Dziennik: 3.07.1991–15.08.1992
Kolejne lata transformacji ustrojowej wprawiają Grabowską w coraz większe zniechęcenie i niezrozumienie dla zachodzących zmian: „Wszystko to absurdy. Cała Rosja ma wspaniałe ziemie uprawne, wszelkiego rodzaju bogactwa naturalne, mogłaby kwitnąć. A stała się nieużytkiem. Europa Zachodnia i my w niej dusimy się od żywności, a pół świata głoduje. Za nic nie mogę tego pojąć. Tak przecież dawniej nie było!” (k. 14r). Jednocześnie jest przekonana, że to zniechęcenie i „ponuractwo” nie jest typowe tylko dla niej, ale dla wszystkich ludzi lat przełomu lat 80. i 90., którzy zatracili zdolność cieszenia się. Dużą część dzienników stanowią streszczenia i przemyślenia na temat czytanych na bieżąco książek, wśród których dominuje zdecydowanie literatura teologiczna. Na pierwszy plan wybijają się tu szczególnie obszerne cytaty m.in. z Jeana-Jacques'a Auliera. Z komentarzy Marii Grabowskiej do tekstu przebija głęboka religijność, a także wiara w cuda i objawienia.
Pomimo upływu pół wieku od wojny diarystka nadal przejawia objawy zespołu stresu pourazowego: „Wieczór, cisza, dzieci śpią, zegar kroplami sączy czas. Boję się. To się zaczęło w czasie wojny, w Sokołowie Podlaskim. Noce ciemne, cisza, z daleka poszczekiwanie psów, bezsenność. I nagle strach, obezwładniający strach, że w tej ciszy rozlegnie się przeraźliwy krzyk. Tyle lat… A ja wciąż wieczorami lub nocą, gdy wokoło martwa cisza, wyobrażam sobie ten krzyk, rozpaczliwy krzyk… I boję się” (k. 19r). Autorka, która w 1991 r. skończyła osiemdziesiąt lat, coraz częściej pisze o śmierci. Nie boi się jej, jest już zmęczona życiem, cieszy się jednak ze swojego losu, z tego, że pomimo zaawansowanego wieku jest nadal w pełni sił, a rodzina nie była zmuszona oddać jej do domu starców, miejsca kojarzącego się jej z umieralnią. Jest jednak przekonana, że nie nadszedł jej czas – ani jej, ani jej brata; wierzy, że nadal oboje mają przed sobą do wykonania jakąś, być może małą, ale mimo wszystko ważną misję.