Dzienniki (zesz. 68-72)
Matylda Wełna prowadzi dalsze zapiski od stycznia 1993 r. Autorka ma problemy finansowe, coraz bardziej martwi się o przyszłość. Krytykuje rząd za obecną sytuację gospodarczą. W efekcie rewaloryzacji rent i emerytur poetka otrzymuje mniej pieniędzy. Jest rozgoryczona i oburzona, wielokrotnie w dziennikach daje upust swojej niechęci do rządu. Cały czas pracuje nad kolejnymi utworami, starając się jak najwięcej opublikować. Diarystka śledzi też wydarzenia na świecie – konflikt Iraku z USA, wojnę w Jugosławii, sytuację w Izraelu i w Rosji. Obawia się wybuchu kolejnej wojny światowej. We wrześniu 1993 r., po wygranych wyborach przez partie lewicowe, ogarnia ją lęk: „Co teraz będzie? Jaka jest nasza przyszłość? Wrócił ubowski koszmar? Jestem zgnębiona”.
Problemy rodzinne narastają – jej krewny cały czas znęca się nad matką i siostrą. Kobiety czują się bezsilne: „Na tego drania nie ma sposobu: zabronić mu nie można, wyrzucić go z domu nie można, będzie bił (bo musi mieć forsę na każdy dzień), można go oddać do prokuratora za znęcanie się nad rodziną. Przewód procesowy jest tak długi, że on może w tym czasie 500 razy zabić” (k. 8/68). Autorka opisuje spotkanie z P., który przekonuje, że chce uwolnić się od nałogu: „Rozmawiałam z nim. Czy to coś pomoże? Wątpię. Odniosłam wrażenie, że ten chłopak jest obłąkany […]. Napisał w dzienniku: »Muszę z tym skończyć. Boże, pomóż mi wyzwolić się od tej bandy, bo się zabiję!«. Straszne! I ja się modlę: Boże, pomóż mu!” (k. 18/68). Wkrótce jednak historia się powtarza: „Niestety – narkoman nie do uratowania. Wynosi z domu, co się da. Ma znowu strzykawki i kompot” (k. 63/70). Bliscy mają do pretensje do Wełny, że zbyt mało im pomaga finansowo. Oburza ją to, ponieważ mają wyższe zarobki.