Pamiętniki
Impulsem do spisania wspomnień stała się dla autorki lektura pamiętników jej słynnego krewnego, Melchiora Wańkowicza. Nie chcąc, aby subiektywny i – w jej odczuciu – zniekształcony obraz wschodnich rubieży Polski zaprezentowany przez Wańkowicza był jedynym znanym wspomnieniem o Kresach, postanowiła napisać własny pamiętnik, prezentujący ówczesną rzeczywistość w bardziej – jej zdaniem – obiektywny sposób.
W swoich wspomnieniach Maria Wańkowicz przeplata swobodnie narrację o czasach swojego dzieciństwa z perspektywą współczesną – tj. latami 50. XX wieku. Dużą część historii wypełniają opisy życia autorki w domu rodzinnym, zabaw, a przede wszystkim kształcenia domowego i wychowania pod okiem ukochanej opiekunki Natalii oraz kolejnych guwernantek. Spoglądając na historię swojej młodości z perspektywy kilkudziesięciu lat, dostrzega szereg niesprawiedliwości społecznych, legitymizowanych przez członków jej rodziny: „Gdy dziś, okiem retrospekcji i sędziego spoglądam w owe odległe dzieje, - widzę, że mimo szczerego przywiązania całego domu, mimo dużego autorytetu wobec służby i mimo serdecznego stosunku całej rodziny i Papy i Mamy, - Natasia nieraz musiała odczuwać przykrość, gdy przyjeżdżali sąsiedzi i dalsi znajomi. – Do salonu Natasia nie wchodziła nigdy, a okoliczni ziemianie witali ją z pewną dozą zimnej wyniosłości […]. Nikt jednak w rewanżu nie potrafił lepiej od Natasi grzecznie nie zauważyć tych ludzi, podawać i przyjmować uprzejmie końce palców z uśmiechem pełnym obojętności i dumy” (s. 34). Przytoczona charakterystyka wyraźnie kontrastuje z rzeczywistością lat 50.: „Ileż to razy patrząc dziś na wyścig rozpychających się w pogoni za stanowiskiem, pieniędzmi i znaczeniem ludzkimi marnościami, - myślę o dumnym czole i głębokich oczach Natasi, która z tak przedziwną prostotą umiała rozwiązać zagadnienie różnicy pomiędzy ambicją, pychą a prawdziwą i szlachetną dumą” (s. 34).
Jednym z nauczycieli autorki był niejaki Filip Korotkiewicz – młody i ambitny nauczyciel, który szczególnie zapadł jej w pamięć: „Filip Matwiejewicz Korotkiewicz jest rewolucjonistą. – Nosi długie zwichrzone włosy i wyłamuje po kolei palce ze stawów, gdy mówi z Papą o konieczności wprowadzenia jak najdalej idących zmian i reform społecznych” (s. 70). We wspomnieniach Marii Wańkowicz wątek rewolucji powraca kilkukrotnie, za każdym razem jako widmo przyszłej apokalipsy, jeszcze nieuświadamianej, ale już przeczuwanej przez część polskiego ziemiaństwa – przykładowo stryj autorki usiłował przekonać jej matkę, aby ta wysłała córki do wyższych szkół. W razie nagłej katastrofy, miałyby one bowiem zapewnić dziewczętom umiejętności i wykształcenie potrzebne do samodzielnego zarabiania na własne utrzymanie. Wielkim przeżyciem dla młodej Marii był dzień przystąpienia do pierwszej komunii – tym ważniejszy, że było to pierwsze tego typu wydarzenie w okolicy od wielu lat. Z perspektywy czasu autorka łączy je z przemianami, jakie zaszły w Rosji po 1905 r.: „Po owym roku bowiem powiał jakiś prąd wolności po niezmierzonych obszarach rosyjskich i zabłądził aż tu – nad brzegi Berezyny. Rewolucja, poruszając hasła wolnościowe, wyzwoliła zgłuszone od powstań żądania swobody religijnej i narodowościowej” (s. 80).
1 listopada 1953 r., z perspektywy domu w Tomaszowie Mazowieckim, autorka snuje refleksje nad tragicznymi losami swej rodziny: „Klęcząc powtarzam słowa litanii za zmarłych i posyłam je na rozrzucone po świecie najdroższe mi mogiły. Na grób Rodziców na Powązkach, na nieznane miejsce spoczynku Mirka pod gruzami Warszawy, na grób Babuni Lory do obcego Okuniewa, na wizję ukochanego cmentarza birczańskiego i na ten najdalszy grób Janka w Sainte. Dziwnym i okrutnym zrządzeniem losu nie mam dziś takiego zakątka cmentarnego, gdzie w dniu zmarłych mogłabym pójść na najdroższe mogiły!” (s. 101). Wspominając rodzinną miejscowość, z oburzeniem odnosi się do zarzutów Żeromskiego, jakoby polskie ziemiaństwo żyło z wyzysku niższych klas społecznych: „Przyjrzyj się Wielki Pisarzu temu, co jedzą ci ludzie pracujący u nas, a zrozumiesz, że oni nigdy nie byli głodni! Daleka jestem od twierdzenia, że wszędzie po dworach panowały jednakowe stosunki, ale stwierdzam pod słowem honoru, że jedynym paskarzem wyzyskiwaczem, lichwiarzem, pożyczającym chłopom pieniądze na wysokie procenty, był w naszej okolicy wzbogacony w drugim pokoleniu chłop – Kutaj – właściciel dużego majątku Michalew, dawniej siedziby rodziny Skarbek-Kiełłczewskich, człowiek już wykształcony” (s. 118).
Ostatnią część wspomnień stanowią opowieści rodzinne zasłyszane przez autorkę od jej bliskich oraz służby, niekiedy także przytaczane na podstawie relacji dalszych członków rodziny lub znajomych. Z części tej przebija żal za utraconą przeszłością i bolesna niezgoda na nowy, powojenny porządek świata. Pod adresem komunistów – określanych jako „Obywatele Czerwonych Republik” – Wańkowicz pisze: „W dużych pokojach opuszczonej siedziby lęgną się dziś »wczasowicze«. Od deptania i tupotu nóg w przydziałowych buciorach niszczeją muzealne posadzki. W rowach i po krzakach butwieją resztki bezcennych rodzinnych pamiątek… Cóż wam z tego przyszło, obywatele postępowcy?” (s. 188). Jednocześnie autorka z ponurą groźbą wieszczy przyszły upadek komunizmu i powrót do tradycyjnych wartości: „Jakimże środkiem znieczulającym zatruliście dusze wykonawców waszej proletariackiej woli, aby je uodpornić całkowicie na głos sumienia? I czy się ta etyka w przyszłości nie zemści na was samych, czerwoni obywatele, gdy historia odwróci jeszcze jedną kartę przyszłości? – Bo świat nie stanął na miejscu – a zegar czasu codziennie wybija swe godziny…” (s. 189).