Wygnania i powroty
Czwarty tom wspomnień Amelii Łączyńskiej otwierają charakterystyka rodziny męża, Zygmunta Łączyńskiego, oraz opis pierwszych tygodni małżeństwa: „Po miodowym tygodniu spędzonym w pensjonacie Chramca w Zakopanem ruszyliśmy samochodem do Lwowa. Jechaliśmy przez tereny niedawnych bitew i kraj spustoszony. Spalone wsie, domy rozbite artyleryjskimi pociskami robiły przygnębiające wrażenie, ale nie pozbawiały mnie ochoty do życia i zapału do odbudowy własnego gniazda” (k. 6r). Kolejne karty wspomnień poświęciła autorka m.in. pierwszej ciąży, a także dłuższej charakterystyce mamki swojej najstarszej córki, którą zmuszona była wbrew sobie zatrudnić z powodu problemów z pokarmem. Szeroko rozpisuje się o Zaborzu, rodzinnym majątku męża, problemach z brakiem służby, niewielkim doświadczeniem w gospodarowaniu folwarkiem, stosunkach z sąsiadami i powolnym „dorabianiu się”, pozwalającym wznowić kontakty z rodziną mieszkającą w innych stronach: „Zaczęliśmy się także trochę ruszać i wyjeżdżać. Pojechaliśmy do Krakowa na ślub siostry mojej Maryneczki z Janem Bobrzyńskim, synem znanego historyka, a także byłego namiestnika, Michała Bobrzyńskiego. Byłam rada, że mogłam znowu zobaczyć rodziców i pomieszkać na Brackiej” (k. 32r). Dużo miejsca poświęca Łączyńska wydarzeniom 1918–1919, szeroko rozumianym „sprawom ukraińskim” i kwestiom przynależności państwowej majątku w Zaborzu: „Powoli cała Galicja wschodnia objęta została ruchem ukraińskim. Wszędzie tworzyły się komitety miejscowe, a mołojcy robili się butni. Austrajacy, cofając się, przekazywali im wszędzie broń i władzę, ignorując Polaków. Taki to był dar Danaów rozlatującego się cesarstwa dla powstającej Polski” (k. 40r). Szeroko rozpisuje się o swoim internowaniu w Żółkwi i czasie spędzonym tam z innymi Polakami, a także rodzinnej odysei, gdy za wszelką cenę starała się w 1919 r. uciec z ogarniętej walkami Ukrainy i przedostać do Krakowa. Tom kończy się na wojnie z bolszewikami w 1920 r., pokoju ryskim i powrocie Paygertów w rodzinne strony. Język autorki, z reguły swobodny i ironiczny (jak np. wtedy, gdy pisze o Zakopanem: „Błogosławiony ten górski zakątek ostał się nietknięty w czasie burz pierwszej i drugiej wojny światowej, najlepszy azyl dla wszystkich małodusznych tchórzy, wygodnisiów, ale także jedyny wypoczynek dla chorych i rekonwalescentów” – k. 13r), czasami przybiera tony krytyczne, o wydźwięku – z dzisiejszej perspektywy – antysemickim: „Rawa Ruska […] przeraźliwie brudna, żydowska dziura, nie wzbudziła mego entuzjazmu” (k. 7r) – w tym przypadku Łączyńska po czasie sama się ocenzurowała, „żydowską” dziurę poprawiając długopisem na „nędzną” dziurę.