Dzienniki Jadwigi Rapackiej (teczka X)
W ostatnim tomie dzienników przeważają rozważania religijne, temat pisarstwa oraz opisy problemów zdrowotnych autorki. Cierpi na kłopoty z kolanem, ze skórą i kręgosłupem. Lekarze zalecają jej ćwiczenia i masaże. W listopadzie 1971 r. łamie rękę, która potem, mimo wyleczenia, często jej dokucza. Dowiaduje się, że choruje na artrozę (chorobę zwyrodnieniową stawów). Lekarz orzeka, że nie da się już nic na to poradzić i uznaje wcześniejsze leczenie za nieskuteczne. Rapacka uważa jednak, że nie warto się tym martwić, bo teraz przynajmniej nie będzie musiała przyjmować leków, które wywoływały bezsenność. Zaczyna myśleć coraz częściej o śmierci, z nadzieją na ponowne nadejście „Ducha”. Ze względu na poprawę stanu zdrowia stwierdza, że stało się to w sierpniu 1972 r. W tym czasie odwiedził ją kuzyn Jędrek i z powodu codziennych spotkań z nim odczuwa zmęczenie, za co się gani: „Jest to tym bardziej naganne, że Duch przecież jest i że Jego obecność powinna mnie wprowadzić i trzymać w stanie błogości i spokoju. Pozornie tak wygląda, mówię bez uniesienia, robię wszystko z niesłychaną zręcznością (jak podczas Błogostanu zeszłorocznego), ale wewnętrznie jestem rozstrzęsiona i nie osiągam żadnych duchowych postępów” (zesz. 29, s. 83). Następnie odbywa „rozmowy” z Bibisią i „Duchem”, który krytykuje ją za brak odpowiedniego nastawienia i koncentracji. Jednocześnie nie traci energii do pisania i cały czas stara się o wydanie swoich utworów. Stryj proponuje jej opublikowanie książki w wydawnictwie PAX, Rapacka stwierdza jednak, że nie ma ono najlepszej opinii, więc wstrzymuje się z decyzją. Dzięki pomocy stryja udaje jej się opublikować dwie nowelki w „Wiadomościach Literackich”. Próbuje też wydać wspomnienia z okresu opolskiego. Zostały one odrzucone jednak z powodu niewystarczającego uwypuklenia okrucieństw niemieckich, co wywołuje zdziwienie autorki: „…jak porównywać walkę partyzantów na terenie śląskim, pod okupacją Aliantów, z okrucieństwami niemców w latach ostatniej wojny? Absurd” (zesz. 29, s. 114). W 1972 r. wydaje kilka kolejnych nowelek. W 1973 r. zaczyna pisać felietony do „Środy Literackiej”. Pisze recenzje książek, m.in. Ewy Kossak o Dagny Juel Przybyszewskiej, Bernarda Gavoty o Chopinie, artykuł o Wojciechu Bogusławskim. Jej artykuły zyskują uznanie. Wspiera ją Stanisław Baliński, który pod koniec 1974 r. stwierdza, że już kilku autorów wyraża chęć, aby Rapacka napisała o ich książkach.
Diarystka ogranicza spotkania towarzyskie. Utrzymuje stały kontakt z Inką Vibert, która często jej pomaga. Sama ma też problemy zdrowotne. W dzielnicy, w której mieszka Rapacka, siostry zakonne organizują wydarzenia kulturalne dla osób starszych. Autorka zostaje zaproszona na koncert połączony z poczęstunkiem, co jej zdaniem oznacza ostateczne zaliczenie w poczet „starców”. Mimo początkowej niechęci („Gdy się bractwo zgromadziło […], nasunął mi się na myśl Taniec Szkieletów czy inna grobowa melodia”) przyznaje, że spotkanie przebiegło w bardzo miłej atmosferze: „Skrzywione usta podniosły się do uśmiechu, rumieniec – często kongestia – zabawił zwiędłe lica, wspomnienia zakwitły, jakiś staruszek jął nucić dźwięcznym jeszcze barytonem piosenki repertuaru swej młodości, jakaś mocno spurpurowiała staruszka z werwą mu zawtórowała” (zesz. 30, s. 42). Diarystce trudno jest zaakceptować zmiany wokół niej, współczesny jej świat postrzega jako siedlisko zła: „Cała rzecz w tym, że czuję do wszystkiego obrzydzenie, a do siebie przede wszystkim. Do wszystkiego – to znaczy do dzisiejszego świata […] Człowiek wprost ugina się pod naporem nieprawości. Czy istnieje jeszcze coś prawego, czystego? Jeśli kto występuje ze sprzeciwem, to zawsze negatywnie. Nawet ci nieliczni ‘sprawiedliwi z Sodomy’ (och, jakaż to bagatela, głupstwo dzisiaj – grzech Sodomski!) nie mają wiele do powiedzenia, zdobędą się na krytykę, potępienie, ale nie na budowanie pod nowy gmach. Czekamy na… Godota? Nie, na proroka, nauczyciela, twórcę, wokół którego skupią się łaknący sprawiedliwości i dobra. Bo poza wszystkim jakie to dzisiejsze przerażająco monotonne i nudne […]” (zesz. 31, s. 160–161). Ostatni dziennik kończy się myślą o rozpoczęciu nowego zeszytu w „nowym duchu”.