Dziennik: 10.01.1985–31.12.1985
Dziennik 1985 r. jest pierwszym z wielu dzienników Marii Grabowskiej, który miał nigdy nie powstać: „Miałam zamiar zakończyć pisanie dzienników na roku 1984. Ale jednak nie można. Mnie osobiście tak haniebne sprawy, jak ten proces, dogłębnie bulwersują. Gdy je opiszę, robi mi się lżej, choć nadal ciężko” (k. 23r). Głównym powodem „przedłużenia” dziennika jest głośny proces morderców ks. Jerzego Popiełuszki, który odbył się w styczniu tegoż roku. Głęboko religijna kobieta, która boleśnie przyjęła informację o śmierci uwielbianego przez nią kapłana, z typowymi dla niej strachem przed zafałszowaniem historii i drobiazgowością relacjonuje przebieg całego procesu, aby zachować go dla potomności. Jako że dziennik koncentruje się jednak głównie na tej sprawie, jest bardzo krótki i obejmuje zaledwie kilka niezbyt obszernych wpisów, poza sprawą księdza Jerzego, głównie dotyczących bieżącej propagandy w prasie i telewizji, a także relacji amerykańsko-radzieckich i groźby wojny nuklearnej. Lakoniczność wpisów wiąże się również z tym, że diarystka skupiona jest w tym czasie na pisaniu innych rzeczy: „Ostatnio felietonów, artykułów, opowiadań dla Przewodnika Katolickiego” (k. 74r).
Podobnie jak w poprzednich dziennikach Grabowska jest głęboko zrażona do komunistycznych władz, które swoimi bezmyślnymi działaniami skutecznie zrażają do siebie społeczeństwo: „[…] to nieprawda, że księża uczą młodzież nienawiści do władzy. Ta durna władza przez każdego zaprzedanego jej człowieka robi to najlepiej sama” (k. 23r). Znaczną część dziennika stanowią wspomnienia z „wyzwalania” Warszawy przez Armię Czerwoną, spisane ze względu na hucznie obchodzone w stolicy czterdziestolecie wyzwolenia miasta przez Sowietów. Autorka miała szczęście spędzić okres powstania warszawskiego i palenia miasta przez Niemców w jednym z podwarszawskich miasteczek, była jednak w regularnym kontakcie z wypędzanymi przez okupanta warszawiakami. Z niesmakiem wspomina moment, gdy po raz pierwszy ujrzała Armię Czerwoną: „Żołnierze i rosyjscy, i polscy. I czołgi, i tabory jakieś. Na czołgach kobiety w rosyjskich mundurach. Okropne twarze, o grubych, wulgarnych rysach. Polscy żołnierze przeważnie pieszo, niektórzy na małych, kudłatych, syberyjskich konikach. Konne wozy taborowe. To wszystko bez ładu i składu” (k. 25v–26r).