Srebrna kula. Kartka z mego pamiętnika
Wspomnienia Jadwigi Gorzyckiej-Kronowej – chronologicznie najstarsze spośród znanych zapisków autorki – są prowadzone z perspektywy wielu lat. W początkowej części narracji narratorka wyraża tęsknotę za dawnymi, lepszymi – w jej mniemaniu – czasami, nienaznaczonymi traumą II wojny światowej: „Pamiętasz? To chyba nie było pięćdziesiąt lat temu, to było dawniej chyba, przed wiekami, kiedy to ludzie, jak się dziś wydaje, żyli na innej, jakby lepszej ziemi i jakby w innych wymiarach. Kiedy nawet nienawiść miała ludzki wymiar, nieprzerastający skali historycznej, i jakby jakiś brzeg. I kiedy najmądrszy mędrzec tego świata ani najśmielszy w swojej wyobraźni poeta czasu nie byłby przyjął za prawdę z tej ziemi naszej dzisiejszej wiedzy o człowieku i dymów Birkenau” (k. 1r). Starając się zapomnieć o wydarzeniach wojennych, diarystka wraca myślami do czasów swojego dzieciństwa i domu rodzinnego, rodzeństwa i rodziców. Swoje wspomnienia adresuje do córki, której nigdy nie dane było poznać własnego ojca. Bliska znajomość z przedstawicielami ruchów socjalistycznych sprawiła, że Gorzycka-Kronowa już od najmłodszych lat życia nasiąkła tymi ideałami, które cierpliwie pielęgnowanymi w kolejnych latach życia: „[…] to przez nich, przez tych ludzi, napływających w nasz dom strumieniami odkąd pamiętam, idea jakby stawała się ciałem na naszych oczach. To przez nich stawała się niemniej realna niż ich istnienia i walka” (k. 12r). Autorka wspomina „rewolucjonistów”, przeciwstawiających się caratowi, których oglądała z okna swego lwowskiego domu Wśród nich byli także członkowie jej rodziny oraz bliscy znajomi rodziców. Już jako kilkuletnia dziewczynka przysłuchiwała się ich opowieściom o trudach zesłania i katorgi na Syberii: „[…] znałam dzieje Białego. Bo bodaj przez niego po raz pierwszy w życiu jakbym dotknęła z bliska tej katorgi struchlałym sercem. Bo nieraz, kiedy nachodziły go dni osobliwe, w których niepomny tego, kto go słucha, jak gdyby musiał mówić, jak tam było gdzieś na dalekim zesłaniu – wybuchał” (k. 10r). Swoją opowieść Gorzycka-Kronowa kończy na historii życia męża, rewolucjonisty – opisuje jego losy od lat młodzieńczych, gdy wydalony został z gimnazjum za nawoływanie do wprowadzenia nauki języka polskiego, przez jego wyboistą drogę ucznia rzemieślniczego, żołnierza, wreszcie aresztanta carskiego: „Był dzień 28 listopada roku 1907, gdy odprowadzono nas do cyrkułu. Mogliśmy tutaj dość długo rozmawiać. Nie przeszkadzano nam. Prosił w tej rozmowie, abym spaliła wszystkie pamiątki, które otrzymałam od niego. – Zostaw tylko listki – powiedział. – Zrywałem je z myślą o Tobie. I jeszcze jedno: kostkę z jego szczęki, którą wyjęto mu na Mokotowskiej, prosił, by zachować dla dziecka, którego się spodziewałam. I jakiś czas później, dnia 1 maja przyszło na świat na Pawiaku” (k. 20r).