Dziennik 14.09.1953 – 08.10.1953
Dziennik otwiera relacja z ostatniego wakacyjnego wyjazdu Agnieszki Osieckiej latem 1953 r. Celem jej wyprawy, na którą wybrała się wraz z kolegami ze studiów, były Łyse Góry. Po przybyciu na miejsce, autorka jest jednak zawiedziona brakiem odpowiedniej infrastruktury turystycznej: „[…] tłukliśmy się po paskudnym, pachnącym kapustą i zbutwiałym drewnem miasteczku i szukaliśmy PTTK. Niestety – nasze informacje o Skarżysku okazały się fałszywe. Nikt tu o takiej instytucji nie słyszał, a na milicji powiedziano nam dla poprawienia humorów, żeby lepiej po górach się nie tłuc, bo w takiej Miedzianej Górze grasują bandy opryszków wszelkiej maści” (s. 4). Pomimo ostrzeżeń, Osiecka i jej przyjaciele wyruszyli w góry. W trakcie wędrówki przez słabo zaludnione tereny poznają mieszkańców okolicznych wiosek, którzy zgadzają się na przenocowanie ich kompanii. Stosunek autorki do gospodarzy bywa nieco protekcjonalny. Pisze o naiwności kobiety, która zaopiekowała się rannymi i przerażonymi żołnierzami niemieckimi, uciekającymi ze Związku Radzieckiego: „Boć przecież to człowiek […]. Może dwadzieścia lat mógł mieć, a w taką wojnę straszną poszedł...” (s. 17).
Po powrocie do Warszawy autorka uczestniczy w licznych spotkaniach towarzyskich, bardzo dużo czyta i nadrabia zaległości filmowe. Na marginesie codziennych spraw relacjonuje skrótowo ustawiony proces biskupa Czesława Kaczmarka. Krytyczna we wcześniejszych miesiącach wobec cenzury i propagandy PRL, tym razem bez oporów przyjmuje płynący z mediów przekaz: „Toczy się w tych dniach w W-wie bardzo ciekawy proces biskupa zdrajcy, niejakiego Kaczmarka i jego pomocników. Pozbawiony sensacyjnego tła procesu wolbromskiego proces ten jest wspaniałą ilustracją całej epoki działalności Watykanu i jego wszelkich intryg i powiązań, zarówno w okresach minionych, jak i obecnych. Cała oś »Waszyngton-Watykan« w akcji” (s. 40).
Sporo rozważań poświęca Osiecka życiu artystycznemu początków lat 50. oraz analizie wystawianych ówcześnie sztuk teatralnych. Jej uwadze nie umykają także utwory kultury masowej. Nie rozumie polityki władz komunistycznych, nie wie dlaczego po zmianie systemu chłopom i robotnikom nadal odmawia się sztuki wysokiej, zamiast tego oferując proste rozrywki: „I stąd wypływa pewne ważne zjawisko: napisałam przed chwilą, że robotnik »idzie tu« czy »idzie tam«, ale sęk właśnie w tym, że to »tu« czy »tam« jest tak nudne, że nie odciąga go od wódki i innych tego rodzaju »pozostałości« tamtych ponurych czasów i oddaje go na żer paskudnych plotek przy kieliszku usłyszanych. No i jedno czy drugie takie »zebranko«, masówka czy inna supertandetna akademia i taki robotnik ma tak dość »naszej sprawy«, »walki«, »dążeń« i »krzewień«, że ta sprawa naprawdę przestaje być jego sprawą” (s. 94).