Dziennik 16.01.1964–18.01.1966
Dziennik Marii L. Grabowskiej stanowi przede wszystkim zapis codziennych rozmów autorki z pacjentami w poradni psychologicznej. Z celu postawionego sobie na początku 1964 r. diarystka, jak sama stwierdziła po dwóch latach prowadzenia dziennika, nie wywiązała się: „Z moich zamiarów notowania na gorąco różnych migawek z życia moich pacjentów nic nie wychodzi. Ani czasu, ani sił!” (k. 32v). Dziennik, skupiony na notowaniu życia codziennego pacjentów, bardzo rzadko schodzi na inne tematy. Jednym z nielicznych wyjątków od tej reguły są okazjonalnie odnotowywane kazania, zasłyszane przez autorkę w kościele, których treść i prawdziwość rozważa Maria w pojedynczych partiach tekstu, nierzadko wyrażając się krytycznie o głoszących je kapłanach: „Przypuszczam, że takie kazania więcej robią krzywdy i więcej burzą, niż budują” (k. 6r).
Prowadzone na bieżąco zapiski obejmują losy przede wszystkim trzech osób: nastoletniej Marysi, wagarującej i niezdyscyplinowanej nastolatki; Henryka, ojca trzech wchodzących w dorosłość córek, oraz jedenastoletniego Marka – chłopca z problemami w nauce, zastraszonego przez szkolnych kolegów i nauczycieli. Wokół historii leczenia tej trójki pacjentów stworzona została cała narracja dziennika, z której wyłania się obraz głęboko religijnej autorki (katoliczki), w kontakcie z Bogiem szukającej ukojenia myśli i znalezienia odpowiedzi na pytanie, czy zrobiła wystarczająco wiele, aby pomóc każdemu ze swoich pacjentów. Szczególnie ważna w tym kontekście i nacechowana ogromnym ładunkiem emocjonalnym jest historia Henryka, wieloletniego pacjenta Marii, który po wielu próbach uporządkowania swojego życia popełnia samobójstwo. Dziennik zamienia się w tym miejscu w rodzaj osobistej spowiedzi autorki przed Bogiem i modlitwy za zmarłego: „usiadłam sobie na jakieś ławce i próbowałam się pomodlić – za Henryka. Wydawało mi się, że trzeba wytłumaczyć Bogu, że on nie mógł inaczej, że był za słaby na to wszystko, co na niego spadło, że nie umiał oderwać się od istoty kochanej i żyć dalej, mógł to zrobić tylko umierając… Śmieszne! Tłumaczyć Bogu… przecież On wie lepiej ode mnie. Cóż ja wiem? To co jest po wierzchu, to że ja, grzesznik, modlę się za samobójcę. Paradoks! Ale Bóg wie” (k. 23v).