swej siostry Heleny, jednak bez powodzenia. Ich wspólny pomysł, aby zaprzyjaźnić się bliżej dzięki całkowitej szczerości, okazuje się mieć skutek całkowicie odwrotny: „Umówiłyśmy się [z Heleną], że aby się wyleczyć z niezrozumienia się, będziemy sobie mówić to co nas jednej w drugiej rozdrażnia. Zrobiłam tak i rezultat był ten sam jak zawsze bywa, gdy człowiek usłyszy coś co mu nieprzyjemne. Rozdrażnienie, oziębłość, niechęć…” (k. 11v). Co gorsza, Helena zaczęła robić wyrzuty Ludwice dotyczące Wandy, co ostatecznie pogrążyło diarystkę w przygnębieniu: „Całą resztę dnia wczorajszego przepłakałam. Cała moja natura rozpadała się w takim smutku, że większego wyobrazić sobie nie mogę. Bolała mnie cała dusza” (k. 16). Krótkie spotkania z Wandą w kościele nie są w stanie poprawić jej nastroju, co przejawia się w coraz to większych wyrzutach autorki wobec Boga: „bez Wandzi żyć nie mogę! Więc albo mnie zabij, Panie! albo mi ją daj! Amen” (k. 31v). Matka, załamana stanem córki, stara się wyciągnąć z niej powód rozpaczy. Gdy Ludwika oznajmia, że to z powodu Wandy, że ją zbyt kocha, aby nie móc być przy niej, ta odpowiada, że przecież Wanda wcale o nią nie dba, co skutkuje gwałtownym zaprzeczeniem Ludwiki i kolejnymi wezwaniami do Boga, aby ten pozwolił jej być z ukochaną przyjaciółką. Na kolejnych kartach Ludwika odzyskuje pojednanie z Bogiem. Gdy siostra Helena oznajmia jej, że planuje wstąpić do klasztoru, diarystka nie tylko nie protestuje, ale cieszy się, uznając, że to najwyższy akt powołania.