Dziennik z podróży do Indii
Dziennik powstał w trakcie zimowego wyjazdu Aleksandry Leitgeber i jej męża Bolesława do Indii. Choć dla niej samej wyjazd był czysto rekreacyjny, to towarzyszyła mężowi w jego podróży służbowej (o wiele dłuższej niż jej własny pobyt w Indiach). Na pierwszych kartach rękopisu znajduje się rozbudowany „work plan” Leitgebera, który obejmuje m.in. wizyty na indyjskich uniwersytetach, spotkania z kustoszami muzeów, a także długą listę miejsc, w których miał sporządzić szkice do zamówionych obrazów. Autorka była zauroczona Indiami, na każdym kroku doceniała piękno tamtejszych miast i funkcjonowanie społeczeństwa. Pozostała jednak sceptyczna wobec miejsc i budowli powszechnie uchodzących za jedne z cudów świata: „Bombay robi na ogół wrażenie europejskiego miasta i ma mało lokalnego charakteru. Architektura angielska w najgorszym stylu; jeden budynek brzydszy od drugiego, przepisowe fontanny (bez wody) dekorują place, chwilami można by pomysleć, że się jest w Londynie […]. Taj Mahal jest najlepszym przykładem tego nieudanego stylu: trudno sobie wyobrazić coś równie brzydkiego, bez żadnej linii, wszedzie szkaradne ozdóbki – na zewnątrz to jak gdyby zlepek fasad rozmaitych [podobnych] domkom angielskim – trudno się w tym doszukać sesnu, a tym bardziej estetyki” (k. 37r). Są w dzienniku tym miejsca, które noszą znamiona rasistowskich. Jak np. wtedy, gdy Leitgeber pisze o Hindusach i możliwości zatrudnienia ich za pół darmo w Europie, gdyż wychowani w systemie kastowym nie mają większych potrzeb: „Jaka szkoda, że takich Hindusów nie można zaangazować w Europie! Mają oni małe wymagania i chętnie spełniają swoje funkcje, w myśl religii hinduskiej, która głosi, że każdy czlowiek powinien spełaniać swoje przeznaczenie, tak jak może najlepiej. A więc jedna kasta drugiej nie zazdrości i nie pragnie innych warunków życia [...]” (k. 48r). W dalszej części wywodu stara się usprawiedliwić takie pomysły, odwołując się do ogólnej mentalności Hindusów: „Każdy człowiek jest naprawdę Człowiekiem, a nie pionkiem wykonującym swoją robotę, do której jest zmuszony przez okoliczności życiowe i z którym inni ludzie się nie liczą, jeżeli nie ma stanowiska lub pieniędzy. Tutaj sprawy materialne prawie że nie istnieją i są zredukowane do minimum” (k. 50r).