Jazłowiec lata: 1903–1911
Drugą część wspomnień Amelii Łączyńskiej rozpoczyna się od momentu jej przybycia do Jazłowca (współczesna Ukraina), gdzie w wieku dziewięciu lat została przyjęta do szkoły klasztornej. Pierwsze karty opowieści poświęcone zostały nie tyle samej edukacji i szkole, ale historii i charakterystyce współczesnego Jazłowca: „[zrobiłam] to w celu, aby się stał zrozumiałym duch najlepszych tradycji historycznych, który od murów, dawną chwałą okrytych, wnikał głęboko w klasztorną ciszę i stanowił najżywotniejszy pokarm młodych serc. Romantyzm, dawno już przepędzony z szerokich gościńców świata, zadomowił się w tym zakątku i mocno się w nim trzymał” (k. 9r).
Dalsza część jazłowieckich wspomnień poświęcona została wybranym siostrom zakonnym – tym, które szczególnie zapadły autorce w pamięć: Marcelinie Darowskiej (założycielce zakonu i szkoły), a także siostrom Gertrudzie (Marynie Skórzewskiej), Hildzie i Melanii. Chociaż ich charakterystyka jest utrzymana w serdecznym tonie, Łączyńska czasami otwarcie je krytykuje, czego przykładem może być opis zajęć z siostrą Gertrudą: „Miałyśmy z nią w wyższych klasach tylko psychologię. O, niejedyny paradoksie klasztorny! Choć niby dlaczego miałby to być paradoks? Jako powieściopisarka powinna była znać się na tym coś niecoś. A jednak uczyła nas tylko tradycyjnego podziału na cztery główne grupy temperamentów: sangwiniczny, choleryczny, limfatyczny i flegmatyczny i wolała pozostać w ramach ustalonego szablonu, niż szukać nowszych zdobyczy wiedzy na tym polu” (k. 19r).
Kolejne karty wspomnień poświęciła autorka opisowi codziennych zwyczajów panujących w klasztorze, a także przebiegowi nauki. Szczególnie przy tym ostatnim daje się u Łączyńskiej zauważyć krytyczne podejście do ówcześnie panujących zasad pedagogicznych: „W pierwszym dziesiątku dwudziestego wieku nauka dla panien w pensjonatach nie stała wysoko. Ledwo zaczynało się uchylać rąbka naukom ścisłym i przyrodniczym, kładąc wciąż jeszcze szczególny nacisk na tradycyjną znajomość języków obcych, zwłaszcza francuskiego i niemieckiego, na historię i język polski, muzykę i śpiew. Oczywiście, jak należało się spodziewać, najwyżej stała u nas nauka religii” (k. 30r). Krytyczna pozostaje także wobec klasztornego nauczania o fizjologii kobiecej: „Nikt mnie nigdy nie uświadamiał. Matka tylko wcześnie przygotowała mnie na bardzo przykrą chwilę pierwszej menstruacji… Pamiętam, jakie to było przeżycie w klasztorze, i dzięki zahamowaniom wykąpałam się od razu pierwszego dnia, co wówczas uważane było za bardzo szkodliwe. Jaka to rzecz szkaradna w klasztorze, nie potrzebuję nadmieniać. Uświadomienie płciowe nie przyszło wcale przez siostrę Aleksandrę ani też przez nikogo z zewnątrz, tylko samo ze siebie przy dojrzewaniu, pewnych skojarzeniach obserwacyjnych i zainteresowaniu się płcią przeciwną” (k. 55r).
Wśród pozostałych tematów pojawiają się opisy szkolnych problemów (m.in. z zachowaniem właściwej higieny), spędzania czasu wolnego, a także wyjazdów do domu na święta i wakacje. W trakcie nauki wyszedł na jaw brak zdolności muzycznych Łączyńskiej: „Po trzymiesięcznej nauce w pierwszej klasie okazałam taki brak słuchu muzykalnego (nie rozróżniałam tonów w obrębie oktawy), że zwrócono się do mojej matki z propozycją zaniechania mego wykształcenia w tej dziedzinie. [...] W następstwie zostałam zwolniona z solfeżu i lekcji śpiewu, a w końcu wyrzucono mnie i ze śpiewów patriotycznych, na które i najmniej uzdolnione dziewczynki uczęszczały. Podobno tak fałszowałam, że nikt obok mnie stać nie mógł […]” (k. 33r). Można napotkać też wzmianki o wielkich osobistościach, np. o gen. Tadeuszu Rozwadowskim, oraz o członkach rodziny: „[…] Kalunio kontynuował gimnazjum w nowym miejscu. Ze szkoły tej jednak, gdzie kolegował z najgorszym elementem zepsutych młodych żydków, wyniósł bardzo złe wspomnienie. […] W tym sensie element żydowski działał w szkołach destrukcyjnie i niejednego chłopca sprowadził na złe drogi” (k. 68r–69r).