Dziennik: 21.04.2003–14.12.2005
Dziennik prowadzony w Warszawie od 21.04.2003 do 14.12.2005 r. Obejmuje okres od przeprowadzki autorki do własnego mieszkania, przez ciążę i poród, po opiekę nad noworodkiem. Pierwszy wpis dotyczy żalu nad rzeczami zagubionymi w ciągu ostatnich lat, których brakuje w nowym domu – są to nie tylko książki, ale też (wedle określenia autorki) „błękitny dziennik”. Początkowo wpisy są dość regularne, ale później stają się są coraz rzadsze (czasem jeden wpis na kilka miesięcy). Mimo to na tle poprzednich dzienników ten jest pogodniejszy w tonie. Mimo to autorka zaczyna od refleksji nad zaniechaniem pisania dziennika jako wycofaniem w rodzaj wewnętrznej śmierci, milczenia, obojętności, odmawiania samej sobie prawa do przyjemności czy autoekspresji. Wiele miejsca poświęca w czasie ciąży i w pierwszych miesiącach macierzyństwa próbie „rozliczenia” się z własną matką (podsumowania bolesnego dla niej charakteru ich relacji i podejmowanych wciąż prób porozumienia czy wyzwolenia się spod jej wpływu). We wpisach można zaobserwować podwyższony nastrój (w porównaniu do poprzednich tomów dziennika). Pojawiają się, przykładowo, relacje z planów zakupowych, mających zaspokoić potrzeby a nawet „zachcianki” (zwykle książki, ubrania, kosmetyki). Opisywane są też przypływy czułości wobec córeczki. Osobnym wątkiem jest odnotowany przez autorkę entuzjazm, wywołany wykładami prof. Krystyny Kłosińskiej, spotkaniami z koleżankami-feministkami (na przykład wspólny wyjazd na obchody Sobótki nad Bug). Autorka notuje plany twórcze (związane zwykle z tematem relacji z matką), lekturę książek (np. Gnoju Wojciech Kuczoka czy Pawia Królowej Doroty Masłowskiej). Tak jak w poprzednich dziennikach, są tu zapisy snów, które autorka próbuje samodzielnie interpretować.
Dość niezwykła jest tematyka zapisków poświęconych medytacji z żywiołami, inspirowanych praktyką tybetańską (zwłaszcza pracy z żywiołem ziemi). Autorka na ostatnich kartach stwierdza nawet: „Rok ziemi rzeczywiście pozwolił mi dojrzeć pod pewnymi względami i pod pewnymi względami złapać grunt pod nogami. Ale ciągle kruche jest to doświadczenie ziemi. Podatne na nieciągłość, lęk o utratę, nicość”. Autorka odnotowuje trzęsienie ziemi, które miało miejsce w Polsce niedługo po tych medytacjach; w końcu – zupełnie przypadkową – wakacyjną wizytę w Ratułowie na Podhalu, które okazało się być epicentrum owego trzęsienia, nosiło znaki zniszczeń na budynkach itp. Jest to jakby „odpowiedź Realnego”, którą autorka pół żartem interpretuje jako „uśmiech Bogini”, „znak” związany z jej wcześniejszą nieufnością wobec żywiołu ziemi.