Wspomnienia Wandy Mochnacz
Wanda Mochnacz opowiada losy swojej rodziny podczas II wojny światowej. Mieszkała z rodzicami i dwiema młodszymi siostrami na Kresach Wschodnich. W chwili wybuchu wojny miała dziewięć lat. W 1939 r. jej ojciec został aresztowany i wywieziony do więzienia w Czortkowie. Podczas przesłuchań był bity. W więzieniu spędził półtora roku. Matka z dwiema córkami (sześć i trzy lata) zostały deportowane w głąb Rosji. Wanda akurat tej nocy spała u dziadków. Gdy się dowiedziała, że matkę wywożą, chciała wrócić do domu, ale powstrzymał ją kolega. Ukryła się u sąsiadki. Potem mieszkała z dziadkami aż do powrotu rodziców. Złamała wtedy nogę, która musiała się sama zrosnąć, bo nie było nigdzie lekarza. Skutki tego autorka odczuwała jeszcze po latach, kiedy okazało się, że miała gruźlicę kości. Matka i siostry po dwóch tygodniach transportu trafiły do obozu. Zakwaterowano je w barakach, gdzie w jednej izbie mieszkały cztery rodziny. Brakowało jedzenia i ubrań. Matka wykonywała bardzo ciężką pracę – woziła beczkowozem wodę do kołchozu. Dziećmi zajmowała się starsza pani ze Lwowa, którą też trzeba było karmić. Gdy przyszła wiadomość o zwolnieniu ojca, matkę przeniesiono do lżejszej pracy w kuchni. Do domu wróciła po dwóch latach. Ciągle musieli uciekać przed banderowcami. Ojciec zmarł w wieku czterdziestu dwóch lat, doczekał jeszcze powrotu żony i córek z kołchozu. Matka żyje do dzisiaj, ma osiemdziesiąt lat. Młodsza siostra zmarła dwa lata wcześniej. Autorka wspomina swój sen, jaki miała tej nocy, kiedy zabierano jej matkę. Uważa, że było to proroctwo, że czeka ją ciężkie życie. Przyśniły się jej dwa obrazy: Matki Boskiej Bolesnej oraz Pana Jezusa w cierniowej koronie.