Dziennik: 3.08.1998–30.09.1998
Widocznie mniej niż w poprzednich latach uwagę Grabowskiej zaprzątają bieżące wydarzenia z Polski i ze świata – Maria, która dawniej skrupulatnie odnotowywała wszystkie większe zmiany w polityce międzynarodowej, teraz tylko okazjonalnie wspomina o wynikach wyborów czy wydarzeniach na Bliskim Wschodzie lub byłej Jugosławii (wydarzenia w tej ostatniej relacjonuje nieco szerzej). Znacznie więcej uwagi niż w poprzednich zeszytach poświęca sobie i najbliższym. Dużo miejsca zajmują więc opisy stanu zdrowia oraz ducha. Maria, która od wielu lat unikała raczej nadmiernego kontaktu z ludźmi, czuje nagle potrzebę spotkań: „jakieś u mnie rozdwojenie, rozdarcie – bo właściwie samotność w towarzystwie książek, muzyki i coraz mniej telewizji nie jest dla mnie przykra. A jednak czasem tęsknię do rozmowy z ludźmi” (k. 11v). Sporo miejsca poświęca także najważniejszym tematom z czytanych książek, m.in. autorstwa Stanisława Stommy, Françoise Sagan, Jana Pawła II, od czasu do czasu przeplatane dłuższymi cytatami poetyckimi.
Zbliżający się koniec wieku nastraja diarystkę szczególnie mocno do rozważań nad przemianami w sztuce na przestrzeni XX w. – dochodzi do wniosku, że wraz z postępem czasu literatura, muzyka i malarstwo coraz bardziej podupadały, gubiąc się w treści, a nowopowstające dzieła, „jak twory Abakanowicz, wymagają odautorskiego wytłumaczenia, co to jest i co to znaczy” (k. 36r). Postępujący upadek dostrzega ona zresztą nie tylko w sztuce, ale także w społeczeństwie jako takim: „kolejno odchodzą ludzie z pokolenia wychowanych w początkach kończącego się wieku, z mojego pokolenia sprzed »potopu«. Pokolenia wysokiej kultury, umiłowania ojczyzny nie w słowach, lecz w czynach, w postawie uczciwej i odpowiedzialnej, ludzi wykształconych i mądrych. Kończy się epoka” (k. 43r).
Ostatnie karty dziennika zajmuje opis przenosin 87-letniej Marii do Suchego Lasu i jej procesu adaptacyjnego w nowym miejscu. Podpoznańska miejscowość podoba jej się, szczególnie „wiejski” klimat, jednak czuje się już zbyt stara, aby zawierać nowe znajomości i wsiąknąć w pełni w od zawsze upragniony dom. Tym bardziej zadowolona jest z wyjazdu do rodzinnego Rękawczyna, gdzie ze zdumieniem odkrywa, że mieszkańcy wioski zdają sobie sprawę z tego, kim jest jej brat, Jerzy Waldorff. Jest to pretekst do krótkich wspomnień na temat beztroskiego dzieciństwa, jeszcze sprzed przenosin do Poznania w drugiej połowie lat 30. Dziennik kończy autorka celowo 30 września, tak aby ostatni planowany przez nią zeszyt rozpoczynał się wraz z początkiem ostatniego kwartału XX w.: „Ten następny zeszyt jest cieńszy, może zdołam go zapełnić przed śmiercią” (k. 93r).