publikacje

Wróć do listy

WYJĄTKI Z PAMIĘTNIKÓW 1939-1945

Wyjątki ze swoich wojennych dzienników rozpoczyna Wanda Ryś-Straszyńska od przedstawienia najważniejszych wiadomości o swoim ślubie, który odbył się w 1935 r. Następnie przechodzi do relacjonowania wydarzeń z sierpnia i września 1939 r. oraz przepisywania prowadzonych wówczas przez siebie notatek: „Pod koniec sierpnia rozpoczęła się u nas mobilizacja, była ona robiona dość tajemniczo. Ludzie jednak nie wierzyli w możliwość wojny, uspokajali jedni drugich, uważali, że Niemcy nie będą mieli odwagi zaczepić nas” (s. 4). Przebieg kampanii wrześniowej przynosi jednak autorce wyłącznie ból i rozczarowanie: „[...] nikt nie przeczuwał, że tak prędko przepadniemy, że nie jesteśmy zupełnie przygotowani do wojny. A tyle się mówiło, krzyczało o potędze militarnej naszej Ojczyzny. Tak, wierzyliśmy w swej naiwności, że skoro nam przyszło wojować, nasze będzie zwycięstwo!” (s. 6). Gdy ogłoszono wiadomość, że mężczyźni zdolni do noszenia broni powinni wycofać się na wschód od miasta, aby tam formować nowe oddziały, mąż diarystki w pierwszej chwili był przeciwny wyjazdowi z Warszawy – nie chciał opuścić żony, która za chwilę miała rodzić. Ta przekonała go jednak, że w tej chwili najważniejsza nie jest ona sama, lecz dobro ojczyzny i tuż przed porodem odprawiła go: „Żegnaliśmy się tak, jakbyśmy się nigdy w życiu mieli nie zobaczyć” (s. 11). Olgierd powrócił do domu jeszcze przed kapitulacją Warszawy – wśród rozbitych i wycofujących się do Rumunii oddziałów nie było dla niego miejsca. Razem z Wandą doczekali zakończenia kampanii wrześniowej i zaczęli urządzać się w nowej, powojennej rzeczywistości. Za pośrednictwem krewnych młode małżeństwo szybko zostało zaangażowane w działalność konspiracyjną. W ich mieszkaniu ukrywali się poszukiwani przez gestapo członkowie podziemia, oni sami również byli podejrzewani przez Niemców o działalność niepodległościową. Klęska Polski we wrześniu 1939 r. sprawiła, że autorka przeszła głęboki kryzys: „Przestałam zupełnie dbać o siebie, nie chodzę do fryzjera, nie stroję się, uważam, że Polki powinny ubierać się na czarno tylko, na znak żałoby po utraconej Ojczyźnie” (s. 39).

Dużo miejsca w dziennikach autorka poświęca niemieckim obozom koncentracyjnym, w których znalazło się wielu jej bliskich. Z mieszaniną radości i przerażenia pisze o krewnym, który został uwolniony z Oświęcimia po półtorarocznym pobycie: „Wrócił dziś z Oświęcimia Zbyszek Witkowski, mąż mojej bratanicy, wysiedział się niewinnie 1 ½ roku, był wzięty jako zakładnik z naszej dzielnicy, pamiętnego 18 września 1940 r. Nie pytamy go o nic na razie, wygląda jakby był spuchnięty, ma wrzody po całym ciele” (s. 66). Niedługo później do autorki dociera informacja o śmierci jej brata w Mauthausen – „Nie wiem kiedy okrzepnę z tego strasznego cierpienia. Nigdzie nie chodzę, nie mogę patrzeć na ludzi uśmiechniętych, nie mogę słuchać muzyki. Zaczynam wątpić, czy Zosia przetrzyma obóz” (s. 74) – a także o pogarszającej się sytuacji siostry, Zosi więzionej w Ravensbruck. Z każdym dniem autorka jest coraz bardziej niespokojna o los bliskich: „Co pewien czas wpadają w nasze ręce pisma opisujące męczarnie naszych więźniów w obozach. Trudno uwierzyć, że niemcy robią takie potworne zbrodnie, a świat milczy [...]” (s. 84). Jesienią 1943 r. do autorki dociera wysłany „na lewo” list od siostry z obozu Ravensbruck – Ryś-Straszyńska jest wstrząśnięta, po raz pierwszy wprost dowiaduje się o tragedii ukochanej krewnej: „Zosia opisała całą swoją gehennę obozową, tyle było przenośni niezrozumiałych. Zostało mi w głowie tylko to, że Zosia jest nieuleczalnie chora i należy się liczyć z tym, że może do nas nie wrócić” (s. 117).

Ryś-Straszyńska zdaje sobie sprawę z tego, że nie jest jedyną osobą, która w czasie wojny przechodzi osobiste tragedie, nie ma jednak żadnego współczucia wobec tych, którzy nie są w stanie poradzić sobie z okupacyjną rzeczywistością. Osoby takie postrzega jako słabe i godne najwyższej pogardy: „Mało jest obecnie ludzi, którzyby nie przeżywali osobistych tragedii. Trudno mi dziś pisać o wszystkim jasno i otwarcie. Jedni pomimo gromów trzymają się dzielnie, cierpienia kształtują ich, nie załamują się. Lecz są ludzie słabi, którzy demoralizują się, schodzą na psy, są to ludzie słabej woli i charakteru, tchórze. Dla takich zapomnieniem jest wódka, kokietki, zaniedbują rodziny, a nawet w ogóle porzucają” (s. 70-71).

Obszerną część dzienników poświęca diarystka poświęca historii powstania warszawskiego. Ostatnie tygodnie przed rozpoczęciem walk spędziła w podwarszawskich Chylicach. Będąc w zaawansowanej ciąży, nie chciała ryzykować problemów ze zdrowiem i przedwczesnym porodem w Warszawie, czego doświadczyła z drugą córką. W ostatnich dniach lipca, namówiona przez męża, wróciła jednak do miasta, przekonana, że wobec bliskości wojsk sowieckich i wycofywania się Niemców, życie warszawskich cywilów nie jest już tak zagrożone, jak dawniej. Wybuch powstania, o którym mówiło się już od dłuższego czasu, przyjęła z mieszaniną euforii i przerażenia – opuszczona przez prawie wszystkich bliskich, którzy wstąpili do oddziałów partyzanckich, została w domu sama: „Jestem sama, bezradna, właściwie niedołężna, bo w 8 mym miesiącu ciąży – mam obok siebie ukochaną córeczkę, którą chciałabym uchronić od wszystkiego złego” (s. 157). Już drugiego dnia walk, autorka przeniosła się ze swoją córką do piwnicy, gdzie wkrótce zaczęli dołączać do niej inni mieszkańcy kamienicy. Wkrótce budynek został zajęty przez powstańców: „Nasz dom razem z domem Mianowskiego 15 tworzył jeden zamknięty blok – a w czasie Powstania stał się twierdzą, broniło go około 100 młodych chłopców z pistoletami i paroma karabinami maszynowymi, a przez 11 dni zdobywało uzbrojone po zęby regularne wojsko niemieckie, lub wynajęte pijane, dzikie bandy własowców i szaulisów” (s. 160). Wspominając z perspektywy lat powstanie, Ryś-Straszyńska jest pełna oburzenia i wściekłości: „Hańba narodowi niemieckiemu! Powstanie to nie była walka, to była mordownia! Kto nie był w Warszawie w czasie powstania, ten nigdy nie zrozumie co myśmy przeżyli” (s. 170).

W połowie sierpnia autorka została wypędzona z Warszawy wraz z częścią ludności Mokotowa. Trafiła do obozu przejściowego w Pruszkowie, gdzie ku swojemu zdumieniu spotkała artystkę Zofię Lindorf: „[...] która nie była w czasie powstania w Warszawie (mieszkała w naszym domu) – przyszła szukać swojej matki i swego męża – niestety nie znalazła już w nocy zostali wywiezieni (Matka zginęła w Ravensbrück, a mąż wrócił)” (s. 185). Dzięki znajomościom udało jej się wydostać z obozu w Pruszkowie i przedostać do rodziny w Piastowie. Tam urodziła swoje trzecie dziecko, wówczas dotarły również wiadomości o kapitulacji Warszawy oraz wywiezieniu jej męża na roboty przymusowe do Niemiec. Gdy usłyszała, że po zniszczeniu miasta niektórzy Polacy usiłowali przekupywać Niemców, aby przedostać się do spalonych ruin i szukać dobytku – najczęściej, jak rozumiała, cudzego – była oburzona: „[...] robią majątki na cudzym nieszczęściu. Lekarzom wolno wracać do Warszawy, aby swoje narzędzia pracy zabrali. Członkowie R.G.O. też mogą wywozić co chcą. Nocował u nas taki pan z R.G.O. nakradł 4 futra, kilka waliz z cennymi rzeczami i uważał, że uratował to, bo i tak by się spaliło” (s. 197). Wkrótce potem autorka wyjechała z Piastowa do matki mieszkającej w Nowym Sączu, gdzie doczekała końca wojny.

Na początku 1945 r., po raz pierwszy od wybuchu powstania autorka spotkała się ze swoim mężem. W pamiętnikach szczegółowo opisuje jego ucieczkę z Rzeszy: „W Essen udał się do Arbeitsamtu, zameldował, że jest bez pracy, że jego fabryka zbombardowana, że jest specjalistą kopalnianym i prosi o skierowanie na Śląsk Cieszyński. Kiedy uzyskał oficjalne pozwolenie, mógł być pewien, że szczęśliwie przejedzie całe niemcy, a w drodze kilka razy zatrzymywało go gestapo i pieniło się ze złości, że Arbeitsamt pozwolił dwóm robotnikom podróżować bez eskorty” (s. 204).

Ostatnie strony pamiętnika wypełniają wiadomości o zakończeniu wojny i powrotach z obozów koncentracyjnych oraz robót przymusowych najbliższych przyjaciół i członków rodziny diarystki. Największą radość sprawił jej powrót ukochanej siostry Zofii, która niedługo później zaczęła pracować jako aktorka teatralna, debiutując rolą Balladyny w Teatrze Słowackiego w Krakowie, w grudniu 1945 r.  W tym czasie autorka wraz z mężem i dziećmi udała się do Warszawy, gdzie jej mąż ponownie dostał pracę jako muzyk.

Okazjonalnie w pamiętniku pojawia się próba oddania kolorytu okupowanej Warszawy, jak np. wtedy, gdy autorka opisuje niezwykłą popularność jasnowidzów, w tym słynnego także przed wojną Stefana Ossowieckiego: „Oluś zamęcza p. Ossowieckiego, znowu był u Niego w sprawie Zosi. Obecnie tak ludzie są zgnębieni, że biegają do różnych jasnowidzów, aby podtrzymać się na duchu. Jest teraz modny jakiś Mustafa z ul. Złotej, teraz ob. niego chodzą po kolei moi znajomi. Ciekawe jest to, że wszystkim małżeństwom przepowiada rozstanie na kilka miesięcy, wszystkich mężczyzn widzi z bronią w ręku, walczących” (s. 83).

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Warszawa
Opis fizyczny: 
20,5 CM ; 285 S.
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
rękopis
Język: 
Polski
Miejsce przechowywania: 
Dostępność: 
dostępny do celów badawczych
Data powstania: 
1948
Stan zachowania: 
Dobry
Sygnatura: 
A/II/1
Uwagi: 
Rękopis sporządzony niebieskim i czarnym długopisem. Nieliczne skreślenia i poprawki.
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Główne tematy: 
II wojna światowa, kampania wrześniowa, oblężenie Warszawy, okupacja hitlerowska, powstanie warszawskie, sytuacja ludności cywilnej, zbrodnie na Zamojszczyźnie, obozy koncentracyjne, odbudowa Warszawy
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1935 do 1948
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia