Listy Ireny Solskiej do Seweryny Broniszówny, 1949-1952
Irena Solska, odbywająca w tym czasie leczenie, pisała do aktorki Seweryny Broniszówny (1891-1982) jako do przyjaciółki, która była wówczas jeszcze aktywna zawodowo, wiązała więc autorkę listów z aktualną praktyką teatralną. Poza tym od 1951 r. Solska co miesiąc upoważniała Broniszówną o odebranie i przesłanie jej gaży, jako że od tego roku znajdowała się na liście Teatru Polskiego w Warszawie, jednocześnie tam już nie mieszkając (aktorka w te lata już nie miała własnego mieszkania). Listy Solskiej z tego okresu przepełnione są krytyką obecnego stanu teatru. Autorka dużo pisze o dominacji ideologii, która w praktyce teatralnej oznaczała przewagę teoretyzowania nad spontaniczną twórczością. Solska oskarża również wybitnych twórcó, którzy poddali się tej tendencji. Pisze m.in. o Leonie Schillerze: „Co robi Lulek – dopuszcza tych filozofów do głosu – pewno się bawi i czeka do czego GŁUPSTWO DURNI doprowadzi” (list z 31.10.1951). Będąc w Poznaniu odnotowała: „Poznański grajdołek bardzo pracuje – pięć teatrów i objazdowy! I ideologia – szósty teatr, najbardziej udany” (30.IV.1952). Z przerażeniem odnosi się także do wydarzeń takich jak zabicie Stefana Motyki (którego nazywa Stefanem Lindorfem z racji żony Zofii Lindorfówny; Motyka został w r.1951 zlikwidowany poprzez podziemie antykomunistyczne), albo zwolnienie Mieczysława Kotlarczyka, prowadzącego do Teatr Rapsodyczny, który Solska bardzo ceniła. W kilku listach podsumuje swoje przeżycia od czasu wojny: „Kochana Droga, zawsze stałam w szeregach walczących – od Powstania jestem jak p o r a n i o n a!! Mój magiczny szaniec, żeby unikać klęsk i katastrof życiowych — za słaby był – któż na tym ucierpiał? HANKA [córka] i JASIEK [wnuk]” (16.03.1952). Dalej opowiada o klęsce swojej pracy oświatowej na Dolnym Śląsku w latach powojennych. Więcej na ten temat pisze 16.06.1952, określając swoje cele w roku 1945/46, kiedy zaczynała pracę na Dolnym Śląsku: „I – wysukiwać talenty nie sztampowane” (wylicza osoby, których uważa za swoje odkrycia), „Drugim celem było – stworzyć ludziom, wysiedlonym, bez kąta, bez przydziału życiowego – wojna im wszystko zabrała – cel – zająć ich myśł – Być dla nich złudnym oparciem – tego chciałam – ale tamto to by cel pierwszy”.
Jednocześnie listy są pełne szczegółów życia powszechnego: stałymi wątkami jest brak pieniędzy (spowodowany regularnymi spóźnieniami gaży), niekiedy głód, który panuje w lecznicach, chamstwo i biurokracja, w końcu błędne diagnozy, które Solska definiuje jako „zatrucia”. 31.XI.1951 pisze, że jednocześnie z listem posyła palto, które prosi sprzedać. Żyje w stałej obawie, że minister kultury i sztuki Stefan Dybowski odmówi jej swojego poparcia i że już skreślili ją z listy Teatru Polskiego i żyje „z łaski kolegów” (dzieli się taką plotką 5.XII.1951). Szuka u Broniszówny protekcji w tych sprawach. W każdym nowym miejscu Solska z entuzjazmem przystępowała do leczenia, ale po jakimś czasie była przestraszona ogólną atmosferą i zamętem w działaniach. Z sanatorium w Świeradowie-Zdroju dużo i malowniczo pisze o sąsiadach robotnikach, pełnych nienawiści do ludzi cieszących się jakichkolwiek dostatkiem, łącznie z nią, bo mieszka w separatce: „grzmiali i chichotali na myśl o torturach, które szykują dla ludzi, których nawet na korytarzu nie spotkali” (8 IX 52). W tym samym liście dochodzi do wniosku: „zobaczyłam bezsens świetlicowych imprez. Nie przerobią programowe widowiska DUSZ LUDZKICH – nie zrobią ze zwierzaków – LUDZI!”. Koniec 1952 r. jest mało pocieszający - już z Krakowa pisze, że „niesłychane zachowanie się bandy „sąsiadów swieradowskich” spowodowało, że „i przed wyjazdem i po przyjezdzie do Krakowa przechorowałam atakami tak silnymi, jak jeszcze nigdy” (25.IX.1952). Do zbioru dołączone zostały także dwa dokumenty, które nie są listami Solskiej. Jeden z nich to warianty zakończenia przemówienia o Stanisławie Wysockiej, co jest o tyle ważne, że o drugim wariancie Solska pisze jako o wziętym z „notatek” (czyli z tekstu autobiografii, którą wtedy przygotowała), ale zasadniczo różni się on od tekstu, który został opublikowany (I.Solska. Pamiętnik, Warszawa, 1978): w przemówieniu Solska nazywa Wysocką „wiernym przyjacielem, który mnie nie zawiódł w potrzebie”. Prawdopodobnie tekst był przygotowany na akademię ku czci Wysockiej w 1951 r.