Opowieść o moim Gdańsku 1894–1897
Opowieść o Gdańsku rozpoczyna Wicherkiewiczowa od przeszłości, nawet tej na poły mitycznej, odwołując się do obrazu miasta jako powstałego „z osady słowiańskich Wikingów” (k. 2r). Po spokojnym i cichym Poznaniu Gdańsk urzeka jednak młodą, zaledwie osiemnastoletnią autorkę jako ruchliwy, pełen gwaru i życia. Zwraca uwagę na wszechobecną niemieckość, czasami tylko przerywaną przez pojedyncze polskie i kaszubskie głosy. Na k. 5r po raz pierwszy w swych wspomnieniach przyznaje, że pisze je z pamięci, bez żadnych notatek, bo będąc młodszą, nigdy nie myślała o zostaniu pisarką – jej marzeniem było malarstwo. Wyznanie to pociąga za sobą obszerny rys historii artystycznej Gdańska, który bez porównania przewyższa Poznań pod względem malarstwa. Charakteryzując społeczność gdańską, wspomina autorka o niepokojach Niemców wobec rosnącej liczby Polaków w mieście pod koniec wieku, wypierających powoli z pewnych rejonów niemieckich mieszkańców miasta wraz z ich zakładami. W czasie trzech lat pobytu w Gdańsku prowadziła Maria z mężem dość bogate życie towarzyskie – pamięta te spotkania jako sympatyczniejsze niż poznańskie, gdyż „nie miały w sobie urzędowej zwykłej niemieckiej sztywności i odznaczały się serdecznością wobec Polaków” (k. 13r–14r). Po latach z zadziwieniem odkrywa jednak, że pomimo otwartości do Polaków rzadko docierały informacje na temat tego, co dzieje się w Niemczech, Niemcy byli bowiem bardzo dyskretni wobec swoich spraw. Nauka historii była dla autorki podstawą przetrwania Polaków w państwie niemieckim – dla niej takim źródłem wiedzy są Pamiętniki Jana Chryzystoma Paska, którego chętnie cytuje na k. 20r–23r. Dużo uwagi przywiązuje do opisu gdańskiej ulicy, bardziej zapewne dla niej egzotycznej, a przez to interesującej, niż poznańska. Prócz malarstwa autorkę w tym okresie interesowały także książki – nie tylko polskie, ale także niemieckie i francuskie. „Mówiono wówczas wiele o dziełach poświęconych słowiańszczyznie, co ludzi na wybrzeżu bardzo interesowało, choć niestety wykształcenie w tym kierunku zdradzało wiele mankamentów, zwłaszcza u mnie” (k. 29r). Jako żona wiecznie zajętego lekarza, w ciągu dnia przechadzała się autorka samotnie po Gdańsku, często zwiedzając tamtejsze kościoły i cmentarze, w godzinach okołopołudniowych puste. Obok opisu zabytków i ich historii nad wspomnieniami dominuje charakterystyka gdańskiej przyrody. Wicherkiewiczowa docenia osiągnięcia naukowe, przemysłowe, handlowe i kulturowe Gdańska, przyznaje jednak, że mieszkała tam zbyt krótko i była jeszcze zbyt młoda, aby wtedy w pełni przeniknąć ten świat (k. 46r). Krótki pobyt w Gdańsku przerwała niespodziewana wizyta szwagra autorki, Bolesława Wicherkiewicza, który otrzymał nominację na profesora w Krakowie, w związku z czym postanowił sprzedać swemu bratu kamienicę w Poznaniu i oddać mu tamtejszą praktykę okulistyczną. Pomimo kilkumiesięcznych problemów (Wicherkiewiczowie wypowiedzieli mieszkanie w Gdańsku, gdy okazało się, że wyprowadzka brata przesunie się o pół roku, przez co zmuszeni byli wynająć inne mieszkanie na kolejnych kilka miesięcy), autorka wraca wreszcie do Poznania, miasta swego dzieciństwa.