Bukiet krakowski
Trzeci tom wspomnień Amelii Łączyńskiej otwiera przeprowadzka do Krakowa i wejście autorki w wiek „panny do wzięcia”. Z typowym dla siebie humorem i swobodą opisuje więc miejską socjetę, nie oszczędzając żadnej rodziny: „Najstarszy Adam [Konopka] ożeniony z Muszką Czermińską (właściciel Modlnicy) mieszkał we Lwowie, gdzie miał posadę w banku. Przezywano go papieżem, bo był bardzo klerykalny, co w praktyce objawiło się niezwykle licznym potomstwem. Dopiero po dziesiątym dziecku nastąpił koniec naturalnego przyrostu [...]” (k. 19r). Opisy „towarzystwa” są obszerne i zajmują ponad połowę całego tomu – poza charakterystyką poszczególnych rodzin Łączyńska skrupulatnie notuje przebieg typowych balów krakowskiego „towarzystwa”, związane z tym przygotowania, a także mniejsze lub większe niezręczności, mające miejsce podczas prawie każdego przyjęcia. Obszernej charakterystyki doczekała się szczególnie generałowa Jadwiga Zamoyska, do której szkoły na rok skierowana została siostra autorki: „Rozmowę towarzyską prowadziła z obyciem wielkiej damy, z powagą i dostojeństwem. Promieniowała z niej duchowa wyższość i wkoło niej skupiała się uwaga wszystkich. Słuchano niemal z nabożeństwem tego, co mówiła, a dzieci jej, już również w poważnym wieku: syn Władysław, o wspaniałej siwej brodzie, i córka Maria, która praktycznie prowadziła cały zakład, otaczały ją czcią i nieustanną troskliwością. Cała ta trójka była jakimś niezwykłym przykładem ludzi świeckich, walczących całe życie o najwyższe ideały religijne i narodowe metodami najszlachetniejszymi i obszerna monografia o ich działalności powinna się kiedyś ukazać” (k. 93r).
Dużo miejsca poświęca Łączyńska także opisom kursów dla dziewcząt, na które uczęszczała z braku innego zajęcia, a także podróży do Włoch, którą odbyła wraz z rodzicami w przededniu wybuchu I wojny światowej. Wojnę, jak stwierdza, od dawna przewidywali wszyscy i wśród wyższych sfer krakowskiej socjety trwały gorliwe przygotowania do walki o odzyskanie niepodległości – ćwiczyć mieli nie tylko chłopcy, ale także młode ziemianki, wśród których zapanowała niespodziewana moda na kursy pielęgniarskie, aby także mogły włączyć się w walkę o odrodzenie Polski: „Tegoroczny sezon różnił się diametralnie od zeszłorocznego. I znowu Barany nadawały ton, ale nie w tańcach, tylko w pielęgnowaniu rannych. W salach, ozdobionych stiukami i pająkami z weneckiego szkła, gdzie rok temu rozbrzmiewała orkiestra i strojne pary zawijały żwawe oberki – stały teraz łóżka szpitalne, a między nimi w białych fartuchach kręciły się panny, które tu dawniej tańczyły” (k. 99r). Tom domyka opis zaręczyn i ślubu, który w samym środku I wojny światowej wzięła autorka z Zygmuntem Łączyńskim, adiutantem Tadeusza Rozwadowskiego.