publikacje

Wróć do listy

Wspomnienia Haliny Juszczyk

Autorka opisuje losy swojej rodziny. Urodziła się w osadzie Niechniewicze (ziemia nowogródzka) w rodzinie byłego legionisty. Ojciec, Jan Kojder, urodził się w Łańcucie w 1896 r. Jako młody chłopak, nie kończąc szkoły handlowej, wstąpił do Legionów i przebył z nimi całą kampanię. Zdemobilizowany w randze chorążego, osiadł w Niechniewiczach, gdzie otrzymał działkę wojskową. Potem od jednego z osadników odkupił drugą działkę, w Adampolu. W Niechniewiczach poznał swą przyszłą żonę, Władysławę Majcher, która przyjechała w odwiedziny do brata, kapitana Ludwika Majchera (również byłego legionisty), sąsiada ojca. Rodzeństwo Majcher pochodziło z Wieliczki k. Krakowa. Wujek Ludwik wyjechał jako młody chłopak do Ameryki, ale wrócił na wieść o powstaniu Legionów. Jego żona, ciocia Helena, wróciła w 1923 r. i razem osiedli na Kresach.

Początkowo życie osadników było bardzo trudne, ale z czasem ich sytuacja się poprawiła. W domu Juszczyków było pięcioro dzieci: Krysia (1928 r.), Halina (1931 r.), Wandzia, Jadzia i Staś. W 1935 r. po krótkiej chorobie zmarła Wandzia. Kilka lat przed wojną rodzice sprowadzili na Kresy swoich rodziców, ale wszyscy z wyjątkiem babci Kojder umiarli jeszcze przed wojną. Autorka niewiele pamięta z tego okresu, bo miała zaledwie 8 lat, gdy opuściła te tereny.

Po wybuchu II wojny światowej, w niedzielę 17 września nad ranem wojska radzieckie przekroczyły granicę polską (odległą od wsi, której mieszała autorka, o 60 km). Pojawiły się czołgi. Jeszcze tego samego dnia ojciec, razem z innymi osadnikami wojskowymi, został aresztowany. Przetrzymywano go na posterunku policji. To uratowało mu życie, bo w nocy Rosjanie i pijani Białorusini dokonywali egzekucji na Polakach. Na drugi dzień poszli z matką odwiedzić ojca, udało im się z nim zobaczyć. To był ostatni raz, kiedy go widziała. Po południu więźniów przegoniono do Nowogródka, gdzie ojciec spotkał w celi wujka Ludwika. Matka pojechała, by się z nimi zobaczyć, ale bez powodzenia. Po trzech miesiącach uwięzieni zostali wywiezieni w głąb Rosji i wszelki słuch o nich zaginął. Żadne poszukiwania, nawet powojenne, nie przyniosły rezultatu.

Od czasu zabrania ojca zaczęły się szykany wobec rodziny autorki, nocne rewizje, szukanie broni, rozgrabianie dobytku. Autorka opisuje wojsko radzieckie – obszarpane, głodne i brudne. W końcu w nocy 10 lutego 1940 r. przyszło do ich domu NKWD z Białorusinami. Zabrali całą rodzinę (matka, czworo dzieci, babcia Kojder). Autorka miała wtedy 8 lat, Krysia 11, Staś 4, a Jadzia 2. Mogły zabrać ze sobą trochę rzeczy. Ciocia Helena, która była spakowana, zabrała więcej. Podczas zsyłki sprzedawali te rzeczy za żywność, żeby przetrwać. Podróż do posiołka Czurga, ok. 100 km na południe od Archangielska, trwała dwa tygodnie. Tam mama i ciocia pracowały całe dnie w lesie. Halina i starsza siostra chodziły do szkoły, a młodsze rodzeństwo do przedszkola. Za buty ojca matka kupiła kozę, by mlekiem karmić dzieci. Nadludzkim wysiłkiem walczyła o przetrwanie rodziny. Brakowało jedzenia. Po czterech miesiącach babcia zachorowała, zabrano ją do szpitala w Wielsku i już nie wróciła.

Po napaści Niemiec na ZSRR ogłoszono amnestię. Zaczęły się przygotowania do wyjazdu na południe, gdzie zaczęło się formować wojsko polskie. Dzień przed wyjazdem ciocia złamała nogę i cała rodzina została. Pod koniec grudnia 1941 r. zawiadomiono ich, że będzie jeszcze jeden transport. Musiały dotrzeć do Wołogdy, skąd ruszał pociąg towarowy. Z wielkim trudem udało im się. Podczas transportu Jadzia i Staś zachorowali na odrę i w styczniu zmarli. Ich ciała zostały na mijanej stacji. Matka bardzo to przeżyła. Kilka dni po śmierci rodzeństwa Halina omal nie została na jednym z postojów. W ostatniej chwili udało jej się złapać pociągu i na zewnątrz dojechała do następnej stacji, tuląc się do ciała zmarłego mężczyzny, by nie zamarznąć.

Na początku marca 1942 r. dojechali do miasta Kamaszy w Uzbekistanie. Po dwóch tygodniach wysłano ich do kołchozu „Woroszyłow”, a po miesiącu dostali wiadomość, że za trzy dni odchodzi ostatni transport z Jakubaku. Z wielkim trudem udało się im dostać do tej miejscowości, ale okazało się, że transport odwołano. Zostały skierowane do kołchozu „Uzbeskistan”. Pod koniec kwietnia 1942 r. matka zachorowała na tyfus plamisty i zabrano ją do szpitala, w którym przebywa również ciocia. Halina z Krysią zostały same. Wojsko dzieliło się nimi jedzeniem, którego część zanoszą do szpitala. W międzyczasie trafiły do sierocińca. Władze polskie starały się zebrać jak najwięcej dzieci, by wywieźć je z ZSRR przed zamknięciem granicy.

W sierpniu 1942 r. ochronkę z wojskiem i grupką cywili, wśród których były mama i ciocia, wywieziono do Krasnowodska (obecnie Turkmenbaszy w Turkmenistanie), skąd wypłynął okręt do Pahlavi (obecnie Bandar-e Anzali w Iranie). Halina chorowała na jaglicę, prawie nie widziała. Następnie przez miesiąc przebywały w Teheranie, gdzie dziewczynki chodziły do szkoły. Potem przeniesiono je do obozu w Ahwazie i dalej przez Zatokę Perska i Ocean Indyjski do Karaczi w Indiach.

W lutym 1943 r. przypłynęły do portu Beira w Mozambiku, skąd pociąg osobowy zabirał je do obozu Rusape w Południowej Rodezji (obecnie Zimbabwe). Tam autorka skończyła czwartą i piątą klasę szkoły powszechnej. W kwietniu 1944 r. siostry zdały egzaminy wstępne do Żeńskiego Gimnazjum i Liceum Ogólnokształcącego w Digglefold. Autorka skończyła tam trzy klasy gimnazjum. Mile wspomina ten okres w swoim życiu. Szczególnie ceniła dyrektora szkoły, gen. Ferdynanda Zarzyckiego, oraz polonistkę Jadwigę Otwinowską. Koniec wojny przyniósł rozczarowanie. Digglefold zostało zlikwidowane, a uczniowie przeniesieni do obozu Gatoooma, gdzie Halina zdała małą maturę, po czym rozpoczęła naukę w liceum. Obozy powoli opróżniały się z powodu łączenia rodzin i emigracji do innych krajów. Ciocia Helena na stałe została w Salisbury, gdzie do przejścia na emeryturę pracowała w internacie szkoły żeńskiej (zmarła w 1989 r.). Halina z siostrą i matką, wraz z nielicznymi osobami pozostałymi w Gatooma, w styczniu 1949 r. przeniosły się do obozu Tengeru w Tanganice, położonego u stóp góry Meru.

Rok później przypłynęły do portu Fremantle w Zachodniej Australii, a po dwóch latach zamieszkały w Melbourne. Wkrótce Halina poznała Mariana i w lutym 1953 r. wyszła za niego za mąż. Mieli troje dzieci: Jurka, Ewę i Krysię. Cała trójka skończyła studia i założyła swoje rodziny. Matka autorki umarła na początku lat 90. w wieku 91 lat.

Autor/Autorka: 
Miejsce powstania: 
Melbourne (Australia)
Opis fizyczny: 
7 s. luź.
Postać: 
luźne kartki
Technika zapisu: 
maszynopis
Język: 
Polski
Miejsce przechowywania: 
Dostępność: 
tak
Data powstania: 
1995
Stan zachowania: 
dobry
Sygnatura: 
AWII/2420
Tytuł kolekcji: 
Archiwum Wschodnie
Uwagi: 
Tytuł nadany przez redakcję Archiwum Kobiet.
Słowo kluczowe 1: 
Słowo kluczowe 2: 
Słowo kluczowe 3: 
Osoba, której dotyczy treść: 
Główne tematy: 
okupacja na terenach dzisiejszej Białorusi, życie i praca na zesłaniu, warunki w obozach dla uchodźców
Nazwa geograficzna - słowo kluczowe: 
Zakres chronologiczny: 
Od 1939 do 1953
Nośnik informacji: 
papier
Gatunek: 
pamiętnik/wspomnienia