Niedzielne niespodzianki mojego ojca
Wbrew tytułowi wspomnienia Romualdy Winkiel nie są poświęcone jej ojcu, a jej samej – rodzice autorki pojawiają się okazjonalnie, a sam tytuł wziął się od ledwo zasygnalizowanych w tekście niedzielnych spacerów z ojcem, które w dorosłym życiu przekształciły się w pasję pamiętnikarki. Maszynopis, przygotowany na konkurs poświęcony poznańskiej dzielnicy Łazarz, zaczyna się zatem od obszernego opisu dzieciństwa, spędzonego w pobliżu Parku Wilsona. Winkiel wspomina m.in. początki swojej edukacji czy pierwsze randki, na które chodziła w przededniu II wojny światowej. Więcej niż o rodzinie pisze o przedwojennym Poznaniu – zarówno o rodzinnym Łazarzu, jak i o całym mieście. Wydaje się, że pamiętnikarka zawarła dużo więcej wiadomości o dzielnicach miasta – Placu Wolności czy Starym Rynku – i spędzonym tam wolnym czasie, spotkaniach z koleżankami, randkach, grach i zabawach niż o właściwym temacie opowieści sugerowanym przez tytuł. Mimo iż wspomnienia utrzymane są w nostalgicznym duchu, miejscami przebijają z nich krytyczne uwagi na temat międzywojennego Poznania, niewypowiedziane wprost, ale sugerujące poprawę bytu mieszkańców miasta w okresie PRL-u: „Chciałabym […] wspomnieć bodajże o roku 1936, kiedy to zredukowano racje żywnościowe bezrobotnym, a oni wyrazili swoje niezadowolenie w odpowiedzi na takie potraktowanie ich wybiciem szyb w oknach wystawowych i tramwajowych właśnie tu, na placu Wolności. O tym incydencie, wywołanym przez zdeterminowanych ludzi, którym nędza dopiekła do żywego, słyszałam w warsztacie ojca – opowiadali klienci, wymiana zdań na temat tych przykrych wydarzeń między klientami a ojcem była na tyle głośna, że zwróciła moją uwagę, tym bardziej że jak usłyszałam, incydent z bezrobotnymi zlikwidowała policja. Były to nader przykre sprawy. Nie chcę ich rozwijać i komentować, ale nie sposób nie nadmienić przy tej okazji, w jak paskudnych warunkach bezrobotni mieszkali i żyli” (k. 23r–24r).