Dziennik: 1973–1974
Dziennik otwiera smutna konstatacja Wandy Nadzinowej na swój własny temat: „Wczoraj był Helena Teiga. Dziś dostała nagrodę Zaiksu, 15 tys. za swą działalność jako tłumacz. Tylko ja nic w życiu nie osiągnęłam” (k. 1r). Pomimo trzech lat od śmierci męża nieustannie za nim tęskni, czuje się opuszczona przez ludzi: „Boże, jaka ja jestem straszliwie samotna, jak tęsknię za Stasiem. Ale ci ludzie, jak oni mnie opuścili” (k. 2r). W walce z przygnębieniem nie pomagają złe wieści, docierające z zagranicy: „Właśnie usłyszałam, że Paweł Klecki zmarł w Liverpoolu podczas próby z tamtejszą orkiestrą. A tak często o nim myślałam” (k. 2v). W kolejnych tygodniach znajduje jednak siłę w niespodziewanej i nietypowej refleksji: „Ja mam jednak pewno rację. Trzeba dbać o swoje sprawy i interesy, o swój wygląd – wtedy będzie się miało przyjaciół i znajomych” (6r). Kierując się tą zasadą, rzuca się w wir pracy. Mimo to w całym dzienniku dostrzegalne są smutek, tęsknota do ludzi (szczególnie zmarłych bliskich) i trudno przychodzące diarystce pogodzenie się ze swoim wiekiem: „Jestem w okropnym, opłakanym stanie: zęby, nos, ucho, nogi – to chyba wystarczy. Od powrotu z tego rejsu posunęłam się bardzo. Co robić, to starość. Tylko żyję tak daleko od ludzi, że o tym zapominam – sama na sam z moimi myślami” (k. 15v). Z drugiej strony zauważyć można, że Nadzinowa sama odsuwa się od ludzi, nawet tych, którzy gotowi są spędzać z nią czas: „Dziś ma przyjść Danka. Już żałuję, że się na to zgodziłam. Szkoda czasu. Tak piszę, jakbym ten czas lepiej wykorzystała...” (k. 17v–18r). Na kolejnych stronach dziennika relacjonuje swoje codzienne życie i relacje z synem Jackiem (niekiedy burzliwe i kończące się awanturami). Z jednej strony martwi się o niego i kocha go, z drugiej, gdy ten np. decyduje się na rezygnację z pracy marynarza, aby osiąść na stałe w kraju, Nadzinowa nie szczędzi mu przykrych słów: „Jacek przyjechał w piątek o świcie. Dziś poszedł do »Żeglugi na Wiśle«. Żal mi go ogromnie, on nie jest zły, tylko taki głupi. Jak my sobie damy radę?” (k. 24v). Śledzi także uważnie wiadomości z kraju i ze świata, niekiedy złośliwie je komentując: „Jednym z zabawniejszych incydentów ostatnich maiów (?) było wysunięcie kandydatury Tito na nagrodę pokojową Nobla /5 kwiecień 1973/” (k. 9r). Bez wahania i bez kompromisów wypowiada się także o polskich służbach mundurowych, wytykając im głupotę i to, że przyjmowani są do nich najwięksi kretyni. Dziennik kończy się w ostatnich dniach 1974 r. na konstatacji autorki, że zbyt dużo panikuje w sprawie swojego jedynego i ukochanego syna, do którego musi mieć od teraz więcej zaufania.