Podróż India 1963
Ewa Szumańska opisuje swoją podróż przez Afrykę do Azji Południowej. Autorka jest pasażerką statku towarowego „Bierut”. Dzięki członkostwu w klubach marynistycznych może podróżować statkami handlowymi, zwraca tylko koszty utrzymania. Podczas postoju statku w porcie i przeładunku towarów ma czas na zwiedzanie danego miejsca. Dziennik zawiera obszerną, wielowątkową relację, prowadzoną w sposób bardziej dopracowany i uporządkowany niż dużo późniejsze zapiski. Można stwierdzić, że notatki z tej wyprawy posłużyły później autorce do napisania powieści Czekanie na pilota (1966).
Statek odpływa 13 sierpnia z Gdańska i po postoju na redzie w Gdyni wyrusza w dalszą podróż. Pierwszym portem, do którego dopływa, jest Hamburg, gdzie zatrzymuje się na kilka dni. W trakcie postoju jeden z radiooficerów trafia do szpitala z zawałem serca, co przedłuża postój. Sytuacja ta wzbudza niepokoje na statku – pojawiają się obawy, wywołane przesądami marynarskimi, że podróż jest pechowa: „Statek ma złą sławę. Ochmistrz pyta, kto pierwszy wszedł na statek, jeżeli ja [jako kobieta], to pech” (I, s. 10). W czasie postoju autorka zwiedza Hamburg, spotyka się z mieszkającym tam, pochodzącym z Polski, Żydem o nazwisku Rabinowicz, który opowiada jej o swoim życiu: „o walkach na froncie rosyjskim, o głodzie, o tym że stracił wszystkich swoich we Lwowie. Po wojnie prowadził w Krakowie mały interes. Wszystko w największym porządku, książki, buchalteria [...]. Rąbnęli mu domiar przekraczający wartością wszystko, co posiadał. Poszedł do kierownika wydziału – dlaczego? »Bo nie mogą uwierzyć, żeby Żyd prowadził interes uczciwie« – Niech pan to powtórzy. Powtórzył. Wtedy nie wytrzymał i rzucił w niego stołkiem. Przykrości, szykany, Przyjaciele frontowi ułatwili mu wyjazd. Tu w Hamburgu, w urzędzie finansowym sami mu powiedzieli, że uciekinier płaci tylko 50% podatku. Więc nie wraca, ale tęskni” ((I, s. 12–13).
Kolejnym portem jest Antwerpia, tam również Szumańska zwiedza miasto. W tym czasie pisze artykuł do czasopisma „Gospodarka Morska”, słucha opowieści kapitana i oficerów o ich przygodach, uczestniczy w organizowaniu rozrywek na statku; 1 września statek wpływa do Portu Said w Egipcie, gdzie autorka spotyka się ze swoim znajomym Andrzejem i razem z nim udaje się na wieczorne zwiedzanie miasta. Opisuje bazary, tłoczne kafejki, zwraca uwagę na obecność wyłącznie mężczyzn na ulicach. Kolejnymi miejscami postoju na trasie są: Suez, Aden w Jemenie, Karaczi w Pakistanie, gdzie Szumańska odwiedza mieszkającą tam rodzinę hinduską, z którą podróżowała od Adenu, i opisuje nędzę w mieście. W połowie września statek dopływa do Bombaju. Bombaj wywołuje ogólne wrażenie miasta nędznego i brudnego, a mieszkający w nim ludzie – nieumytych i ponurych. Podobają jej się jednak bulwary i Flora Fountain. Odbywa wizytę w lokalnym radiu, kierowanym przez Polkę, uczestniczy w nagrywaniu audycji. Udaje się też na spektakl w ramach festiwalu Divali. Zostaje zaproszona przez redaktorkę radia na inaugurację roku akademickiego na Uniwersytecie Kobiecym, którą ocenia bardzo negatywnie, zwiedza Wiszące Ogrody, świątynię dżinijską. Następnym przystankiem jest Colombo na Cejlonie, gdzie odwiedza m.in. Fine Arts College i Państwową Szkołę Muzyczną, obserwuje prace przy uprawie ryżu oraz na plantacjach herbaty. Zwiedza też świątynię buddyjską i korzysta z atrakcji turystycznej, jaką jest jazda na słoniu. Udaje się również do lokalnego radia.
Potem następuje powrót do Indii, tym razem statek dociera do Madrasu, który oceniany jest nieco lepiej przez autorkę niż Bombaj, jako czystszy i „godniejszy”. Szumańska zwiedza miasto, Victoria College, plażę, pomnik Ghandiego, świątynię hinduską, muzeum, udaje się też do teatru. Tam poznaje młodego Amerykanina i ponieważ spektakl jest mało satysfakcjonujący, wspólnie jadą do baru przeznaczonego tylko dla białych. W połowie października „Bierut” dopływa do Rangun w Birmie. Tu, jak wspomina autorka: „Cały kraj jest w ogniu walki – nie można zapuszczać się w głąb z powodu partyzantki” (I, s. 111). Mimo to, gdy udaje jej się po pewnych problemach opuścić statek, wsiada do pociągu, aby jak najwięcej zobaczyć. Mimo wstrętu do współpasażerów odbywa kilkugodzinną wyprawę, mija pola ryżowe, klasztor, okręg przemysłowy. Po kilkugodzinnej przejażdżce powraca na statek. Kolejnym odwiedzanym miejscem jest Kalkuta, gdzie trwa święto Puja. Szumańska zwiedza Victoria Memorial, gdzie dziwi ją nabożny stosunek Hindusów do symbolu potęgi brytyjskiej. Udaje się też na koncert, który jednak nie podoba jej się ze względu na brak wyraźnej pointy w muzyce. Podczas wizyty w radiu rozmawia z dyrektorem, który opowiada, dlaczego tak ważna jest w Indiach filozofia oparta na unikaniu przemocy. Szumańska uważa, że nie jest to słuszna postawa, bo „w ten sposób Indie zginą” (I, s. 134). Ostatnim przystankiem w Indiach jest Visakapatnam (14 listopada).
W opisywanym tu dzienniku dużo miejsca Szumańska poświęca na opisywanie swoich wrażeń i emocji. Początkowo jest podekscytowana wyprawą, co szczególnie uwidacznia się w zapiskach z 27 sierpnia, podczas mijania Gibraltaru: „Kiedyś, kiedy to było tylko nazwą filmu, nigdy nie przypuszczałam, że dane mi będzie poznać te nazwy z bliska, odetchnąć światem, nie pozostawić go jako tęsknoty na mapie. W takich momentach człowiek dochodzi do wniosku, że osiągnął szczęście i to jest aż bolesne” (I, s. 27). Z czasem emocje te się zmieniają. Po wpłynięciu na południowe obszary Morza Śródziemnego bardzo często Szumańska narzeka na upał i złe samopoczucie. Ma problemy z relacjami z załogą statku, szczególnie często wchodzi w konflikt z kapitanem. Kłótnie powodują u niej silne zdenerwowanie, z którym usiłuje sobie poradzić, zażywając leki uspokajające. Większość odwiedzanych miast azjatyckich napawa Szumańską obrzydzeniem, boi się też zarażenia jakąś chorobą – w Bombaju pisze: „nie wierzę, że żywa i normalna dotrwam do momentu powrotu, czuję że zostawią mnie w którymś z tych przerażających, lepkich portów w szpitalu albo nieżywą” (I, s. 71). Często źle się czuje, zarówno pod względem fizycznym, jak i psychicznym. W związku z tymi problemami wielokrotnie zastanawia się nad rezygnacją z dalszej podróży, na co decyduje się ostatecznie w połowie listopada – opuszcza statek i wraca do Polski samolotem z Madrasu.
Nie sposób nie zauważyć w dzienniku często wyrażanego przez autorkę negatywnego stosunku do mieszkańców odwiedzanych przez nią krajów Afryki i Azji. W zapiskach znajdujemy ogromną ilość komentarzy, które można określić jako rasistowskie. W kilku przypadkach, szczególnie w Indiach, autorka pozytywnie odnosi się do niektórych, interesujących dla niej aspektów kultury danego kraju, ale ogólne wrażenie jest zwykle negatywne. Warto zwrócić uwagę na to, że nie jest w tym odosobniona. Już na początku podróży na statku oficerowie opowiadają o swoich przygodach na morzu, a w opowieściach tych zazwyczaj przejawia się nieprzychylny stosunek do mieszkańców krajów azjatyckich i afrykańskich, którzy często przedstawiani są w złym świetle, jako barbarzyńcy. Autorka w swoich zapiskach przejmuje od załogi statku pogardliwe określenie „Mahmudy/ Mahmuty”, oznaczające mieszkańców krajów arabskich (stosowane jednak też w Indiach, więc prawdopodobnie odnoszące się w ogóle do osób o ciemniejszym kolorze skóry). W zapiskach pojawia się też określenie: „półludziki”, stosowane przez Szumańską wobec pasażerów wsiadających na statek w Suezie (Somalijczyków i Adeńczyków). W Adenie z kolei wyraża się w niewybrednych słowach o napotkanych tam, żyjących w nędzy, osobach z niepełnosprawnościami: „Potworek z głową dorosłego człowieka i ciałkiem dziecka na stole. Facet chodzący tylko na czworakach jak zwierzę z rękami uformowanymi jak stopy. Łyse debile” (I, s. 51–52). Dom hinduskiej rodziny w Karaczi i jego mieszkańcy robią na Szumańskiej złe wrażenie, podobnie jak dom agenta w Bombaju („małe, szmatławe Hindusy, żyjące na poziomie gubernatorów”, I, s. 73). Pogardę budzi w autorce inauguracja roku akademickiego na Uniwersytecie Kobiecym: „Okrutna, nudna ceremonia, z przemową prof. Kotavi, z której, gdyby nie tekst, nic nie możnaby zrozumieć, tak ohydnie tu mówią po angielsku. [...] Po tym redaktorka przedstawia mnie kolejno profesorom w gaciach i ohydnym starym, żarliwym babom. Nie wiadomo, o czym mówić – na wszystko odpowiadają wyuczoną formułką. [...] Z tych nudów i rozpaczliwych rozmówek dostaję tak piekielnego bólu głowy, że żegnam się i wychodzę, budząc tym wielkie niezadowolenie”. Czasem Szumańska stwierdza po prostu, że Hindusi są brzydcy, brudni i idiotycznie ubrani.
Czytając stosowane przez autorkę sformułowania, trudno oprzeć się wrażeniu, że w jej opinii (przynajmniej na tym etapie podróży po świecie) odwiedzane przez nią kraje afrykańskie i azjatyckie zlewają się w jeden obraz świata pogrążonego w brudzie i nędzy, zamieszkiwanego przez istoty, które nie do końca zasługują nawet na określanie ich ludźmi. Obraz ten kontrastuje ze światem Zachodu, który jest w pewien sposób lepszy, bardziej „ludzki”. Kontrasty te widoczne są w opisach miejsc o charakterze bardziej „europejskim”, np. po „okropnej” wizycie w zwykłym domu hinduskim autorka idzie do kina na film z Liz Taylor: „Kino klimatyzowane, siedzi się w swetrze, po tym powoli odżywa się i staje się z powrotem człowiekiem. Jak mało potrzeba do tego, żeby być człowiekiem i cieszyć się wszystkim, co się widzi” (I, s. 73–74).
Na końcu dziennika znajduje się 12 stron maszynopisu, który stanowi prawdopodobnie notatkę do audycji radiowej. Autorka opisuje w niej swoje wrażenia z pobytu w Indiach, w nieco bardziej ocenzurowanej formie niż w dzienniku (bez wyraźnie rasistowskich określeń). Tu też wspomina o niezrozumiałej dla niej filozofii ascezy i całkowitego wyrzekania się przemocy: „Nędza i całe wieki doznawanych krzywd tworzą przeważnie w narodzie jakiś potencjał energii, który wyzwalając się, prowadzi do buntu i radykalnych przemian. Tutaj wszystko rozbija się o zdumiewającą cierpliwość i fanatyzm religijny tego wielkiego narodu, = zamiast ulec spiętrzeniu, rozlewa się w szeroki, powolny strumień rezygnacji i cierpienia” (II, s. 8–9). Ewa Szumańska dzieli się w tym miejscu swoim brakiem zrozumienia takiego podejścia wobec wszechobecnej biedy i głodu. Przeciwieństwem takiego nastawienia jest postawa strajkujących dokerów, która napawa autorkę optymizmem.