Dzienniki Grażyny Bacewicz
Dzienniki Grażyny Bacewicz obejmują lata 1954–1956 i ukazują nieznaną stronę osobowości kompozytorki i skrzypaczki, która zmagała się z wieloma trudnościami, m.in. ze strony środowiska muzycznego. W nieregularnie prowadzonych zapiskach – dotyczących spraw prywatnych, wydarzeń kulturalnych, poglądów na sztukę, życia towarzyskiego, działalności zawodowej – pojawia się sporo skreśleń. Data pierwszego wpisu – 5 lutego – jest dniem urodzin kompozytorki, która w tym czasie skończyła czterdzieści pięć lat.
Najważniejszym tematem zapisków jest twórczość artystyczna autorki. Bacewicz opisuje również pierwsze próby malarskie swojej córki, Aliny Biernackiej, oraz jej postępy w szkole i na zajęciach z rysunku. Czas, który spędza z córką, jest dla niej najprzyjemniejszą częścią dnia. Natomiast problematyczne jest dzielenie mieszkania z byłym mężem, Andrzejem Biernackim, który – jak twierdzi autorka – w niczym jej nie pomaga i nie chce wyprowadzić się z domu. Artystka napisała, że może swobodnie pracować tylko wtedy, gdy Biernacki (lekarz internista i hematolog) wyjeżdża na dłużej.
W niektórych fragmentach Bacewicz wyraża krytyczne zdanie o środowisku muzycznym i wydaje opinie o własnej twórczości. Czuje się niedoceniona i stwierdza, że uznaniem cieszą się głównie jej koncerty na instrumenty smyczkowe, a symfonie są marginalizowane. Chciałaby być dowartościowana jako kompozytorka, a nie tylko skrzypaczka. Skarży się na prasę, m.in. na „Przegląd”. Zarzuca Jarosławowi Iwaszkiewiczowi, że ma swoich faworytów. Podobne zarzuty stawia dyrygentom i innym osobom ze środowiska muzycznego. Odnotowuje naciski ze strony Komitetu Centralnego PZPR. Uważa, że niektórzy kompozytorzy, m.in. Tadeusz Baird czy Tadeusz Szeligowski, są wrogo nastawieni do jej działalności. Koncert w Bydgoszczy w lutym 1954 r. stał się dla niej punktem wyjścia do snucia refleksji na temat kiepskiej organizacji pracy orkiestry i złego traktowania koncertmistrza Edwarda Statkiewicza. Jest rozczarowana postawami swoich kolegów. Dąży do samotności, aby skupić się na pracy. Nie chce ubiegać się o stanowisko wiceprezesa w Związku Kompozytorów Polskich, ponieważ pragnie zajmować się muzyką, a nie sprawami administracyjnymi. Przyjaźni się z Witoldem Lutosławskim, jednak porównując się z nim, często czuje się gorsza. Za prawdziwego przyjaciela uważa Tadeusza Ochlewskiego, założyciela i szefa Polskiego Wydawnictwa Muzycznego.
Bacewicz docenia czas, który może spędzić w domu; sięga wtedy po książki, np. czyta biografię Aleksandra Puszkina autorstwa Jurija Tynianowa (Puszkin, cz. 1–3, wyd. pol. 1937-1950). Dochodzi do wniosku, że kluczem do zrozumienia artysty jest jego twórczość, a nie życie osobiste. W ostatnim zapisie dziennika wspomina o pracy nad operą, którą pisze na zamówienie Polskiego Radia (Przygoda króla Artura, komiczna opera radiowa, 1959).